Rachunek za zamieszki we Francji. 200 mln euro to minimum

Rachunek za zamieszki we Francji. 200 mln euro to minimum

Zamieszki we Francji
Zamieszki we Francji Źródło:PAP / Apaydin Alain/ABACA
5-dniowe zamieszki w 2005 roku, do których doszło przede wszystkim w dzielnicach imigranckich francuskich miast po tym, jak dwóch nastolatków spłonęło w pomieszczeniu transformatora, w którym schowali się przed policją, kosztowały 204 mln euro. Zapłacili ubezpieczyciele i podatnicy. Rachunek po ostatniej fali zamieszek może być jeszcze wyższy.

Francuskie władze nie zrobiły jeszcze bilansu kosztów zamieszek, które rozpoczęły się wieczorem 27 czerwca i trwały przez kilka kolejnych dni. Wybuchły one po tym, jak policjanci zastrzelili 17-letniego Nahela, który nie zatrzymał się do kontroli drogowej. Przez kilka kolejnych nocy na ulice największych miastach wychodziły tłumy głównie młodych ludzi, którzy podpalali i niszczyli samochody, wybijali szyby w sklepach i plądrowali je.

Zamieszki warte miliony euro

Minister gospodarki i finansów Bruno La Maire oświadczył 1 lipca, że za wcześnie jeszcze na ocenę strat, ale wielogodzinne zamieszki, które powtarzały się przez kilka dni z rzędu, będą „słono kosztować firmy ubezpieczeniowe”.

„Rzeczpospolita” przypomina, że 5-dniowe zamieszki w 2005 roku, do których doszło przede wszystkim w dzielnicach imigranckich po tym, jak dwóch nastolatków spłonęło w pomieszczeniu transformatora, w którym schowali się przed policją, kosztowały 204 mln euro. Złożyło się na to ponad 10 tys. spalonych samochodów, 233 zniszczone lub uszkodzone budynki publiczne i 74 prywatnych.

Gdy w proteście przeciw wysokim cenom paliw wyszły „żółte kamizelki”, zniszczeniu uległo 13 tys. obiektów, a rachunek wyniósł 249 mln euro. Protesty odbywały się nieregularnie, np. trwały przez weekend, po czym wszystko wracało do normy, a w kolejny weekend na ulice miast ponownie wychodzili protestujący.

Wspomniany już minister gospodarki jest zdania, że rachunek po protestach inspirowanych zabiciem 17-letniego Francuza algierskiego pochodzenia będzie jeszcze wyższy. Bilans strat na tę chwilę to 5 tys. spalonych pojazdów, tysiąc podpalonych albo uszkodzonych budynków, 250 zaatakowanych posterunków policji lub żandarmerii, podpalonych 10 tys. miejskich pojemników na odpady, ponad 1500 sklepów (dużych sieci handlowych, 250 punktów sprzedaży papierosów i prasy, 250 oddziałów banków, barów szybkiej obsługi), ponadto zniszczonych środków transportu miejskiego (autobusy, tramwaje), elementów miejskiej infrastruktury.

Jeśli uwzględnić koszt skierowania dodatkowych sił policyjnych do miast, w których odbywały się zamieszki, odwołane rezerwacje turystyczne, konieczność wcześniejszego zamykania sklepów i restauracji w centrach niektórych miast, to rachunek zwiększy się o kolejne miliony euro.

Francja. Krewni Nahela proszą o spokój

Krewni Nahela mają poczucie, że śmierć chłopaka jest wykorzystywana przez uczestników zamieszek jako wygodny pretekst do tego, by niszczyć i kraść. – Nie prosiliśmy o włamania czy kradzieże. Wszystko to nie jest dla Nahela – powiedział krewny w rozmowie z BBC. Jednocześnie zaapelował o zmianę przepisów, regulujących używanie broni przez policję.

Babcia chłopaka zaapelowała do uczestników zamieszek z apelem o zachowanie spokoju. Podkreśliła, że śmierć jej wnuka została instrumentalnie wykorzystana do siana spustoszenia.

– Do ludzi, którzy niszczą, mówię: przestańcie! Oni wykorzystują Nahela jako pretekst. Chciałabym, żeby przestali niszczyć, żeby nie wybijali szyb, nie niszczyli szkół, autobusów. To matki jeżdżą autobusami – powiedziała na antenie francuskiej telewizji BFM TV.

Czytaj też:
Zamieszki w kolejnych krajach. Szwajcarska policja obrzucona koktajlami Mołotowa
Czytaj też:
Policja rozpyliła gaz łzawiący, kolejne aresztowania. Niespokojna noc we Francji

Opracowała:
Źródło: Rzeczpospolita / Wprost