Wizjoner i buddysta w czarnym golfie. 10 lat temu zmarł Steve Jobs

Wizjoner i buddysta w czarnym golfie. 10 lat temu zmarł Steve Jobs

Steve Jobs
Steve Jobs Źródło:Shutterstock
Mówienie, że kogoś można kochać lub nienawidzić, jest truizmem, ale w przypadku Steve’a Jobsa, założyciela i wieloletniego prezesa firmy Apple, ma to jednak uzasadnienia. Dziś przypada dziesiąta rocznica śmierci „sprzedawcy marzeń”, który kazał patrzeć na elektronikę nie jak na produkt, ale jak na doznanie. I idealnie wstrzelił się tym w oczekiwania tysięcy klientów.

Po lekturze książki „Płotka” (w oryginale „Small Fry” autorstwa najstarszej córki Steve’a Jobsa „nigdy więcej nie pomyślicie o Jobsie tak, jak do tej pory” – napisała recenzentka „New York Times”. To ciekawe, że założyła, że do 2018 roku, kiedy ukazały się wspomnienia Lisy Brennan-Jobs, ludzie z sympatią myśleli o założycielu koncernu Apple. To, że był cholerykiem, nie umiał wypracować w sobie empatii, traktował ludzi z góry i stosował mobbing, było przecież znane od lat.

Nadmieniona książka to wspomnienie życia z ojcem, który przez kilka lat w ogóle się do tej roli nie poczuwał. Steve Jobs nie uznał dziecka swojej partnerki i dopiero gdy badania DNA potwierdziły jego ojcostwo, płacił dość symboliczne alimenty, choć jego firma przynosiła już milionowe zyski. Wprawdzie w pewnym momencie nawiązał z dziewczynką kontakt – a nawet zaprosił ją do zamieszkania z jego kolejną żoną i trójką dzieci, to ich relacja zawsze była nienaturalnie chłodna. Gdy było już wiadomo, że Steve Jobs wkrótce umrze, córka zapytała go, dlaczego przez ostatnich dziesięć lat nie dostała choć jednego maila lub telefonu z życzeniami urodzinowymi. Odparł on, że robił to z zemsty, gdyż kilkanaście lat wcześniej Lisa nie zaprosiła go na swą inaugurację nauki na Harvardzie. Gdy zdziwiona córka spytała, dlaczego nigdy nie zwrócił uwagi, że ma o to żal, odparł, że przecież „nie jest zbyt komunikatywny”.

Steve Jobs zmarł 5 października 2011 roku. Chorował na raka trzustki. Miał 56 lat.

Buddysta w czarnym golfie

Ojciec Jobsa był Syryjczykiem, który przyjechał do USA, by kontynuować studia. Związał się z Joanne Carole Schieble, ale małżeństwu pary sprzeciwili się rodzice Joanne. Pan Schieble nie chciał mieć za zięcia muzułmanina i nawet ciąża córki nie wpłynęła na jego decyzję. Po urodzeniu chłopiec został oddany do adopcji i w pierwszym roku życia, w 1955 roku, stał się częścią rodziny Paula i Clary Jobsów.

Już jako dorosły człowiek Steve Jobs nawiązał kontakt z matką, ale nigdy nie spotkał się z ojcem. Minęli się natomiast kilkakrotnie, bo, o ironio, Abdul Fattah Jandali prowadził restaurację blisko siedziby Apple.

Steve nie ukończył studiów bo szybko podjął pierwsza pracę. Za zarobione pieniądze wyjechał do Indii, by „szukać nawrócenia” i inspiracji. Wrócił do Stanów jako buddysta – miał ogoloną głowę i stał się piewcą minimalizmu. To, że przez całe życie ucierał się tak samo – w dżinsy i czarny golf – mogło być pokłosiem przemyśleń, które poczynił w Indiach. Wyjaśnień powodów, dla których przez lata nie miał ochoty założyć czegoś innego, jest więcej: nie lubił zmian, ograniczał podejmowanie decyzji do minimum, kreował w ten sposób swoją markę. Nie jest wykluczone, że Jobs miał zespół Aspergera. Często sprawia on, że ludzie są nadzwyczaj inteligentni i kreatywni, ale do tego narcystyczni i zamknięci w sobie (ów brak umiejętności rozmawiania z innymi, którego Jobs był w pełni świadom). Nie lubią też zmian. W maju tego roku do zespołu Aspergera przyznał się Elob Musk.

Źródło: WPROST.pl