Minął czas adwokatów od wszystkiego
Artykuł sponsorowany

Minął czas adwokatów od wszystkiego

Andrzej Zorski, współwłaściciel Kancelarii Karolina Pilawska
Andrzej Zorski, współwłaściciel Kancelarii Karolina Pilawska Źródło:Kancelaria Karolina Pilawska
Jak wygląda współczesny rynek prawniczy? Czy da się zajmować wieloma gałęziami prawa jednocześnie? A może lepiej znaleźć sobie swoją niszę, w której osiągnie się sukces i pomoże klientom? O zawiłościach tego zawodu opowiada Andrzej Zorski, współwłaściciel Kancelarii Karolina Pilawska

Tyle słyszymy o tym, że na rynku prawniczym nie da się wybić, a młodzi adepci ledwo wiążą koniec z końcem. Jak to się stało, że jest Pan współwłaścicielem prężnie działającej Kancelarii, mimo tak młodego wieku?

Andrzej Zorski: Z tym młodym wiekiem to nie przesadzajmy (śmiech). Ale faktycznie, patrząc na średnią wieku współwłaścicieli kancelarii, jestem zdecydowanie bliżej dolnej granicy. Żeby osiągnąć sukces w tej branży należy przede wszystkim zrozumieć, że to biznes jak każdy inny i rządzi się podobnymi prawami.

Nie jest tak, że wystarczy być dobrym adwokatem, żeby mieć dużo klientów. To tylko jedna ze składowych.

To nie tajemnica, że dzisiaj bez nowoczesnych narzędzi marketingowych i wkładania serca w obsługę klienta daleko się nie zajedzie. Poza tym, a może przede wszystkim – praca, praca i jeszcze raz praca. Sukces w tej branży zdecydowanie nie jest dla osób pracujących pięć dni w tygodniu, przez osiem godzin dziennie. Ja zacząłem pracę na pełen etat w kancelarii – prawie za darmo – na drugim roku studiów i od ponad dziesięciu lat pracuję 60 – 80 godzin tygodniowo. Bez tego, nawet przy największej inteligencji i talencie, nie dojdzie się do takiego poziomu.

Czyli na pewno inteligencja, ciężka praca i rozumienie biznesowych realiów. Czy coś jeszcze?

Moim zdaniem już dawno minął czas adwokatów od wszystkiego. W poniedziałek rozwód, we wtorek sprawa karna, w środę sprawa frankowa – ten model już się nie sprawdza. Życie zmierza w kierunku specjalizacji, nie inaczej jest w branży prawniczej.

Poszczególne gałęzie rozwijają się na tyle, że nie sposób być dobrym we wszystkim, bo doba byłaby po prostu za krótka, nawet jeśli większą jej część poświęca się na pracę. Nasza Kancelaria ma kilka działów, każdy z partnerów i współpracowników ma dwie lub trzy specjalizacje i tylko w ich obrębie się rozwija i szkoli.

To po pierwsze zwiększa procent sukcesów w sprawach, bo rzadziej popełniamy błędy, a z drugiej – pozwala na poświęcenie mniejszej ilości czasu na rozwiązywanie problemów, bo cały czas obracamy się w podobnej tematyce. Dzięki temu więcej czasu poświęcamy klientom i rozwiązywaniu ich problemów, niż robieniu researchów i doszkalaniu się w danej tematyce.

W takim razie proszę powiedzieć, jakie Pan ma specjalizacje?

Od 7 lat zajmujemy się ze wspólniczką procesami z instytucjami finansowymi – przede wszystkim tzw. "sprawami frankowymi", nieautoryzowanymi transakcjami, a ostatnio także sprawami dotyczącymi sankcji kredytu darmowego i kredytami opartymi o WiBOR. Natomiast – jak wspominałem – każdy z nas ma co najmniej dwie specjalizacje. Mi w udziale przypadła także obsługa osób publicznych i powszechnie znanych, szczególnie z branży audiowizualnej. Obsługuję także produkcje filmowe i serialowe. To wiąże się przede wszystkim ze specjalizacją w zakresie prawa autorskiego oraz ochrony dóbr osobistych.

O, to ciekawe. Chyba nie ma zbyt wielu prawników zajmujących się takimi tematami. Jak Panu udało się być jednym z nich?

Zdecydowanie nie jest nas wielu – wynika to przede wszystkim z tego, że rynek zapotrzebowania na takie usługi nie jest duży, bo i ilość takich klientów jest mocno ograniczona. Śmieje się często, że to nie prawnicy wybierają specjalizacje, tylko specjalizacje same wybierają prawników – zaczęło się od jednego klienta związanego z tą branżą, sprawdziłem się i polecenia poszły dalej.

Prawdą jest też, że od "prawniczego dziecka" interesowała mnie kwestia wolności słowa i jej relacja z godnością i wizerunkiem. Moim zdaniem jest to jeden z tych działów prawa, w którym przepisy mają mniejsze znaczenia, a do głosu dochodzi ogólne pojęcie sprawiedliwości i zasad współżycia społecznego.

W skrócie – my prawnicy mamy więcej do roboty, bo musimy odwoływać się do czegoś więcej, niż tylko kodeksy. Jeśli chodzi o to dlaczego akurat ja, to ciężko odpowiedzieć, żeby nie być posądzonym o brak lud nadmierną skromność. Myślę jednak, że te osoby wybierają mnie bo mam trochę inne podejście, niż przeciętny adwokat. Staram się pracować z ludźmi, stawiać się na równi z nimi i wszystko z nimi konsultować. Jestem też bezwzględnie lojalny, a moje drzwi są otwarte dla klientów niemal o każdej porze dnia i nocy. Po prostu wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć.

Czy prawo autorskie to przyszłościowa specjalizacja?

Uważam, że tak. Dzisiaj twórców jest bezsprzecznie o wiele więcej niż nawet kilka lat temu. Kiedyś byli to przecież głównie aktorzy, pisarze czy muzycy. Dzisiaj mamy całą branżę influencerów i twórców internetowych, którzy tworzą niezliczone ilości różnych treści podpadających pod tę gałąź prawa.

W społeczeństwie jest coraz większa świadomość tego, że wytwory niematerialne należy traktować tak samo jak rzeczy materialne – że używanie czyjejś własności intelektualnej bez zgody twórcy to w zasadzie taki sam przypadek jak kradzież portfela. W obydwu wypadkach pozbawiamy przecież prawowitego właściciela pieniędzy, choć w zupełnie inny sposób.

Co Pan uważa za najtrudniejsze w swoim zawodzie?

Kiedyś myślałem, że najtrudniejsze będzie rozwiązywanie skomplikowanych problemów prawnych. Po latach okazało się, że prawnicze łamigłówki to najprzyjemniejsza i w pewnym sensie najprostsza część mojego zawodu.

Nieskromnie mogę powiedzieć, że adwokacka praca sensu stricte wychodzi mi naprawdę dobrze. O wiele trudniejsze jest jednak połączenie tego wszystkiego z normalnym prowadzeniem biznesu i obsługą klientów.

A tak naprawdę 80 % swojego czasu poświęcam właśnie na to, a menedżerem nie jestem aż tak dobrym, jak prawnikiem (śmiech).

Jaki ma Pan cel zawodowy na przyszłość?

Tak jak w każdej firmie – chcę rozwijać kancelarię, zatrudniać coraz więcej ludzi i powiększać swoje działy. Nie chciałbym jednak stworzyć molocha, nad którym nie będę miał żadnej kontroli. Chcę, żeby moja firma była butikowa i przekonywała klientów jakością, a nie ceną.

Źródło: Kancelaria Karolina Pilawska