Nadmierna reglamentacja prawa do wykonywania zawodów skutkuje zwiększonym bezrobociem i mniejszą ofertą usług. Chcemy to naprawić. Szkoda, że w tej sprawie Ryszard Kalisz staje po stronie korporacji mówi Tadeusz Aziewicz, poseł i jeden z ekspertów gospodarczych PO.
O planowanej deregulacji zawodów piszemy w aktualnym numerze (4/2012) magazynu 'Bloomberg Businessweek Polska' oraz w dzisiejszym newsletterze Businesstoday.pl.
Karol Manys: Martwi Pana zapowiedź Ryszarda Kalisza, że opozycja nie poprze planowanej przez rząd deregulacji zawodów?
Tadeusz Aziewicz (PO): Przypominam, że rządząca koalicja ma w Sejmie stabilną większość. Oczywiście im szerszy konsensus, tym lepiej, ale myślę, że dla tego projektu nie będzie to mieć kluczowego znaczenia. Szkoda, że w tej sprawie Ryszard Kalisz staje po stronie korporacji.
A ma rację, mówiąc, że zapowiedź uwolnienia zawodów to działanie pod publiczkę?
Rozmawiajmy o faktach. Dziś mamy w Polsce 380 zawodów, które są reglamentowane. Stawia nas to w europejskim ogonie. Nie można nie zauważać negatywnych skutków takiego stanu rzeczy.
Co Pan ma na myśli?
Na przykład kwestie związane z cenami usług czy dostępem młodych specjalistów do rynku. Skutkuje to przecież zwiększonym bezrobociem i mniejszą podażą usług. Jeśli chcemy to naprawiać, to trudno nas posądzać o działanie pod publiczkę.
Nie wszystko da się zderegulować. Ryszard Kalisz uważa, że w niektórych wypadkach może to mieć opłakane skutki.
Nikt poważny nie chce deregulować wszystkiego. Wiadomo, że niektóre zawody, takie jak choćby lekarz, muszą pozostać reglamentowane. Chcemy i będziemy znosić bariery, ale zachowując przy tym zdrowy rozsądek. Jest jasne, że tu trzeba znaleźć złoty środek między bezpieczeństwem konsumentów a potrzebami rynku.
Jaki wpływ na rynek ma obecne przeregulowanie zawodów?
Chyba nie ulega wątpliwości, że negatywny. Choćby dlatego, że każde ograniczanie konkurencji powoduje wzrost kosztów funkcjonowania danej branży. Mówiłem już o kwestiach związanych z zatrudnieniem i o zwiększonym bezrobociu wśród młodych. Zbyt ostre regulacje powodują też, że tworzą się grupy interesów, które są zainteresowane jeszcze większym ograniczaniem konkurencji i zamykaniem się na nowych uczestników. To są normalne prawidła rynku. I właśnie dlatego chcemy otworzyć dostęp do jak najszerszego spectrum zawodów, by każdy, kto ma określone kwalifikacje i umiejętności, mógł swobodnie w danej branży działać. Nieustannie porównujemy się z innymi krajami. No więc jeśli są kraje, w których pewne zawody funkcjonują bez żadnych obostrzeń z korzyścią dla konsumentów, to dlaczego u nas ma być inaczej?
Myśli Pan, że redukcja listy zawodów regulowanych z dzisiejszych 380 do około 100 rzeczywiście jest realna? Uwalnianie zawodów prawniczych trwa przecież od dawna i jak dotąd ciągle nie przynosi spodziewanych efektów.
To jasne, że opór materii jest duży. Nie przypadkiem deregulacja, o której mówimy, stała się jednym z głównych priorytetów rządu. Nie przypadkiem za przygotowanie całego projektu odpowiada minister Jarosław Gowin, osoba spoza korporacyjnych układów, który do tej pory nie zajmował się tymi sprawami. Trzymamy kciuki za pełne powodzenie tego projektu, ale od razu dodam, że błędem byłoby podchodzenie do redukcji listy reglamentowanych zawodów w kategoriach sportowych.
To znaczy?
To, czy zderegulowanych zawodów będzie ostatecznie odrobinę mniej, czy więcej, nie jest w tym momencie najważniejszą sprawą. Ważne, by ten proces rozpocząć i podejmować dobre decyzje.
Które zawody Pana zdaniem nadają się do natychmiastowego otwarcia?
Wiem, że minister Gowin przygotowuje stosowną listę, wypadałoby zatem, aby wypowiedział się w tej sprawie jako pierwszy. Podawany był już choćby przykład osławionych przewodników turystycznych... Proszę mi powiedzieć, jaki jest sens, by ktoś trzeci decydował o tym, kto może oprowadzać wycieczki? Ryzyko czy koszty społeczne w przypadku ewentualnego błędu nie są tu wysokie. Ale każdy przypadek jest oczywiście inny i wymaga odrębnej analizy. Ja osobiście wolałbym pracować nad konkretnym projektem.
Kiedy jest spodziewany?
Jak najszybciej. Deregulacja była jednym z naszych głównych postulatów wyborczych. Wiem, że minister Gowin intensywnie pracuje. Mam nadzieję, że niebawem powstanie w Sejmie specjalna komisja deregulacyjna, która wesprze jego aktywność ze strony parlamentu.
Taka nowa komisja Przyjazne Państwo?
Nie. Ta powinna pracować z zachowaniem należnej Sejmowi powagi. Bez fajerwerków, ale za to skutecznie.
Nie obawia się Pan, że ostatecznie wszystko może się rozbić o urzędniczy opór?
