Wczoraj napisaliśmy, że Donald Trump zapowiedział akt prawny, który ma uderzyć w media społecznościowe. Niektórzy podejrzewają nawet, że chodzi o jakąś formę ich ocenzurowania. W tle tej sprawy doszło też do konfliktu gigantów – Facebooka i Twittera.
Przez lata Twitter i Facebook zdrowo rywalizowały. Między firmami nie było sporów, walczyły uczciwie o przejęcia, ludzkie talenty i reklamowe dolary. Obie rzadko posuwały się do kopiowania pomysłów konkurenta, chociaż czasami się to zdarzało.
Czytaj też:
Donald Trump ocenzuruje media społecznościowe? „Wściekną się” – napisał prezydent
Jednak rywalizacja między dwiema firmami technologicznymi nabrała nowego znaczenia w tym tygodniu, po tym, jak Twitter postanowił umieścić etykiety sprawdzające fakty na niektórych tweetach prezydenta Donalda Trumpa. Tym samym Twitter sprowokował szereg zagrożeń, w tym bezpośrednie zarządzenie regulujące dla mediów społecznościowych – ów enigmatyczny akt prawny, który ma podpisać prezydent.
Rozłam w mediach
Dyrektorzy obu firm publicznie odpierali krytykę prezydenta. Jednak obserwatorzy szybko odnaleźli różnice między podejściem przyjętym przez Twittera i Facebooka.
– Mamy inne zasady niż, jak sądzę, Twitter w tym temacie – powiedział współzałożyciel i dyrektor generalny (CEO) Facebooka Mark Zuckerberg w Fox News. – Po prostu mocno wierzę, że Facebook nie powinien być arbitrem prawdy i wszystkiego, co ludzie piszą i mówią w internecie.
Kilka godzin później dyrektor generalny (CEO) Twittera, Jack Dorsey, stwierdził na swojej platformie, że oznaczanie tweetów jako „sprawdzonych co do faktów” nie czyni mediów społecznościowych „arbitrem prawdy”. Jawnie i otwarcie wystąpił więc w obronie swoich racji i przeciwko racjom Zuckerberga i Facebooka.
„Naszym celem jest połączenie kropek sprzecznych ze sobą oświadczeń i pokazanie informacji będących w sporze, aby ludzie mogli sami osądzać. Większa przejrzystość jest dla nas bardzo ważna, aby ludzie mogli jasno zrozumieć, dlaczego stoją za naszymi działaniami” – napisał Dorsey.
Inni komentatorzy byli bardziej bezpośredni. W serii tweetów Jason Goldman, były wysoki menedżer Twittera, nazwał wypowiedź Zuckerberga dla Fox News „złą” i dodał: „Wybranie się do Foxa, aby zaatakować Twittera w obronie Trumpa, było dziwnym posunięciem”. Przypomnijmy, że Fox News jest telewizją konserwatywną, związaną i utożsamianą z poparciem dla Donalda Trumpa. Pojawienie się w niej, przy trwającym konflikcie Trump-Twitter, jest dość jasnym opowiedzeniem się po jednej ze stron, a tak właśnie postanowił Zuckerberg.
Koniec wspólnego frontu
Publiczne starcie między obiema firmami zniszczyło jednolity front, który media społecznościowe próbowały wcześniej mieć w radzeniu sobie z dezinformacją. Wspomniane tweety Trumpa fałszywie podawały, że gubernator Kalifornii wysyła karty do głosowania „każdemu, kto mieszka w stanie, bez względu na to, kim on jest i jak się tam dostał”. Twitter oznaczył je więc nalepką zachęcającą użytkowników do: „Poznania faktów dotyczących kart do głosowania”. Nalepka z Twittera była bezpośrednio połączona linkiem ze stosowną stroną sprawdzającą fakty, wypełnioną artykułami dziennikarzy i streszczeniami artykułów prasowych obalających słowa Trumpa.
Tymczasem Facebook postanowił nic nie robić, mimo że na platformie pojawiły się identyczne posty. Firma oświadczyła wcześniej, że politycy są zwolnieni z programu sprawdzania faktów przez strony trzecie.
Projekt zarządzenia przygotowywany przez administrację Trumpa ma na celu ograniczenie siły dużych platform społecznościowych, w tym Twittera i Facebooka, poprzez próbę reinterpretacji prawa z 1996 roku, które chroni strony internetowe i firmy technologiczne przed procesami sądowymi.
We wcześniejszych tweetach, po dodaniu przez Twitter etykiety sprawdzania faktów, Trump zagroził „regulacją”, a nawet „zamknięciem” mediów społecznościowych.
Kayleigh McEnany, sekretarz prasowy Białego Domu, dokonała pewnego rozróżnienia między Facebookiem a Twitterem podczas wystąpienia w Fox News w czwartek 28 maja. – Są tutaj dwa modele – powiedziała. – Mamy Facebooka i Twittera, a także Marka Zuckerberga, który twierdzi, że nie jest jego zadaniem bycie arbitrem prawdy.
Zuckerberg i Dorsey nie po raz pierwszy stają po dwóch stronach barykady, na temat jak poradzić sobie z polityką na swoich platformach. Dorsey oświadczył w październiku zeszłego roku, że Twitter przestanie wyświetlać reklamy polityczne. Jego oświadczenie nastąpiło po tym, jak Zuckerberg publicznie bronił Facebooka nie tylko zezwalając na reklamy polityczne, ale także pozwalając politykom występować w tych reklamach.
W środę 27 maja w swoim tweecie, Dorsey napisał, że bierze ostateczną odpowiedzialność za decyzje podjęte przez Twittera i poprosił wszystkich, aby „zostawili jego pracowników w spokoju”. „Jest ktoś, kto ostatecznie odpowiada za nasze działania jako firmy, i to jestem ja” – napisał Dorsey.
W tej jednej kwestii Dorsey i Zuckerberg są zgodni. – Założyłem Facebooka – powiedział Mark Zuckerberg podczas przesłuchania w Senacie w 2018 r. – Prowadzę go i jestem odpowiedzialny za wszystko, co się w nim dzieje.
Czytaj też:
Świat liczy straty, giganci technologiczni zyski. Kto zyskał na pandemii?