– Koleżanki, które mają wesele już za sobą, ostrzegały mnie, że nie przyjdzie co najmniej 30 proc. zaproszonych gości. Uwzględniliśmy ten „margines błędu” i zarezerwowaliśmy salę dla 100 gości, choć zaprosiliśmy 140 osób. Nie sądziłam, że ostatecznie przyjścia nie potwierdzi aż 50 osób. I niestety nie wszyscy zadeklarowali się w ustalonym przez nas terminie. To smutne, że dorośli ludzie, rodzina, nie mają odwagi, by zadzwonić i powiedzieć, że jednak nie przyjdą – i tak to odkładają do ostatniej chwili – mówi Iwona, która zorganizowała w czerwcu ślub pod Koninem.
Goście weselni last minute
Na szczęście część gości odpowiednio wcześnie poinformowała o nieobecności, więc mogli odwołać „talerzyki”. Mimo wszystko na dziesięć dni przed imprezą wciąż mieli opłaconych 10 miejsc więcej niż gości się potwierdziło. Sala weselna pobiera 250 zł od osoby. Strata finansowa byłaby więc w przypadku Iwony i jej męża odczuwalna, poza tym obawiali się oni, że tyle pustych krzeseł będzie się rzucała w oczy. Oczywiście mogli założyć taki scenariusz i wynająć mniejszą salę, ale zależało im na tej konkretnej – a przyjmuje ona zamówienia na przyjęcia dla co najmniej 100 gości.
Z pomocą przyszedł im Facebook.
– Dowiedziałam się o grupie, poprzez którą można zaprosić obcych ludzi na wesele. Nie byłam przekonana, bo to jednak impreza dla rodziny i znajomych, więc jak można na nią wprowadzać kogoś zupełnie obcego? Poczytałam jednak komentarze ludzi, którzy zdecydowali się na gości „last minute” i pomyślałam, że czemu nie. W najgorszym razie brat czy kuzyn będą po prostu musieli wyprowadzić pijanego delikwenta z sali – kontynuuje Iwona.
Na 2 tygodnie przed weselem zamieściła krótkie ogłoszenie, w którym napisała tylko, że para 30-latków szuka pięciu par na wesele, podała datę i miejscowość, a już dwa dni później miała w skrzynce odbiorczej 15 wiadomości prywatnych, których autorzy przekonywali, że będą idealnymi gośćmi. Post skomentowało też 10 osób.
– To zabawne, ale ludzie wręcz licytowali się! – śmieje się Iwona.
Dlaczego ludzie chcą się bawić na weselu obcych?
„Czy szukacie jeszcze pary na wesele? Polecamy się z mężem. Bawimy się do białego rana!” – napisała dziewczyna z województwa łódzkiego. Ktoś inny przekonywał, że może pokazać rekomendacje, bo był już na pięciu weselach z grupy. I faktycznie, w grupie działa też sekcja rekomendacji. „Chcemy serdecznie podziękować za zaproszenie, poznałam cudownych ludzi. Jesteśmy ekipą do zadań specjalnych. Jeśli masz problem z gośćmi, wpadniemy. Ania i Patryk, Kamila i Patryk, ja i Paweł” – napisała pani Katarzyna, która pochwaliła się też, że na jednym z wesel złapała bukiet, więc wkrótce może sama będzie szukała „gości last minute”.
Iwona wybrała pięć par, które wydały się jej najbardziej sympatyczne. Goście dopisali: przywieźli koperty, dobrze się bawili, nie przesadzili z alkoholem. Siedzieli przy jednym stole, by było raźniej. Z jedną z par Iwona i jej mąż utrzymują nawet kontakt, bo mieszkają niedaleko i złapali wspólny język.
– Widziałam kiedyś w internecie mural z prześmiewczym hasłem „Nie rozmawiaj z nieznajomymi, bo jeszcze kogoś poznasz”. I to jest prawda: można się kisić w swoim sosie, ale po co, skoro obok jest tyle osób, z którymi można zrobić coś fajnego? – podsumowuje Iwona.
Bo lubią tańczyć, bo chcą poznać okoliczne sale weselne…
A teraz z drugiej strony: dlaczego goście chcą „wbić” się na wesele obcej pary? Powodów jest kilka. Niektórzy bardzo lubią wesela, a skoro w rodzinie nie szykuje się żadna impreza, to są gotowi zapłacić, byle tylko się pobawić. Sporą grupę „gości last minute” stanowią też przyszli małżonkowie, którzy chcieliby wziąć udział w kilku przyjęciach, by wiedzieć, co najlepiej się sprawdza. Magda, która chciała wziąć ślub w Białymstoku lub okolicach, w ciągu roku bawiła się na przyjęciach w trzech różnych salach weselnych, więc mogła zrobić swój prywatny ranking. Popatrzyła, spróbowała jedzenia i zarezerwowała tę, w której czuła się najlepiej. Ją i przyszłego męża kosztowało to 1500 zł, bo ustalili, że do koperty włożą po 250 zł od osoby.
Koperta weselna. Dawać czy nie dawać?
Zdania co do tego, czy „goście last minute” w osóle powinni ofiarowywać pieniądze – czy wystarczy sama obecność – są podzielone. „Gdybym zapraszała gościa last minute, nie oczekiwałabym żadnego prezentu, tylko tego, żeby dobrze się bawić i aby jedzenie się nie zmarnowało” – napisała jedna z internautek. Tak samo widzi to Jowita, która przyznała, że na swoje wesele zaprosiła kilka osób z grupy i „zależało jej jedynie na zapełnieniu miejsc, które inaczej by się zmarnowały”. – Ta grupa nie została stworzona by zapłacić za swoje miejsce tylko by nie marnować jedzenia za które i tak para młoda musi zapłacić. Kartka i wino, może zdrapki czy lotto w zupełności wystarczą – napisała.
Nie zgadza się z nimi Ewa. „Jeśli zdecydowałabym się być gościem last minute, to nie wyobrażam sobie przyjść na wesele tylko z kwiatami, winem czy drobną kwotą pieniędzy. W końcu Para Młoda za to zapłaciła, nie widzę więc powodu, by mieli na mnie tracić. A jeśli mnie nie stać, to odmawiam” – uważa.
Aby uniknąć nieporozumień, niektóre pary w ogłoszeniach wprost piszą, ile kosztuje „talerzyk”, co jest informacją dla potencjalnych gości, że miło by było, gdyby włożyli do koperty taką kwotę.
W grupie są też ogłoszenia dotyczące poszukiwania świadków, uczestników wieczorów panieńskich („organizowałam imprezę dla dwóch koleżanek. Przyjadę do Twojego miasta i zrobię taki panieński, że do końca życia będziesz się czerwieniła na samo wspomnienie” – zachęca do swoich usług zaprawiona w przedweselnych bojach kobieta z Pomorza), swoje oferty przedstawiają początkujący DJ-e i fotografowie, którzy chcą zbudować portfolio.
Czytaj też:
Twórcy ChatGPT chcą wywołać rewolucję. Tworzą wyszukiwarkę, która ma konkurować z GoogleCzytaj też:
Zełenski odniósł się do blokowania granicy. Mówił o „naruszeniu zasad solidarności”