Od kilku lat widzimy wyraźny odpływ mieszkańców z miast do miejscowości obrzeżnych. Głównym powodem są niższe ceny – w miejscowości położonej tuż za granicą miasta cena metra mieszkania może być nawet o 30 proc. niższa niż dwa kilometry dalej, ale już w granicach miasta. Swoje robi też chęć ucieczki z ciasnego miasta do bardzo dobrze niekiedy zarządzanych – i zaprojektowanych – gmin ościennych. Nierzadko też dojazd z takiej miejscowości do centrum miasta zajmuje mniej czasu niż przebicie się przez korki w mieście. To możliwe dzięki rozwijanej sieci obwodnic oraz kolejkom podmiejskim.
Najdroższe polskie przedmieścia
Business Insider sprawdził, które przedmieścia w kraju są najdroższe. Wykorzystał do tego marcowe dane udostępnione przez serwis Nieruchomosci-online.pl. Analiza doprowadziła do kilku ciekawych wniosków: w jednej z miejscowości podmiejskich przeciętna cena mieszkania jest wyższa niż w mieście (co przeczy tezie, że mieszkańcy wybierają ją ze względu na niższe ceny), a Konstancin-Jeziorna wcale nie jest najdroższym przedmieściem w kraju.
Business Insider podzielił swoje wnioski na dwie kategorie: ceny mieszkań i domów. My przybliżymy tę pierwszą.
Najdroższą podmiejską miejscowością jest Milanówek (13,1 tys. zł za metr kwadratowy mieszkania). Na drugim miejscu a drugim miejscu znalazł się Puck ze średnią ceną mieszkania zbliżającą się do 12,9 tys. zł za m kw.
Powyżej 12 tys. zł za m kw. zapłacimy też w Kosakowie pod Gdynią. Do ceny 12 tys. zł za m kw. zbliża się też podwarszawski Pruszków.
"BI” pisze też o „fenomenie”, jakim jest Stawiguda pod Olsztynem. Średnia cena metra wynosi tam niemal 9,7 tys. zł, a to ok. 700 zł więcej niż w samym mieście.
Popularność nie musi być powiązana z szybkim dojazdem
Z Milanówka do centrum Warszawy dojedziemy w 30 minut, w czasie największego zapotrzebowania pociągi jeżdżą po cztery razy na godzinę. Ta sama linia łączy stolicę z Pruszkowem. Zupełnie inaczej wygląda połączenie z Pucka do Trójmiasta: odległość do Gdyni wynosi 30 km i trzeba zarezerwować 40 minut na dojazd pociągiem. Samochodem może być o kilka minut szybciej – pod warunkiem, że nie ma korków. Kto chce dotrzeć do Gdańska, musi się przesiąść w Gdyni i podróż wydłuży się do jednej godziny.
Do Kosakowa nie dojeżdżają pociągi. Podróżni muszą dojechać samochodem lub autobusem do Rumi i dopiero tam przesiadają się do kolejki do Gdyni. Zajmuje to ok. 50 minut.
Czytaj też:
Ceny mieszkań mocno w górę. Jedno województwo się wyłamujeCzytaj też:
Polacy masowo rezerwują mieszkania. Powodem nowy program