Mordasewicz: Koszty absurdów to 40 mld zł rocznie

Mordasewicz: Koszty absurdów to 40 mld zł rocznie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan Materiały prasowe 
Hitem sezonu są samochody przerabiane na... bankowozy, by przedsiębiorcy mogli od nich odliczać VAT. Analizą ich opłacalności zajęły się już profesjonalne firmy doradcze. Tego typu kombinatorstwo wynika ze zbyt dużych podatków i kosztów pracy. Nic dziwnego, że przedsiębiorcy próbują je jakoś obchodzić komentuje Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.
Kiedyś były osobowe auta z kratką figurujące jako ciężarówki. Teraz jest bankowóz. Odpowiednio przystosowane do przewozu pieniędzy auto, nawet luksusowe, daje możliwość odliczenia podatku VAT nie tylko od jego zakupu, ale także od paliwa, które się do niego wlewa, co przy drożejącej benzynie jest sporym atutem. Wystarczy tylko wyposażyć je w specjalistyczny pojemnik do przewozu gotówki, immobiliser, odpowiedni alarm oraz aparaturę GPS do jego lokalizacji.

Analizy tego, na jakich warunkach opłaca się inwestycja w przeróbkę samochodu na bankowóz, prowadzą już profesjonalne firmy doradcze ? wczoraj swoje opracowanie, uwzględniające różne modele (Skoda Octavia oraz Volvo S60), wersje (tańsza z silnikiem benzynowym oraz droższa z silnikiem Diesla), i warianty korzystania z wozu opublikowała firma Tax Care.
 
Wynika z niej, że owszem, inwestycja w bankowóz (szacunkowy koszt przeróbki to ok. 12 tys. zł) może być opłacalna, ale pod pewnymi warunkami. Zależy to m.in. od rocznego przebiegu. 'Przy tańszej wersji auta inwestycja w bankowóz zwraca się od drugiego roku przy przebiegu 40 tys. km. Sam rodzaj paliwa i wynikająca z niego cena nie ma tu decydującego znaczenia. Przy droższej wersji korzyść z zakupu samochodu specjalnego jest odczuwalna już od pierwszego roku używania' ? wylicza Tax Care.

Jeśli jednak przedsiębiorca nie przekracza w ciągu roku 20 tys. km, to na zmniejszenie kosztów będzie musiał czekać aż trzy lata. 'Dopiero w czwartym roku przy tańszym aucie niższy koszt całkowity pojawi się po stronie bankowozu. W przypadku droższego samochodu także na krótszych trasach bankowóz przyniesie firmie korzyści już od pierwszego roku używania' ? pisze firma w analizie. Ale jeśli roczny przebieg zwiększyć do 60 tys. km rocznie, to przy tańszej wersji bankowóz z silnikiem Diesla będzie korzystniejszym rozwiązaniem już od pierwszego roku.

? Tego typu kombinatorstwo wynika ze zbyt dużych podatków i kosztów pracy. Nic dziwnego, że przedsiębiorcy próbują je jakoś obchodzić ? komentuje Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan, w rozmowie z Businesstoday.pl.

Karol Manys: Czy w Polsce pozostało jeszcze dużo takich absurdów, jak np. Volvo S60 przerobione na bankowóz tylko po to, żeby odliczyć VAT?

Jeremi Mordasewicz: Jest ich coraz mniej, ale trochę jeszcze zostało. Moim zdaniem szczyt to konieczność archiwizowania przez przedsiębiorców akt wszystkich pracowników przez pół wieku od chwili rozwiązania umowy o pracę. A nie można tego trzymać w formie elektronicznej, musi być papier. Proszę sobie wyobrazić przedsiębiorcę, do którego pracownik przychodzi np. na tydzień. A on potem przez 50 lat musi trzymać te dokumenty.

A co, jeśli wcześniej zamknie firmę lub po prostu umrze?

Przynajmniej teoretycznie na łożu śmierci powinien przekazać spadkobiercom informację, gdzie są dokumenty. A jeśli firmę zlikwiduje, powinien przechowywać akta lub wynająć w tym celu jakąś powierzchnię, jeśli nie chce ich trzymać w domu. Proszę sobie wyobrazić agencje pracy tymczasowej, przez które przewijają się tłumy pracowników.

To duże koszty?

Ogromne. Szacuje się, że roczne koszty administracji w prywatnych firmach wynoszą blisko 78 mld zł. A połowa to zbędna administracja. Czyli koszty takich absurdów to prawie 40 mld zł rocznie.

To kwestia zbyt dużej regulacji gospodarki?

Nie tylko. Czasem chodzi o niedoregulowanie. Sejm ustanawia przepisy, ale nie wydaje do nich aktów wykonawczych, pozostawiając decyzje urzędnikom. Moim zdaniem w większości podobne absurdy wynikają już nawet nie tyle ze złego prawa ? choć ono oczywiście również jest problemem ? ile z tego, że prawo pozostawia zbyt duże pole do interpretacji urzędnikom. To z tego rodzi się najwięcej problemów.

Widzi Pan jakieś wyjście z tej pułapki?

Politycy, którzy stanowią prawo, powinni wreszcie zacząć nadążać za życiem i brać pod uwagę to, że przy nadmiarze regulacji ono ciągle będzie wyprzedzać ich wyobraźnię. Przy stanowieniu prawa nie stosuje się, niestety, rozwiązań pragmatycznych. Stąd biorą się absurdy.