Polska droga do Grecji

Polska droga do Grecji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ledwo opinia publiczna przełknęła informację o tym, że ze względu na benedyktyńską precyzję posłów w pracy nad nowelizacją ustawy o zarządzaniu odpadami (która to precyzja sprowadza się na trwającej ponad rok pracy nad dokumentem) Polska codziennie płaci UE 40 tysięcy euro za to, że nie jest w stanie zmniejszyć ilości składowanych w naszym kraju śmieci – a już wisi nad nami perspektywa kolejnej kary. Wiele wskazuje na to, że nie uda nam się na czas wprowadzić w życie dyrektywy Parlamentu Europejskiego dotyczącej wprowadzenia elektronicznego systemu poboru opłat drogowych.
Scenariusz jest taki sam jak w przypadku problemu ze śmieciami – tempo polityczno-gospodarczego życia okazuje się zbyt wysokie dla naszych polityków i urzędników, którzy najwyraźniej lubią z namaszczeniem celebrować swoją władzę. A było to tak: w 2006 roku UE znowelizowała dyrektywę dotyczącą ujednolicenia systemu poboru opłat za „użytkowanie niektórych typów infrastruktury przez pojazdy ciężarowe" – więc Polska, jako dumny członek Unii, musiała zobowiązać się do wdrożenia dyrektywy w życie. Ale co nagle to po diable.

Znowelizowanie ustawy o drogach publicznych, które było pierwszym krokiem na drodze do wypełnienia unijnego nakazu zajęło naszym parlamentarzystom, bagatela, półtora roku. Po 18 miesiącach namysłu ustawodawcy postanowili, że e-myto zastąpi system winietowy 1 lipca 2011 roku. Wydawałoby się, że kolejne dwa i pół roku na wdrożenie systemu to odpowiednio wiele czasu. Nic z tych rzeczy! Przygotowanie przetargu na instalację takiego systemu zajęło… rok. Kiedy zaś przetarg udało się przygotować i ogłosić okazało się, że nie sposób zakończyć go w terminie. W rezultacie w połowie sierpnia 2011 roku procedura przetargowa wciąż nie została zakończona, a wróbelki ćwierkają, że zakończona jeszcze długo nie będzie bo organizator całej zabawy – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad może przetarg unieważnić, ponieważ obie biorące w nim udział firmy zaproponowały usługę której koszt przewyższa kwotę przeznaczoną przez GDDKiA na realizację projektu o ładnych parę złotych.

W efekcie istnieje duża szansa, że 1 lipca 2011 roku Polska nie będzie miała ani e-myta, ani winiet, tiry będą hulać po polskich autostradach za darmo, a Skarb Państwa będzie za to płacił i właścicielom autostrad (bo ci spodziewają się rekompensaty za konieczność konserwowania nawierzchni dróg) i Unii Europejskiej (za karę). A to wszystko w sytuacji gdy rząd rozpaczliwie szuka pieniędzy na załatanie coraz bardziej dziurawego budżetu.

Jeszcze kilka takich niedopatrzeń i zaniechań, a okaże się, że nawet 25-procentowy VAT nie uratuje nas przed „wycieczką" do Grecji. I bynajmniej nie chodzi o wczasy obiecane przez Jarosława Kaczyńskiego wszystkim Polakom.