Świat pływa na polskich jachtach. Jesteśmy w światowej czołówce, ale brakuje szkutników

Świat pływa na polskich jachtach. Jesteśmy w światowej czołówce, ale brakuje szkutników

Prototyp polskiego jachtu na targach w Dubaju
Prototyp polskiego jachtu na targach w Dubaju Źródło:Sunreef Yahts
Na polskich jachtach pływają m.in. Rafael Nadal, Julio Iglesias, Fernando Alonso, czy Paris Hilton. Polskie komponenty montowane są w gigantycznej jednostce, produkowanej na zamówienie Jeffa Bezosa. Jesteśmy w absolutnej czołówce światowych producentów jachtów, choć polscy klienci stanowią niewielki ułamek.

Gdy równo 20 lat temu Francis Lapp zakładał w Polsce stocznię Sunreef Yachts, o polskich jachtach segmentu luksusowego nikt jeszcze nie słyszał.

– Podczas pierwszych targów klienci pytali, w jakim kraju jacht został zbudowany. Gdy słyszeli, że w Polsce, odpowiadali „nie, dziękuję”. Zbudowanie marki było dla nas dużym wyzwaniem, wymagało mnóstwo zaangażowania i szerokiego marketingu – mówi Francis Lapp w rozmowie z „Wprost”.

Dziś o pochodzenie jachtów nikt już nie pyta bo marka jest znana i poważana, a działająca w Gdańsku stocznia produkuje jachty dla osób z pierwszych stron gazet. Na katamaranach i trimaranach wybudowanych przez Sunreef Yachts pływa Fernando Alonso, Paris Hilton i Rafael Nadal. Julio Iglesias jeszcze nie pływa – jego jacht wciąż jest w budowie.

– Najdroższa sprzedana jednostka wciąż jest w budowie, kosztowała 50 mln euro – mówi Francis Lapp. Nie może jednak zdradzić, kto ją zamówił ani do jakiej części świata trafi. – Mamy wielu klientów, którzy chcą zachować anonimowość – tłumaczy.

Potęga eksportowa

Rocznie w Polsce produkuje się 22 tysiące jachtów. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, 95 proc. z nich trafia na eksport. Najwięcej jednostek kupują Niemcy (w 2020 r. kraj odpowiadał za 17 proc. wartości polskiego eksportu), mieszkańcy USA (15 proc.) oraz Francji (11 proc.).

Produkowane w Polsce jachty, nawet jeśli kupowane są przez klientów z Polski, zwykle trafiają na zagraniczne wody. Jak tłumaczy Francis Lapp, chodzi przede wszystkim o warunki pogodowe.

– To jest duża inwestycja, a w Polsce można pływać przez 2-3 miesiące – wyjaśnia. – Potem na taki jacht jest za zimno. Klienci z Polski pływają po wodach Chorwacji, południa Francji, czy Czarnogóry.

Jacht jachtowi nierówny

Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, Polska jest ósmym na świecie i piątym w Europie eksporterem jachtów oraz innych rekreacyjnych i sportowych jednostek pływających. W I półroczu 2021 r. udział Polski w światowym eksporcie jachtów wzrósł o 1,2 pkt proc., do 4,7 proc. Co więcej, Polska zajmuje pierwsze miejsce w Europie i drugie na świecie, po Stanach Zjednoczonych, pod względem produkcji i eksportu jednostek o długości od 6 do 9 metrów.

Według danych Eurostatu, w 2020 r. zagraniczna sprzedaż polskich jachtów tej kategorii stanowiła aż 61,2 proc. ogólnej wartości tego rodzaju eksportu spośród 27 krajów Unii Europejskiej.

Prototyp polskiego jachtu na targach w Dubaju

– Więcej sprzedaje się jachtów żaglowych. Rocznie ok. 60 – 65 proc. sprzedanych modeli stanowią właśnie one. Ale jachty motorowe w ostatnich latach też zaczęły się robić coraz bardziej popularne. – mówi Francis Lapp.

Z roku na rok jachty motorowe cieszą się coraz większym powodzeniem. Jak podaje PIE, wartość eksportu jednostek tej kategorii w 2020 r. wyniosła 2 mld zł, choć jeszcze w 2018 r. było to 1,6 mld zł.

