Celem powołanego w ubiegłym roku ruchu ANO 2011 (nazwa to skrót od Akce Nespokojených Občanů, czyli Ruch Niezadowolonych Obywateli) jest udział w najbliższych wyborach parlamentarnych w Czechach. Ich konstytucyjny termin przypada na wiosnę 2014 r. Ruch zaprezentował też w zeszłym tygodniu siedmiu niezależnych kandydatów, których w tych wyborach będzie popierał.
Nazwisko Babiša regularnie pojawia się na łamach czeskiej prasy. Dotychczas jednak miało to związek przede wszystkim z jego działalnością biznesową. Milioner słowackiego pochodzenia jest jedynym właścicielem Agrofertu, jednej z największych czeskich firm, która prowadzi bardzo szeroką działalność ? począwszy od produkcji nawozów i chemikaliów, poprzez uprawę roli, na wielkich piekarniach kończąc.
Od kilku miesięcy Andrej Babiš prowadzi także działalność społeczną czy wręcz polityczną, choć dotychczas wcale się w nią otwarcie nie angażował. Inna sprawa, że znany był z bliskich kontaktów z prominentnymi działaczami czeskiej lewicy. Jesienią zeszłego roku wygłosił słynne zdanie, które wywołało szok na czeskiej scenie politycznej: ? Nasz kraj zmienił się w Palermo, w którym rządzi mafia ? stwierdził biznesmen w jednym z programów telewizyjnych. O korupcję oskarżył nawet policję i sądownictwo. ? Czas zacząć z tym walczyć ? powiedział Babiš. I od tamtego czasu konsekwentnie realizuje ten plan. Objęcie funkcji szefa ruchu ANO 2011 jest kolejnym krokiem w obranym kierunku. Andrej Babiš najwyraźniej ma ochotę zrobić czeskim politykom taką samą niespodziankę, jaką niedawno sprawił nam Janusz Palikot. 58-letni dziś Babiš jest znany także w Polsce. Kiedyś chciał kupić od Skarbu Państwa prywatyzowane Zakłady Azotowe Kędzierzyn (obecnie ZAK). Bezskutecznie. Później przez kilka lat walczył z największą polską firmą Orlenem. Biznesmen z Czech był bowiem niedoszłym partnerem biznesowym płockiego koncernu. Po przejęciu przez Orlen większościowego pakietu akcji czeskiego Unipetrolu część spółek córek tej praskiej grupy miała trafić do Agrofertu, który należy do Babiša. Tak stanowiła umowa, którą obie strony podpisały przed prywatyzacją Unipetrolu w 2004 r. Wojna pomiędzy Babišem a płockim koncernem zaczęła się, gdy Orlen nieoczekiwanie postanowił, że nie wywiąże się z postanowień umowy. Babiš poczuł się oszukany. ? Interesy z Orlenem były największym błędem mojego życia ? powiedział wtedy i wytoczył polskiej firmie kilka procesów przed sądem arbitrażowym w Pradze. Żądał w nich w sumie ? w przeliczeniu na naszą walutę ? ponad 3,3 mld zł tytułem kar umownych oraz odszkodowania za utracone korzyści. Orlen zgodnie z decyzją sądu zapłacił tylko małą część tej sumy (równowartość niespełna 400 mln zł).
Po ostatniej decyzji arbitraży z lipca 2010 r. Babiš pozornie złożył broń. Zadeklarował, że nie będzie się odwoływał od wyroku. Później jednak zmienił zdanie lub od początku blefował, ponieważ postanowił złożyć kolejny pozew.
Przejęcie Unipetrolu, do którego należą m.in. rafinerie i największa czeska sieć stacji paliw, było biznesowym marzeniem Babiša. Od lat ostrzył sobie zęby na tę firmę. Najpierw chciał ją kupić na spółkę z OMV, ale Austriacy wycofali się z procesu prywatyzacji. Potem próbował samodzielnie poprzez Agrofert. Wtedy sprzedaż odwołano. Trzecie podejście razem z Orlenem miało być już udane. Tego niepowodzenia rewolwerowiec z Czech nie może Orlenowi darować.