Opór był, jest i będzie, bo naruszane są poważnie interesy. Na pewno trzeba będzie dużej determinacji, aby ten proces doprowadzić do pozytywnej puenty. Dobra wola jest, większość parlamentarna również, dlatego jestem optymistą.
Polemikę Ryszarda Kalisza, adwokata i posła SLD, znajdziesz w dzisiejszym newsletterze.
Karol Manys: Martwi Pana zapowiedź Ryszarda Kalisza, że opozycja nie poprze planowanej przez rząd deregulacji zawodów?
Tadeusz Aziewicz (PO): Przypominam, że rządząca koalicja ma w Sejmie stabilną większość. Oczywiście im szerszy konsensus, tym lepiej, ale myślę, że dla tego projektu nie będzie to mieć kluczowego znaczenia. Szkoda, że w tej sprawie Ryszard Kalisz staje po stronie korporacji.
A ma rację, mówiąc, że zapowiedź uwolnienia zawodów to działanie pod publiczkę?
Rozmawiajmy o faktach. Dziś mamy w Polsce 380 zawodów, które są reglamentowane. Stawia nas to w europejskim ogonie. Nie można nie zauważać negatywnych skutków takiego stanu rzeczy.
Co Pan ma na myśli?
Na przykład kwestie związane z cenami usług czy dostępem młodych specjalistów do rynku. Skutkuje to przecież zwiększonym bezrobociem i mniejszą podażą usług. Jeśli chcemy to naprawiać, to trudno nas posądzać o działanie pod publiczkę.
Nie wszystko da się zderegulować. Ryszard Kalisz uważa, że w niektórych wypadkach może to mieć opłakane skutki.
Nikt poważny nie chce deregulować wszystkiego. Wiadomo, że niektóre zawody, takie jak choćby lekarz, muszą pozostać reglamentowane. Chcemy i będziemy znosić bariery, ale zachowując przy tym zdrowy rozsądek. Jest jasne, że tu trzeba znaleźć złoty środek między bezpieczeństwem konsumentów a potrzebami rynku.
Jaki wpływ na rynek ma obecne przeregulowanie zawodów?
Chyba nie ulega wątpliwości, że negatywny. Choćby dlatego, że każde ograniczanie konkurencji powoduje wzrost kosztów funkcjonowania danej branży. Mówiłem już o kwestiach związanych z zatrudnieniem i o zwiększonym bezrobociu wśród młodych. Zbyt ostre regulacje powodują też, że tworzą się grupy interesów, które są zainteresowane jeszcze większym ograniczaniem konkurencji i zamykaniem się na nowych uczestników. To są normalne prawidła rynku. I właśnie dlatego chcemy otworzyć dostęp do jak najszerszego spectrum zawodów, by każdy, kto ma określone kwalifikacje i umiejętności, mógł swobodnie w danej branży działać. Nieustannie porównujemy się z innymi krajami. No więc jeśli są kraje, w których pewne zawody funkcjonują bez żadnych obostrzeń z korzyścią dla konsumentów, to dlaczego u nas ma być inaczej?
Myśli Pan, że redukcja listy zawodów regulowanych z dzisiejszych 380 do około 100 rzeczywiście jest realna? Uwalnianie zawodów prawniczych trwa przecież od dawna i jak dotąd ciągle nie przynosi spodziewanych efektów.
To jasne, że opór materii jest duży. Nie przypadkiem deregulacja, o której mówimy, stała się jednym z głównych priorytetów rządu. Nie przypadkiem za przygotowanie całego projektu odpowiada minister Jarosław Gowin, osoba spoza korporacyjnych układów, który do tej pory nie zajmował się tymi sprawami. Trzymamy kciuki za pełne powodzenie tego projektu, ale od razu dodam, że błędem byłoby podchodzenie do redukcji listy reglamentowanych zawodów w kategoriach sportowych.
To znaczy?
To, czy zderegulowanych zawodów będzie ostatecznie odrobinę mniej, czy więcej, nie jest w tym momencie najważniejszą sprawą. Ważne, by ten proces rozpocząć i podejmować dobre decyzje.
Które zawody Pana zdaniem nadają się do natychmiastowego otwarcia?
Wiem, że minister Gowin przygotowuje stosowną listę, wypadałoby zatem, aby wypowiedział się w tej sprawie jako pierwszy. Podawany był już choćby przykład osławionych przewodników turystycznych... Proszę mi powiedzieć, jaki jest sens, by ktoś trzeci decydował o tym, kto może oprowadzać wycieczki? Ryzyko czy koszty społeczne w przypadku ewentualnego błędu nie są tu wysokie. Ale każdy przypadek jest oczywiście inny i wymaga odrębnej analizy. Ja osobiście wolałbym pracować nad konkretnym projektem.
Kiedy jest spodziewany?
Jak najszybciej. Deregulacja była jednym z naszych głównych postulatów wyborczych. Wiem, że minister Gowin intensywnie pracuje. Mam nadzieję, że niebawem powstanie w Sejmie specjalna komisja deregulacyjna, która wesprze jego aktywność ze strony parlamentu.
Taka nowa komisja Przyjazne Państwo?
Nie. Ta powinna pracować z zachowaniem należnej Sejmowi powagi. Bez fajerwerków, ale za to skutecznie.
Nie obawia się Pan, że ostatecznie wszystko może się rozbić o urzędniczy opór?
Opór był, jest i będzie, bo naruszane są poważnie interesy. Na pewno trzeba będzie dużej determinacji, aby ten proces doprowadzić do pozytywnej puenty. Dobra wola jest, większość parlamentarna również, dlatego jestem optymistą.
Polemikę Ryszarda Kalisza, adwokata i posła SLD, znajdziesz w dzisiejszym newsletterze.