Polskie komponenty u Bezosa

Do klientów na całym świecie trafiają nie tylko polskie jachty, ale i komponenty. Jedną z wiodących na świecie firm z tej branży jest Aluship Technology, z Gdańska.

Firma stworzyła m.in. aluminiową nadbudówkę jachtu „Black Pearl” – obecnie największego jachtu żaglowego na świecie, wartego 200 mln dolarów. Jednostka należy do rosyjskiego oligarchy Olega Burłakowa.

Aluship Technology produkowała także komponenty, wykorzystane przez holenderską stocznię Oceanco do budowy jachtu, zamówionego przez założyciela Amazona Jeffa Bezosa. O 127-metrowej jednostce zrobiło się głośno, gdy okazało się, że nie może ona opuścić portu w Rotterdamie bez demontażu zabytkowego mostu. Na to nie chcą się zgodzić władze miasta, więc prawdopodobnie jacht Bezosa będzie musiał zostać rozebrany na części i złożony ponownie w innym miejscu.

Czytaj też:
Nie zburzą mostu dla Bezosa. Luksusowy jacht zostaje w stoczni

– Stoczni, które produkują w Polsce jachty pod swoimi markami, jest stosunkowo niewiele. Bardzo dużo jest za to firm, które pracują na licencji, albo produkują komponenty, które trafiają do innych europejskich stoczni, np. francuskich. Tam są montowane i trafiają na rynek już nie jako produkt polski, a francuski – tłumaczy prezes Sunreef Yachts.

Pandemia pod żaglami

Dwa lata pandemii, przerwanych łańcuchów dostaw i trudności w dostępie do materiałów polskiemu biznesowi jachtowemu nie zaszkodziły. W okresie od stycznia do września 2021 roku eksport zwiększył się aż o 30 proc.

– Myślę, że te dwa ostatnie lata to były najlepsze lata w naszym biznesie. Wiele osób zdecydowało się wtedy na zakup jachtu, żeby móc na nim mieszkać czy spędzać wakacje bez konieczności kontaktu z innymi i ryzyka zakażenia – powiedział Francis Lapp.

Nie na rosyjskie wody

Po wywołanym pandemią koronawirusa globalnym kryzysie przyszedł kolejny, tym razem geopolityczny. Atak Rosji na Ukrainę doprowadził do przetasowania na wielu rynkach. W połowie marca 30 firm z polskiego sektora jachtowego ostatecznie zerwało współpracę z klientami z Rosji.

„Polski przemysł jachtowy stanowczo potępia zbrojną agresję Rosji na Ukrainę i solidaryzuje się z ukraińskim narodem, który heroicznie broni się przed najeźdźcą” – stwierdził w oświadczeniu zarząd Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych – Polskie Jachty (POLBOAT).

Choć polskie firmy nie były dla Rosjan pierwszym wyborem, jeśli chodzi o zamawianie jachtów i komponentów do jednostek, to jednak kryzys geopolityczny przyczynia się do innego problemu, który może doprowadzić do stagnacji w branży.

Prototyp polskiego jachtu na targach w Dubaju

Brakuje szkutników

Choć branża jachtowa z roku na rok rośnie, właściciele stoczni są raczej ostrożni w prognozach.

– Moim zdaniem, rynek czeka raczej stabilizacja niż spektakularny wzrost – powiedział Francis Lapp. – Głównym problemem są braki kadrowe. W Gdańsku zatrudniamy ponad 2 tys. osób i stale brakuje nam około 200 pracowników.

Branża potrzebuje przede wszystkim stolarzy i elektryków. Już teraz na jacht produkowany przez gdańską stocznię Sunreef trzeba czekać, w zależności od modelu, od 20 miesięcy, do 2,5 lat. Przy utrzymującym się kryzysie na rynku pracy, ten czas może się jeszcze wydłużyć.

Biznesem jachtowym w Polsce zajmuje się ok. 1000 firm, które zatrudniają łącznie około 50 tys. osób. Atutem polskich stoczni są wciąż relatywnie niskie koszty produkcji i dostęp do technologii, które pozwalają tworzyć unikalne rozwiązania, powielane przez wielu producentów na świecie.

Czytaj też:
Mazury to raj szemranych patentów. „Od lat deregulujemy procedury bezpieczeństwa”

Nauka to polska specjalność
Rok Ignacego Łukasiewicza

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce