Pod względem poziomu zamożności Polaka można porównać ze Szwedem i Norwegiem z lat… 60. Tako rzecze Eurostat. Mądre ekonomiczne głowy twierdzą, że z unijną średnią zrównamy się dopiero za prawie 30 lat. Brzmi to jak wyrok, ale wcale nie musi. Wystarczy kilka łatwych reform.
Ostatnie debaty dotyczące ZUS, OFE i KRUS i innych sympatycznych instytucji, stworzyły wrażenie, że od nich tylko zależy dobrobyt Polaków. Że jak się już każe rolnikom więcej płacić, zabierze pieniądze z OFE, odda z powrotem rządowi i zamrozi podwyżki urzędnikom z ZUS-u, to wszystkie nasze problemy znikną w mgnieniu oka. Otóż, jest to wierutna bzdura. Reforma systemu emerytalnego jest oczywiście konieczna, ale – żeby była dobra – potrzeba nam kogoś na miarę Ronalda Reagana, Margaret Thatcher, czy choćby przywódcy Chin Hu Jintao. Kogoś, kto powie „basta!" i będzie głuchy na lament urzędniczego lobby i krzyki populistów.
Naszych polityków nie stać, niestety, na dobre i radykalne reformy. Gdy mówią o ratowaniu państwa i budżetu przypominają zalepiaczy asfaltu, którzy co roku goszczą na naszych drogach i z pełnym przekonaniem, że to już ostatni raz wlewają czarną masę w złośliwe dziury. Jednak, by żyło się nam choć trochę lepiej, a budżet państwa nie głodował, nie potrzeba od razu przewrotu kopernikańskiego. Wystarczą małe reformy.
Można by na przykład. wreszcie ułatwić zakładanie firm, bo obecnie zajmuje to 32 dni. Taka „reforma" nie zburzyłaby porządku społecznego, nikomu nie trzeba by nic zabierać i nikomu nie trzeba by nic dawać, a życie gospodarcze nabrałoby dynamiki. Nasze PKB również. Żaden polityk na serio nie zająknie się jednak na ten temat. Podobnie, jak na temat urzędników, którzy w liczbie prawie pół miliona wykonują w większości albo niepotrzebną albo szkodliwą robotę. A gdyby ich tak… zwolnić? Gdy już będzie można założyć firmę w 1 dzień, bardzo szybko się przekwalifikują i zaczną pracować na wspólny dobrobyt. A ile radości będą mieć przedsiębiorcy ze zmniejszenia liczby ich ciemiężycieli? Już tylko to sprawi, że nasze PKB zyska kilka procent. O kolejne miliony powiększyłaby nasze PKB reforma systemu podatkowego. Nie, nie chodzi nawet o obniżkę podatków. Wystarczy uprościć system, byśmy nie musieli uiszczać tysiąca różnych danin. Obecnie nie jesteśmy w stanie połapać się, ile w sumie płacimy, urzędy skarbowe też zresztą się w tym nie orientują. W takim systemie korupcja i „nieszczelność” to chleb powszedni. Gdyby było prościej, gdyby danin było mniej, to paradoksalnie podatki wpływałyby do budżetu w większych ilościach, a dla płatników byłyby mniejszym obciążeniem.
To tylko kilka z wielu możliwych i stosunkowo prostych reform. Do ich przeprowadzenia nie potrzeba siły Supermana, a tylko dobrej woli. Szkoda tylko, że „dobra wola" to w politycznym słowniku oksymoron.
Naszych polityków nie stać, niestety, na dobre i radykalne reformy. Gdy mówią o ratowaniu państwa i budżetu przypominają zalepiaczy asfaltu, którzy co roku goszczą na naszych drogach i z pełnym przekonaniem, że to już ostatni raz wlewają czarną masę w złośliwe dziury. Jednak, by żyło się nam choć trochę lepiej, a budżet państwa nie głodował, nie potrzeba od razu przewrotu kopernikańskiego. Wystarczą małe reformy.
Można by na przykład. wreszcie ułatwić zakładanie firm, bo obecnie zajmuje to 32 dni. Taka „reforma" nie zburzyłaby porządku społecznego, nikomu nie trzeba by nic zabierać i nikomu nie trzeba by nic dawać, a życie gospodarcze nabrałoby dynamiki. Nasze PKB również. Żaden polityk na serio nie zająknie się jednak na ten temat. Podobnie, jak na temat urzędników, którzy w liczbie prawie pół miliona wykonują w większości albo niepotrzebną albo szkodliwą robotę. A gdyby ich tak… zwolnić? Gdy już będzie można założyć firmę w 1 dzień, bardzo szybko się przekwalifikują i zaczną pracować na wspólny dobrobyt. A ile radości będą mieć przedsiębiorcy ze zmniejszenia liczby ich ciemiężycieli? Już tylko to sprawi, że nasze PKB zyska kilka procent. O kolejne miliony powiększyłaby nasze PKB reforma systemu podatkowego. Nie, nie chodzi nawet o obniżkę podatków. Wystarczy uprościć system, byśmy nie musieli uiszczać tysiąca różnych danin. Obecnie nie jesteśmy w stanie połapać się, ile w sumie płacimy, urzędy skarbowe też zresztą się w tym nie orientują. W takim systemie korupcja i „nieszczelność” to chleb powszedni. Gdyby było prościej, gdyby danin było mniej, to paradoksalnie podatki wpływałyby do budżetu w większych ilościach, a dla płatników byłyby mniejszym obciążeniem.
To tylko kilka z wielu możliwych i stosunkowo prostych reform. Do ich przeprowadzenia nie potrzeba siły Supermana, a tylko dobrej woli. Szkoda tylko, że „dobra wola" to w politycznym słowniku oksymoron.