To reakcja na decyzje Litwy i Polski o zamknięciu granicy z Białorusią z powodu nasilających się incydentów z wykorzystaniem balonów meteorologicznych i przemytniczych wlatujących w litewską i polską przestrzeń powietrzną znad Białorusi.
Premier Donald Tusk poinformował, że w połowie listopada rząd będzie gotowy do otwarcia dwóch przejść granicznych z Białorusią: w Bobrownikach i Kuźnicy. Zaznaczył, że otwarcie nastąpi „na próbę”, po konsultacjach z Litwą.
Litewscy przewoźnicy boją się wypchnięcia z rynku
Zakazem ruchu na terytorium Białorusi objęto naczepy zarejestrowane w Polsce i na Litwie, a także samochody osobowe zarejestrowane w Polsce, a wykonujące przewozy międzynarodowe na podstawie indywidualnych listów przewozowych lub międzynarodowych listów przewozowych CMR.
Sekretarz generalny Międzynarodowego Sojuszu Transportu i Logistyki (TTLA) Povilas Driżas ocenił, sytuacja jest niezwykle skomplikowana. - Nasze relacje handlowe już zaczynają odczuwać negatywne skutki tego zamknięcia granicy – powiedział BNS Driżas. Jego zdaniem „Litwa może stopniowo zniknąć z logistycznej czy handlowej mapy”.
Polacy mniej ucierpią na tym zakazie niż Litwini
Polacy podchodzą do decyzji Alaksandra Łukaszenki z większym spokojem. – Ten zakaz to nie jest dla nas żadna niespodzianka i w zasadzie nic nie zmienia, bo utrudnienia są od kilku lat – mówi dla Wprost.pl Rafał Kupczewski z podlaskiego oddziału Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Spedycji.
Za to wiele zmieni otworzenie przejść granicznych z Białorusią, ale nie dla przewoźników, tylko dla mieszkańców, którzy liczą na ożywienie gospodarcze i powrot do swiadczenia usług dla przewoźników.
Sytuację wyjaśnia Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce: – Prezydent Białorusi dołączył Litwinow do zakazu obowiązującego przewoźników z Polski, więc dla nich to jest tragedia. Polska już dawno straciła pozycję lidera na tym rynku i choć to u nas jest zarejestrowanych około 2 tys. firm, które zajmują się przewozami na wschód przez Białoruś i Rosję, to wiele z nich nie jest stricte polskich, ale są to firmy założone przez Białorusinów, Litwinów czy Ukraińców, na dodatek bardzo często z kapitałem rosyjskim. Naczepy i ciężarówki z polską rejestracją już dawno nie jeżdżą po Białorusi, tylko kierowcy muszą przeładowywać towar na auta z innymi rejestracjami. Teraz bardziej chodzi o to, żeby litewscy przewożninicy nie wjeżdżali na Białoruś od polskiej strony.
Czytaj też:
Koszmarny weekend na polskich drogach. Ponad 500 pijanych kierowców w 2 dni
