Prof. Mączyńska: Nie udało się uniknąć nieprawidłowości w wykorzystywaniu funduszy UE

Prof. Mączyńska: Nie udało się uniknąć nieprawidłowości w wykorzystywaniu funduszy UE

Prof. Elżbieta Mączyńska
Prof. Elżbieta Mączyńska 
Polska korzysta z funduszy europejskich od wielu lat. To tworzy bazę i korzystne podłoże do  dalszego rozwoju. Niestety nie udało się uniknąć pewnych nieprawidłowości w wykorzystywaniu tych funduszy – mówi w rozmowie z „Wprost” ekonomistka prof. Elżbieta Mączyńska.

Radosław Święcki: Hasło tegorocznej edycji Forum Ekonomicznego w Karpaczu to "Czas nowych liderów: razem kształtując przyszłość". Czy podczas zbliżającej się prezydencji Polski w Radzie UE nasz kraj może stać się takim liderem, czy też raczej nie powinniśmy formułować tego rodzaju oczekiwań, bo nasza rola będzie jedynie techniczna?

Wiele będzie zależało od tego, w jakim stopniu nasi przedstawiciele unijni będą w tym czasie aktywni, jakie będą proponowali rozwiązania. Istotną rolę będą odgrywały kompetencje, a zatem wszystko będzie zależało od ludzi, jakości pracy ludzi, ich kwalifikacji. Fundamentalną rolę odgrywa przy tym kapitał społeczny i jego kształtowanie. Zwracam tu uwagę na różnice między pojęciami kapitał ludzki i kapitał społeczny. To nie są synonimy, choć niekiedy tak są postrzegane. Kapitał ludzki to nasze kwalifikacje, wiedza, to co sobą reprezentujemy, zaś kapitał społeczny to relacje międzyludzkie, współpraca w ramach rozmaitych formalnych i nieformalnych grup, zespołów oraz instytucji. Znaczenie kapitału społecznego trudno przecenić, co potwierdza zarówno teoria, jak i praktyka, w tym funkcjonowanie takich instytucji jak m.in. Unia Europejska.

Prezydencja w okresie turbulencji

Znów będziemy przewodzić Unii Europejskiej w trudnych czasach. Przypomnę, że poprzednio był to okres światowego kryzysu gospodarczego, kryzysu w strefie euro, niepewności. Dziś sytuacja wydaje się jeszcze trudniejsza.

Istotnie tak jest. Dzisiejszą rzeczywistość cechują bowiem szczególnie głębokie turbulencje, narastająca niepewność co do przyszłości, zwłaszcza wobec nasilających się napięć geopolitycznych i narastania chaosu, chwiejności świata. To czynniki, których działania doświadczamy niemal codziennie. W tej codzienności zaś nierzadko umyka należytej uwadze czynnik główny, stanowiący pierwotne podłoże, podglebie turbulentności przemian. Ten główny czynnik to dokonujące się przesilenie cywilizacyjne. Moim zdaniem, czynnik ten wciąż jeszcze w zbyt małym stopniu uwzględniany jest w decyzjach i działaniach podejmowanych na różnych szczeblach instytucjonalnych, jak też w sferze indywidualnej. Przesilenie to oznacza głęboki przełom przejawiający się w przekształcaniu znanej nam dobrze cywilizacji industrialnej w nowy cywilizacyjny model społeczno-gospodarczy, wciąż jeszcze niedodefiniowany. Przełom ten przynosi tzw. czwarta rewolucja przemysłowa, z symbolizującą ją sztuczną inteligencją (Artificial Intelligence -AI). Stąd takie określenia, jak Rewolucja 4.0.; Gospodarka 4.0; Przemysł 4.0.

Jak dowodzi historia przełomy tego typu są na tyle głębokie, że przynajmniej w początkowej fazie tworzy to urodzajne podłoże dla nasilania się chaosu, nieładu w kształtowaniu społeczno-gospodarczej rzeczywistości.

