Unia nie zostawi Grecji samej sobie, tak samo jak Hiszpanii, Portugalii czy Włoch. Ekskluzywny klub strefy euro chroni swoich członków za wszelką cenę - pisze Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Ostatnio przekonał się o tym rząd Mariano Rajoya. Hiszpański premier dostał obietnicę gigantycznego wsparcia dla banków, chociaż w zamian nie obiecał nic. Hiszpanie nie będą więc musieli ciąć zatrudnienia w sektorze budżetowym, wprowadzać kolejnych podatków czy ograniczać inwestycji. Wprawdzie przywódcy europejscy twierdzą, że zwolnili Madryt z surowych wymagań, bo sam już je wprowadził, jednak czy skutecznie, skoro trwająca od wielu miesięcy akcja zaciskania pasa przez Hiszpanów nie przynosi większych efektów? Co takiego więc się stało, że sroga strefa euro, tak bezwzględna dla korzystających z jej finansowej pomocy Portugalczyków, Greków czy Irlandczyków, wobec Hiszpanii jest łagodna jak baranek?
Przyczyna leży oczywiście w polityce. Nic dziwnego, bo to właśnie ona, a nie prawa rynku, rządzi teraz europejską ekonomią. Hiszpania na pewno może liczyć na większe względy, bo jest zbyt dużym krajem, by upaść. Skutki krachu byłyby na pewno o wiele większe niż upadek Grecji. Rajoy doskonale o tym wie, dlatego wcale nie palił się do unijnego wsparcia. Owszem, dostał je, ale na takich warunkach, o jakich Ateny mogły tylko marzyć.
Marzenia mogą jednak stać się rzeczywistością ? to kolejny wniosek wynikający ze wsparcia dla Hiszpanii. Przed zbliżającymi się wyborami taki sygnał wysłany przez filary strefy euro ? Berlin i Paryż ? powinien dać greckim wyborcom do myślenia. Po co stawiać na nieobliczalnych lewaków, skoro można pozostać wiernym dotychczasowym sojusznikom, którzy ? jak widać na przykładzie Hiszpanii ? nie są zatwardziałymi dogmatykami i jeśli będzie trzeba, będą w stanie pójść na ustępstwa.
To także optymistyczny sygnał dla pozostałych ? obecnych i potencjalnych ? outsiderów Europy. Na razie Portugalczycy i Irlandczycy siedzą cicho ? choć opozycja już grzmiała o nierównym traktowaniu państw strefy euro ? ale jak tylko ich sytuacja się pogorszy, na pewno casus Hiszpanii zostanie przez nich wykorzystany.
Kolejny adresat łagodniejącej polityki europejskiej to rynki finansowe, które dostały jasny sygnał, jak bardzo Berlinowi zależy na jedności eurostrefy. Z tym że akurat w tym przypadku gracze z City nie muszą być tym zachwyceni, bo determinacja Starego Kontynentu w obronie status quo może świadczyć o tym, jak zły jest stan finansów dużych państw europejskich. I że na pewno samodzielnie nie będą w stanie wyjść z kryzysu.
Przyczyna leży oczywiście w polityce. Nic dziwnego, bo to właśnie ona, a nie prawa rynku, rządzi teraz europejską ekonomią. Hiszpania na pewno może liczyć na większe względy, bo jest zbyt dużym krajem, by upaść. Skutki krachu byłyby na pewno o wiele większe niż upadek Grecji. Rajoy doskonale o tym wie, dlatego wcale nie palił się do unijnego wsparcia. Owszem, dostał je, ale na takich warunkach, o jakich Ateny mogły tylko marzyć.
Marzenia mogą jednak stać się rzeczywistością ? to kolejny wniosek wynikający ze wsparcia dla Hiszpanii. Przed zbliżającymi się wyborami taki sygnał wysłany przez filary strefy euro ? Berlin i Paryż ? powinien dać greckim wyborcom do myślenia. Po co stawiać na nieobliczalnych lewaków, skoro można pozostać wiernym dotychczasowym sojusznikom, którzy ? jak widać na przykładzie Hiszpanii ? nie są zatwardziałymi dogmatykami i jeśli będzie trzeba, będą w stanie pójść na ustępstwa.
To także optymistyczny sygnał dla pozostałych ? obecnych i potencjalnych ? outsiderów Europy. Na razie Portugalczycy i Irlandczycy siedzą cicho ? choć opozycja już grzmiała o nierównym traktowaniu państw strefy euro ? ale jak tylko ich sytuacja się pogorszy, na pewno casus Hiszpanii zostanie przez nich wykorzystany.
Kolejny adresat łagodniejącej polityki europejskiej to rynki finansowe, które dostały jasny sygnał, jak bardzo Berlinowi zależy na jedności eurostrefy. Z tym że akurat w tym przypadku gracze z City nie muszą być tym zachwyceni, bo determinacja Starego Kontynentu w obronie status quo może świadczyć o tym, jak zły jest stan finansów dużych państw europejskich. I że na pewno samodzielnie nie będą w stanie wyjść z kryzysu.