Kredyty zdrożeją, bo banki przerzucą na klientów koszty zmian w przepisach?

Kredyty zdrożeją, bo banki przerzucą na klientów koszty zmian w przepisach?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Interesy kredytobiorców mają być lepiej chronione - od czerwca klient będzie dostawał w banku formularz o wszystkich parametrach pożyczki. Bankowcy ostrzegają: - Pożyczki będą droższe i trzeba będzie dłużej na nie czekać.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", we wtorek rząd przyjął projekt ustawy, która ma wzmocnić ochronę konsumentów przed kredytowymi haczykami. Taki obowiązek nakłada na państwa członkowskie UE, która w zeszłym roku przyjęła dyrektywę o kredycie konsumenckim. 

Zgodnie z rządowym projektem, który wkrótce ma trafić do Sejmu, od czerwca bank, zanim podpisze z klientem umowę kredytową, będzie musiał przekazać mu formularz z listą informacji o wszystkich parametrach pożyczki. Będzie musiał napisać nie tylko, ile pieniędzy dostanie klient i ile wyniesie miesięczna rata, ale też, ile pieniędzy kredytobiorca będzie musiał bankowi w sumie oddać, ile wyniesie rzeczywista stopa oprocentowania kredytu i ile kosztują dodatkowe ubezpieczenia. Dziś bank musi podać klientowi tylko rzeczywistą stopę oprocentowania kredytu, bez rozbijania jej na elementy. 

- Celem dyrektywy jest to, by klienci mogli łatwiej porównać oferty banków. I lepiej rozumieli, jakie zobowiązania na siebie przyjmują - tłumaczy Małgorzata Cieloch z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który przygotował dla rządu projekt ustawy.

Polska idzie o krok dalej, niż nakazuje Bruksela. Jej wytyczne dotyczą tylko pożyczek niezabezpieczonych, a u nas nowe przepisy mają dotyczyć też kredytów hipotecznych. Banki będą musiały informować nas m.in. o kosztach spreadu, kosztach dodatkowych ubezpieczeń i łącznej sumie, którą będziemy musieli zwrócić. - To wzmocni pozycję klientów w relacjach z bankami - zapewnia Cieloch.

Zadowoleni są też pośrednicy finansowi. - Klient będzie mógł czarno na białym zobaczyć, ile pożycza, a ile będzie musiał oddać. A to daje do myślenia - chwali Karol Wilczko z serwisu Comperia.pl. Np. spłacając kredyt gotówkowy o wartości 7 tys. zł, wzięty na pięć lat w Getin Banku, na koniec będzie trzeba oddać w sumie 9,6 tys. zł, a mBank każe sobie zwrócić 12,6 tys. zł. Pożyczając pod hipotekę 200 tys. zł (mając do tego 100 tys. zł własnych oszczędności), po 20 latach bank dostanie z rat od 354 tys. zł do 419 tys. zł. A więc nawet dwukrotnie więcej, niż pożyczył. Zdaniem Wilczki część klientów, widząc, o ile więcej trzeba oddać bankowi, dwa razy zastanowi się przed wzięciem kredytu.

Nowe przepisy wydłużą też z 10 do 14 dni okres, w którym klient będzie mógł bezkarnie odstąpić od umowy. Dzięki temu klienci będą mieli więcej czasu, by przeanalizować dokumenty i sprawdzić, czy nie ma w nich jakichś haczyków. - Gdy klient prosi o udostępnienie umowy przed podpisaniem, banki ociągają się i robią uniki - mówi Wilczko. A bankowi doradcy czasem starają się zniechęcić klientów do czytania umów, "bo przecież wszyscy podpisują takie same".

Eksperci ostrzegają jednak, że wzory formularzy, które bankowcy będą musieli udostępniać klientom, są bardzo obszerne i przeładowane informacjami. Poza tym zniknie limit maksymalnej wysokości prowizji za udzielenie kredytu (dziś wynosi ona 5 proc.). 

Bankowcy do zmian podchodzą bez entuzjazmu. Norbert Jeziolowicz ze Związku Banków Polskich ostrzega, że po ich wprowadzeniu klienci będą dłużej czekać na kredyty. - Klient nie będzie mógł podpisać umowy i dostać pieniędzy od ręki. Najpierw doradca przygotuje formularz ze szczegółami pożyczki, klient będzie musiał mieć czas na jego przeanalizowanie, a dopiero potem będzie mógł zaciągnąć pożyczkę - tłumaczy ekspert ZBP. - Tak samo będzie w przypadku kredytów ratalnych. Jeziolowicz zapowiada też, że cena kredytów wzrośnie: - Co roku banki w Polsce udzielają 20 mln pożyczek. Jeżeli do każdej będą musiały dodać trzy kartki papieru, to będą potrzebować dodatkowych 60 mln kartek. Do tego trzeba doliczyć koszty zmian w systemach informatycznych, opłacenie prawników etc.

Dodaje, że banki potrzebują czasu na dostosowanie się do przepisów. Dlatego będą przekonywać rząd, by opóźnił wejście w życie przepisów do początku 2011 r.

"Gazeta Wyborcza", mm