Sztuczna inteligencja jest zaś nośnikiem przemian społeczno-gospodarczych o niebywałej, wciąż jeszcze nie w pełni doszacowanej sile, wynikającej z łączenia potencjału materialno-fizycznego, biologicznego i cyfrowego, bazującego na algorytmach matematycznych. W dodatku u wrót świata czai się, na razie zarodkowo, jeszcze bardziej zagadkowa, będąca przedmiotem badań, piąta rewolucja przemysłowa, o niemal całkowicie obecnie niewyobrażalnym potencjale tzw. ogólnej sztucznej inteligencji (Artificial General Intelligence – AG). To trudne do odróżnienia od inteligencji naturalnej rządy co-robotów, porozumiewających się ze sobą bez pośrednictwa człowieka. Dziś możliwa jest jeszcze ingerencja człowieka, roboty pozwalają sobą rządzić. Gdy zaś zapanuje piąta rewolucja, możliwość ingerencji ludzkiej w działania robotów prawdopodobnie będzie bardzo ograniczona. To wszystko jest przed nami, to wszystko się dzieje w tempie szybszym niż ktokolwiek wcześniej zakładał.

Postępu nie da się zatrzymać

Nie brakuje głosów, że trzeba wstrzymać prace nad rozwojem sztucznej inteligencji...

Propozycje takie można potraktować jako symptom swego rodzaju neoluddyzmu. Przywodzą bowiem na myśl występujące w okresie pierwszej rewolucji przemysłowej, na początku XIX w. działania luddystów (od nazwiska przywódcy tego ruchu), chcących poprzez zniszczenie maszyn parowych i czółenek tkackich ocalić system manufakturowy i nie dopuścić do rozwoju systemu fabrycznego. W odniesieniu do sztucznej inteligencji, w odróżnieniu od luddyzmu, przeciwdziałania sprowadzają się nie do niszczenia maszyn, lecz do propozycji wprowadzania ograniczeń jej rozwoju. Tego typu propozycje można jednak uznać za przejaw bezradności, jako swego rodzaju protezę, zastępującą poszukiwania i wdrażanie rozwiązań gwarantujących efektywne, optymalne wykorzystywanie nowych technologii i eliminowanie zagrażających ludzkości wynaturzeń w tym obszarze. Jest to istotne tym bardziej, że wciąż kreowane są nowe, nieznane zjawiska, kształtujące nową gospodarkę i nowe jej podmioty, wcześniej zupełnie nieznane. Jak podkreśla amerykański znawca technologii cyfrowych Kevin Kelly, prowadzi to w stronę wzorca świata, w którym „nową normalnością staje się to, co nieprawdopodobne”. Dlatego tak fundamentalne znaczenie ma kwestia optymalizacji wykorzystywania sztucznej inteligencji. Sztuczna inteligencja to bowiem tylko narzędzie, a zatem to czy i w jakim stopniu – mądrze lub głupio – jest czy będzie ono wykorzystywane zależy od decyzji ludzkich. Hamowanie rozwoju sztucznej inteligencji raczej nie stanowi tu trwale skutecznego rozwiązania, tym bardziej, że historia dowodzi, iż próby stawiania barier postępowi technologicznemu z reguły kończą się klęską. Postępu nie da się zatem zatrzymać. Na szczęście.

Obawiamy się tego postępu, chociażby z uwagi na fakt, że możemy stracić pracę...

