Wszystko wskazuje na to, że opłata reprograficzna w nieodległej przyszłości stanie się faktem. Trwa ustalanie jej kształtu i przede wszystkim tego, jakie urządzenia mają zostać nią objęte.
Nie można zadowolić wszystkich
Opłata reprograficzna to forma rekompensaty należnej twórcom, wykonawcom, producentom nagrań i wydawcom za szkody, jakie ponoszą w związku z faktem, że część odbiorców kopiuje ich utwory. A skoro utwór kopiuje się na nośnik – płytę CD, pendrive'a, dysk – to danina jest pobierana od sprzedaży takich właśnie nośników.
Oplata reprograficzna obowiązuje u nas od wielu lat, ale jako że lista objętych nią nośników nie przystaje do współczesności (są na niej m.in. magnetowid, radiomagnetofony, kasety VHS i VHS/D oraz kasetę magnetofonową), to ustawodawca postanowił odświeżyć spis.
Nie da się tego jednak zrobić bez wzbudzania sporów i kontrowersji. Nową opłatę ktoś będzie wszak musiał ponieść, a chętnych brak.
Mówienie o wysokich marżach to nieznajomość branży
Początkowo zakładano, że opłatą zostaną objęte smartfony. Ostatecznie na liście towarów objętych opłatą w nowym kształcie znalazły się komputery stacjonarne, laptopy, odtwarzacze audio-wideo, ale też wszelkiego rodzaju nośników pamięci – pendrive’y, karty pamięci, dyski SSD.
Bezpośrednio 4-proc. podatkiem zostaną obciążeni producenci i importerzy, ale należy się spodziewać, że ostatecznie przerzucą koszt na klientów.
– Argument zwolenników opłaty reprograficznej, że sprzedawcy elektroniki mogą bez trudu pokryć ją ze swoich wysokich marż, jest dowodem całkowitej nieznajomości rynku. Segment elektroniki jest niezwykle konkurencyjny, a marże są bardzo niskie – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Grzegorz Wachowicz, dyrektor ds. handlu w sieci RTV Euro AGD Wachowicz.
Droższa elektronika to mniej dostępna elektronika
Dodał, że ceny elektroniki użytkowej w naszym kraju są najniższe w całej UE, co znajduje potwierdzenie w danych Eurostatu. Stanowią 90,7 proc. unijnej średniej ceny tego typu sprzętu (dla porównania w najdroższym pod tym względem kraju, czyli Islandii, ceny elektroniki kształtowały się na poziomie 133,6 proc. średniej).
Wachowicz spodziewa się, że wyższe ceny sprzętu uderzą w rozwój technologiczny, transformację cyfrową. O tym, jak ważny jest dostęp do dobrego, ale też dobrego sprzętu, przekonali się rodzice, którzy wiosną zeszłego roku musieli zorganizować dzieciom stanowiska do nauki zdalnej. Bez szybkiego komputera z dobrym mikrofonem dziecko było na straconej pozycji. Im wyższe ceny, tym więcej wykluczonych z takiego zakupu.
O ile zdrożeją sprzęty elektroniczne?
W przypadku najbardziej popularnych laptopów, w przedziale od 2,5 do 3 tys. zł, ceny pójdą w górę o 100-120 zł – szacuje serwis money.pl. Opłata reprograficzna dosięgnie również nabywców telewizorów, i to nie tylko tych z systemem Smart TV. W przypadku modeli w cenie od 3 do 5 tys. zł podwyżka sięgnie od 120 do 200 zł.
Dla naliczenia opłaty reprograficznej nie ma znaczenia, w jakim celu klient nabywa sprzęt, a więc czy na pendrive będzie trzymał swoje prywatne zdjęcia, czy też pobrane z sieci piosenki. Będziemy płacić za sam fakt, że teoretycznie zyskamy możliwość kopiowania cudzych utworów. Bez znaczenia będzie też fakt, czy korzystamy z cudzych utworów w ramach tzw. dozwolonego użytku czy też jest to piractwo.
Na co pieniądze z opłaty?
Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu chce, by wpływy z opłaty w większym stopniu pomagały twórcom. Z danych resortu wynika, że na ok. 67 tys. mieszkających w naszym kraju artystów aż 60 proc. zarabia poniżej średniej krajowej, a ok. 30 proc. zarabia mniej niż wynosi wynagrodzenie minimalne. Zaledwie 13,9 proc. artystów jest zatrudnionych na umowę o pracę, wielu pracuje na umowach o dzieło lub na czarno, nie ma przez to opłacanych składek na ZUS.
Opłata reprograficzna miałaby zasilić ich fundusz emerytalny.