Podatkowy kiks

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podwyżek podatków miało nie być i faktycznie nie ma. Są za to próby ściągania podatków w sytuacjach, których znaczenie dla Skarbu Państwa jest raczej znikome. Tak jest z dodatkowym opodatkowaniem tych, którzy używają samochodów służbowych do celów prywatnych. Według polityków jest to nieodpłatne świadczenie, a jako takie podlega opodatkowaniu. Podobnie jest np. z komputerami i telefonami komórkowymi.
Sęk w tym, że można spokojnie iść o zakład, że budżet państwa traci rocznie o wiele więcej na nieracjonalnym wykorzystaniu służbowych samochodów samych polityków i urzędników niż na wspomnianym wcześniej niezapłaconym podatku przez korzystającego z takich świadczeń Kowalskiego. Bo – nie oszukujmy się – zdecydowana większość z nas nie posiada do prywatnej dyspozycji służbowego samochodu. Jednak nawet, gdybyśmy mieli ten luksus, ocena tego, czy samochód albo inny przedmiot wykorzystywany jest do celów prywatnych czy nie, zawsze będzie kontrowersyjna, a próby prawnego rozróżnienia z całą pewnością będą chybiać celu.

Prosty przykład: jeśli dysponuję laptopem z zakładu pracy, który często zabieram do domu, by na nim tam pracować, to mam płacić podatek czy nie? Przecież – w chwilach wytchnienia – zdarza mi się zerknąć w zupełnie prywatnym celu na niewątpliwie prywatną skrzynkę mailową, czy konto serwisu społecznościowego. Również, gdyby konsekwentnie przeprowadzić prawne rozdzielenie użytkowania samochodu w celach służbowych i prywatnych, natrafilibyśmy na komplikacje. Bo jak, jeśli nie prywatnym wykorzystaniem, nazwać zatrzymanie się służbowym autem w drodze na oficjalne spotkanie przy kiosku, w celu kupienia tam maszynki do golenia?

Jednak nie tylko ze względów definicyjnych opodatkowanie „przychodu", który uzyskujemy z tytułu używania przedmiotu służbowego w prywatnych celach, powinno być uznane za nieuzasadnione. Taki pomysł powinien być także odrzucony ze względu na pewien oczywisty fakt: już jesteśmy wystarczająco opodatkowani.