Wcześniejsze rewolucje przemysłowe nie upoważniają do stwierdzenia, że wprowadzanie nowych technologii, zastępujących pracę człowieka, prowadzi do wzrostu bezrobocia. Przeciwnie, na każde utracone miejsce pracy przypadało w przeszłości więcej niż jedno nowe. Nowe technologie sprawiają bowiem, że pojawiają się nowe zawody, nowe możliwości pozyskiwania pracy. Czy teraz będzie podobnie? Wciąż nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale nie ulega wątpliwości, że także pojawiają się nowe, wcześniej nieznane zawody, dotyczące sztucznej inteligencji. Zarazem jednak charakterystyczne jest, że obecna rewolucja przemysłowa pod wieloma względami zasadniczo rożni się od poprzednich, przede wszystkim pod względem głębi, dynamiki i zasięgu przemian oraz ich upowszechniania. Relatywna łatwość upowszechniania technologii cyfrowych i sztucznej inteligencji sprzyja przy tym wizualizacji świata. Nasilają się w związku z tym efekty synergii. Dzięki technologiom internetowym wiedza o świecie może szybko docierać do niemal wszystkich jego zakątków, to zaś dodatkowo sprzyja upowszechnianiu nowych technologii. Dlatego też tak ważne jest ich optymalne wykorzystywanie. Optymalne to znaczy najlepsze w danych warunkach proporcje między zastosowaniami sztucznej inteligencji a technologiami tradycyjnymi, najlepsze dla prawidłowego funkcjonowania gospodarki i innych dziedzin życia społecznego. Staje się to warunkiem sine qua non przetrwania. Kraje, przedsiębiorstwa i inne instytucje, osoby prawne i fizyczne, które nie zadbają o taką optymalizację będą przegrywały na różnych polach swego funkcjonowania.

Podam drobny, osobisty przykład: niedawno zrezygnowałam z sieci taxi, która wprowadziła robota-dyspozytora. W dniach oraz godzinach wolnych od pracy, w tym w godzinach nocnych, nie było tam żadnego koordynatora, żywego operatora. W takich warunkach, jeśli np. doszło do awarii sytemu, czy robot się zawiesił (a do tego dochodziło), to nie można było zamówić taksówki. Były też inne problemy, m.in. związane z oprogramowaniem. Robot miał zaprogramowany np. adres Aleja Niepodległości, stąd też na hasło Aleje Niepodległości, odpowiadał, że takiego adresu nie ma – przez tę jedną literówkową różnicę. Podaję ten przykład dlatego, że dowodzi on, iż nawet w tak prostych sytuacjach niezbędna jest rzeczona optymalizacja. Koordynator, żywy człowiek wciąż jest potrzebny. Widać to też np. w sklepach, gdzie coraz powszechniejsze są kasy samoobsługowe. Zdarzają się jednak problemy związane z ich funkcjonowaniem i wtedy też okazuje się, że bez człowieka ani rusz.

Czyli sytuacja dziś jest trudniejsza niż podczas poprzedniej prezydencji?

Na pewno sytuacja się zaognia, stopień niepewności rośnie. Pogarsza się sytuacja geopolityczna, nie poprawia się sytuacja klimatyczna, zaostrzają się problemy imigracyjne. Tworzy się swoisty węzeł gordyjski, splątanie różnych, nakładających się na siebie kryzysów. Już wiele lat temu w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym w ramach konwersatorium Forum Myśli Strategicznej przestrzegaliśmy przez tak zwaną multiplikacją kryzysową. Ostatnio zaś w zachodniej publicystyce spopularyzowane zostało pojęcie zaproponowane przez amerykańskiego politologa Adama Tooze – polycrisis, wielokryzys Obecne kryzysy nie dość, że nakładają się na siebie, to jeden kryzys napędza kolejny. Mamy przykłady: wojna – imigracja, klimat – imigracja, nierówności -imigracja. Imigracja będzie się nasilać nie tylko z powodu wojen, ale właśnie z powodów klimatycznych, nierównościowych, demograficznych i in. Obecna globalna społeczno-gospodarcza rzeczywistość spektakularnie potwierdza nie tylko wielość nakładających się na siebie kryzysów, których splątanie przywodzi na myśl aleksandryjski węzeł gordyjski, lecz także narastające ryzyko nasilania się tego zjawiska.

