Jesienią 2014 roku ówczesny minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz wprowadził pierwsze przepisy dotyczące oskładkowania umów-zleceń, nazywając to początkiem ucywilizowania rynku pracy. Mimo upływu dekady okazuje się, że był to zarazem koniec zmian w tej kwestii. Decyzją premiera Donalda Tuska rząd oficjalnie wycofał się z dalszych reform.
Pierwszy krok i zatrzymanie reformy
W 2016 roku wprowadzono obowiązek płacenia składek na ZUS od umów-zleceń, ale jedynie do wysokości minimalnego wynagrodzenia. W efekcie osoby zatrudnione na kilku zleceniach, osiągające podstawę składkową w jednej umowie, unikały płacenia dodatkowych składek.
Pierwotny plan zakładał pełne ozusowanie zleceń – każda umowa miałaby być objęta składkami ZUS. Reforma została wpisana do Krajowego Planu Odbudowy, co miało zmusić Polskę do jej realizacji w zamian za środki z Funduszu Odbudowy. Jednak, mimo intensywnych prac w 2024 roku, plany te zostały ostatecznie zarzucone.
Skutki dla rynku pracy i emerytur
Brak pełnego oskładkowania oznacza, że umowy-zlecenia pozostaną tańszym rozwiązaniem dla pracodawców. Tym samym pracownicy zatrudnieni na tzw. śmieciówkach nie będą mieli zabezpieczenia na starość.
Eksperci od dawna wskazują, że pełne ozusowanie zleceń poprawiłoby sytuację na rynku pracy, zmuszając pracodawców do bardziej uczciwego traktowania pracowników. Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich podkreśla, że taka zmiana zrównałaby warunki zatrudnienia dla różnych typów umów, co z perspektywy przedsiębiorców mogłoby być korzystne.
Co oznacza brak reformy?
Decyzja o wycofaniu reformy przynosi krótkoterminowe korzyści dla zleceniobiorców – więcej pieniędzy „na rękę”. Jednak kosztem jest brak oszczędności na emeryturę. Przykład: zleceniobiorca zarabiający obecnie 5000 zł brutto, dostaje na konto 4500 zł. W przypadku pełnego ozusowania kwota ta spadłaby do około 3500 zł.
Choć temat powracał wielokrotnie, brak politycznej odwagi oznacza, że zmiany w najbliższym czasie są mało prawdopodobne. Jak wskazują eksperci, w dłuższej perspektywie skutki będą odczuwalne przez miliony Polaków, którzy w przyszłości mogą zostać bez emerytur.
Czytaj też:
Koszmar rachunkowy w 2025 roku. Polacy boją się gigantycznych podwyżekCzytaj też:
Ponad 27 tys. zł za dokument z przeszłości. Sprawdź, czy masz go w domu