Czekają nas olbrzymie napięcia w sferze budżetowej, nacisk na wzrost realnych płac w sektorze prywatnym, wzrost stóp procentowych i długoterminowy spadek wycen aktywów taką pesymistyczną wizję rysuje Tomasz Tarczyński, szef Opoka TFI SA.
Robert Azembski: Kryzys się kończy czy tak naprawdę zaczyna?
Tomasz Tarczyński: Jesteśmy w trakcie jego kolejnej odsłony. Zaczął się w 2007 r., a tym razem dotyczy finansów publicznych. W tym roku spodziewajmy się jego eskalacji w Europie.
Grecja wybrnie z kłopotów?
Nie da się uniknąć bankructwa Grecji i prawdopodobnie kilku innych krajów. Implodujące rynki papierów skarbowych pociągną za sobą słaby europejski sektor bankowy, którego spora część prawdopodobnie zbankrutuje. Ponieważ zarówno Niemcy, jak i kraje wschodzące, w tym Chiny, mają własne problemy, jedynymi, u których można szukać pomocy, są banki centralne. Uważamy, że w apogeum kryzysu Europejski Bank Centralny zacznie na masową skalę interweniować na rynku papierów skarbowych. Znacząco zwiększy to ryzyko hiperinflacji w następnych latach.
Czy Polska przejdzie przez kryzys suchą nogą?
Naszym zdaniem dekada łatwego wzrostu dla Polski właśnie się kończy ? tak samo jak dla innych rynków wschodzących. Napływ tanich kapitałów z rynków rozwiniętych, fundusze europejskie, EURO 2012, tani złoty, znaczny wzrost zadłużenia, sprzyjające czynniki demograficzne ? to wszystko powodowało, że od 2002 r. polska gospodarka rozwijała się dynamicznie. Większość tych czynników zacznie wygasać w 2012 r. i działać w przeciwnym kierunku, powodując znaczne relatywne pogorszenie wyników naszej gospodarki. Najbardziej niepokojące jest odwrócenie trendów demograficznych, które będzie jednym z najgwałtowniejszych na świecie. Spowoduje to olbrzymie napięcia w sferze budżetowej, nacisk na wzrost realnych płac w sektorze prywatnym, wzrost stóp procentowych i długoterminowy spadek wycen aktywów.
Czy bessa wróci na giełdę?
Wygląda na to, że w bessie na polskim rynku jesteśmy cały czas od 2007 r. Naszym zdaniem dno cen akcji jest dopiero przed nami. Analiza cykli, zachowanie rynków podczas poprzednich kryzysów oraz ich stan w chwili obecnej wskazują, że najbardziej prawdopodobną datą dołka jest druga połowa 2012 r., ewentualnie pierwsza połowa 2013 r. Ze względu na niskie wyceny spółek i koniec przewagi siły rynków rozwijających się (w tym Polski) nad krajami rozwiniętymi najbardziej korzystnym miejscem do lokowania aktywów w następnej fali hossy będą jednak kraje rozwinięte, a nie Polska.
Tomasz Tarczyński: Jesteśmy w trakcie jego kolejnej odsłony. Zaczął się w 2007 r., a tym razem dotyczy finansów publicznych. W tym roku spodziewajmy się jego eskalacji w Europie.
Grecja wybrnie z kłopotów?
Nie da się uniknąć bankructwa Grecji i prawdopodobnie kilku innych krajów. Implodujące rynki papierów skarbowych pociągną za sobą słaby europejski sektor bankowy, którego spora część prawdopodobnie zbankrutuje. Ponieważ zarówno Niemcy, jak i kraje wschodzące, w tym Chiny, mają własne problemy, jedynymi, u których można szukać pomocy, są banki centralne. Uważamy, że w apogeum kryzysu Europejski Bank Centralny zacznie na masową skalę interweniować na rynku papierów skarbowych. Znacząco zwiększy to ryzyko hiperinflacji w następnych latach.
Czy Polska przejdzie przez kryzys suchą nogą?
Naszym zdaniem dekada łatwego wzrostu dla Polski właśnie się kończy ? tak samo jak dla innych rynków wschodzących. Napływ tanich kapitałów z rynków rozwiniętych, fundusze europejskie, EURO 2012, tani złoty, znaczny wzrost zadłużenia, sprzyjające czynniki demograficzne ? to wszystko powodowało, że od 2002 r. polska gospodarka rozwijała się dynamicznie. Większość tych czynników zacznie wygasać w 2012 r. i działać w przeciwnym kierunku, powodując znaczne relatywne pogorszenie wyników naszej gospodarki. Najbardziej niepokojące jest odwrócenie trendów demograficznych, które będzie jednym z najgwałtowniejszych na świecie. Spowoduje to olbrzymie napięcia w sferze budżetowej, nacisk na wzrost realnych płac w sektorze prywatnym, wzrost stóp procentowych i długoterminowy spadek wycen aktywów.
Czy bessa wróci na giełdę?
Wygląda na to, że w bessie na polskim rynku jesteśmy cały czas od 2007 r. Naszym zdaniem dno cen akcji jest dopiero przed nami. Analiza cykli, zachowanie rynków podczas poprzednich kryzysów oraz ich stan w chwili obecnej wskazują, że najbardziej prawdopodobną datą dołka jest druga połowa 2012 r., ewentualnie pierwsza połowa 2013 r. Ze względu na niskie wyceny spółek i koniec przewagi siły rynków rozwijających się (w tym Polski) nad krajami rozwiniętymi najbardziej korzystnym miejscem do lokowania aktywów w następnej fali hossy będą jednak kraje rozwinięte, a nie Polska.