Co po 2027 roku?

Czy powinniśmy obawiać się kryzysu w perspektywie roku 2027, gdy skończą się fundusze unijne i staniemy się płatnikiem netto?

Warto tu patrzeć na kraje, które już są płatnikami netto. Jak widać, niespecjalnie przeszkadza im to w bogaceniu się. Co prawda niektóre z nich, jak na przykład Niemcy, mają obecnie różnego rodzaju problemy, ale to problemy koniunkturalne, one nie wynikają z tego, że kraj ten jest płatnikiem netto.

Polska korzysta z funduszy europejskich od wielu lat, jeszcze przed przystąpieniem do Unii Europejskiej mieliśmy dostęp do tzw. funduszy przedakcesyjnych. To tworzy bazę i korzystne podłoże do dalszego rozwoju. Niestety nie udało się uniknąć pewnych nieprawidłowości w wykorzystywaniu tych funduszy. W pierwszych latach ich wykorzystywania dość typowym zjawiskiem było np. ściąganie, powielanie projektów strategii rozwoju. Opracowanie takich strategii warunkowało bowiem dostęp do funduszy UE. Nierzadko gdy dany region opracował swoją strategię, inne regiony to powielały. Gdy np. w jakimś regionie powstawał aquapark, to dla innych stawało się to wzorem do naśladowania. Niektóre z tych aquaparków nie są należycie wykorzystywane, teraz niestety rdzewieją, wymagają nakładów, generują straty. To m.in. świadczy, że inwestycje nie zawsze były dostosowane do rzeczywistych potrzeb i uwarunkowań danego regionu. Z drugiej jednak strony, my się tego wszystkiego dopiero uczyliśmy, musieliśmy się nauczyć strategicznego myślenia. Problemem wciąż jest marginalizacja kultury strategicznego myślenia. Myślenie takie wypierane jest pod naciskiem problemów bieżących. Na to nakłada się dyktat, żeby nie powiedzieć terror, cyklu wyborczego, preferowane są koncepcje, które dają natychmiastowe efekty wyborcze. Kulturze myślenia strategicznego nie sprzyja też turbulentność przemian, jakich doświadcza współczesny, coraz bardziej spękany, chwiejny, kryzysogenny świat.

To jest groźne, bowiem marginalizacja kultury myślenia strategicznego nieuchronnie skutkuje dryfowaniem. Przekłada się to niekorzystnie m.in. na system regulacji prawnych, w tym podatkowych. W regulacjach tych zauważalny jest nierzadko brak strategicznej nici przewodniej. Cechuje je i swego rodzaju patchworkowatość rozwiązań, tj. rozmaite „doszywki” regulacyjne, co nie sprzyja systemowej spójności i zwiększa ryzyko dryfu.,Przywodzi to na myśl znaną przestrogę,że kto dryfuje, ten poddaje się władzy i okoliczności spoza własnego umysłu. Brak długookresowych strategii oznacza zatem skazywanie się wyłącznie na okoliczności kształtowane przez czynniki i siły zewnętrzne Z wielu badań wynika zaś, że w warunkach narastającego dynamizmu przemian, jedną z najważniejszych funkcji programów strategicznych jest wczesne ostrzeganie przed zagrożeniami oraz identyfikowanie nowych trendów i obszarów wiedzy oraz przemian. Ważną rolę do spełnienia ma w tym zakresie Unia Europejska, zwłaszcza w wypracowywaniu swego rodzaju drogowskazów, identyfikowaniu dróg i kierunków rozwoju społeczno-gospodarczego, z których nie powinno się zbaczać.

Zasady funkcjonowania strefy euro powinny zostać ponownie przemyślane

Ten terror cyklu wyborczego o którym pani mówi, fakt, że ciągle jesteśmy przed jakimiś wyborami powoduje, że politycy obawiają się podejmowania dyskusji w takich kwestiach jak choćby przystąpienie Polski do strefy euro. Czy w najbliższych latach nastąpi tu jakiś przełom?

Wszystko będzie zależało od tego, jakie rozstrzygnięcie przyniosą kolejne cykle wyborcze, kto zostanie wybrany. To co mogę powiedzieć, to to, że dążenie do przystąpienia do strefy euro jest celowe, ponieważ porządkuje gospodarkę, zmusza do dyscypliny finansowej. Z drugiej jednak strony wiele wskazuje na to, że dotyczące strefy euro kryteria z Maastricht nie są przestrzegane.

Przez kogo?

Przez niektóre kraje członkowskie UE, a wśród nich nie brakuje nawet tuzów ekonomicznych, jak np. Francja. Weźmy kwestię publicznego zadłużenia publicznego. Zgodnie z obowiązującym od 1 listopada 1993 r. Traktatem o Unii Europejskiej (TUE), traktatem z Maastricht zadłużenie takie w krajach strefy euro nie powinno przekraczać 60 proc. produktu krajowego brutto. Tymczasem obecnie w krajach tej strefy poziom zadłużenia sięga 90 proc., a w całej Unii Europejskiej wynosi prawie 82 proc. W 15 spośród 27 krajów członkowskich UE dług publiczny przekracza obowiązujący, kryterialny limit, w pięciu z nich poziom zadłużenia przekracza 100% PKB (to Grecja, Włochy, Francja, Hiszpania, Belgia). Polska pod tym względem wyróżnia się pozytywnie ze wskaźnikiem długu poniżej wymaganego kryterium 60 proc., czyli 49,5 proc.

W dyskusjach na temat warunkujących przystąpienie do strefy euro kryteriów z Maastricht pojawiają się zarzuty, że kryteria te zostały ustanowione zbyt arbitralnie, że nie znajdują one uzasadnienia ani w teorii, ani w praktyce, a to co się dzieje w praktyce podważa rangę tych kryteriów. Świadczą o tym m.in. problemy, jakie występują w najbardziej zadłużonym kraju UE, czyli Grecji, gdzie wskaźnik długu publicznego przekracza 160 proc. PKB. Wszystko to prowadzi do wniosku, że zasady funkcjonowania strefy euro powinny zostać ponownie przemyślane.

Tym niemniej ogólne, warunkujące przystąpienie do strefy euro kryteria, w tym dotyczące stabilności cen, niedopuszczania do nadmiernej inflacji, nadmiernego zadłużenia oraz nadmiernej wahliwości kursu walutowego i stóp procentowych, są kierunkowo słuszne, dobrze służące gospodarce. Natomiast kwestią sporną, otwartą pozostaje liczbowy wymiar tych kryteriów. Powstaje m.in. pytanie czy limit zadłużenia powinien wynosić właśnie 60 proc. PKB.

Powinniśmy podjąć starania o przyjęcie do strefy euro?

Powinniśmy starać się o stabilność naszej gospodarki, zaś stabilność taka przybliża nas do strefy euro.

Prof. dr hab. Elżbieta Mączyńska

Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, profesor nauk ekonomicznych, związana ze Szkołą Główną Handlową w Warszawie – organizatorka i kierownik Podyplomowych Studiów Wyceny Nieruchomości. Członkini Rady do spraw Szkolnictwa Wyższego, Nauki i Innowacji w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP. Ponadto członkini Prezydium Komitetu Prognoz i Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Członkini Rady Naukowej Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. Prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Specjalistka z obszaru ekonomii i finansów. Kreatorka ekonometrycznych modeli predykcji bankructwa.


Czytaj też:
Polska w strefie euro? Polacy mają na ten temat jasne zdanie
Czytaj też:
Ta modernizacja to jedno z największych wyzwań dla Polski. Będzie kosztowała 500 mld zł

Artykuł został opublikowany w 37/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.