- Oznacza to, że potencjał siły roboczej, bez imigracji, kurczy się - powiedział Liebig. Według niego, podobna tendencja występuje także w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej, jak Węgry, Słowacja, Czechy. - Związane jest to z tym, że pokolenie powojenne osiąga wiek emerytalny, a po transformacji w krajach regionu mocno spadła liczba urodzeń - powiedział ekspert. Jego zdaniem w przypadku Polski negatywną tendencję może nasilić jeszcze emigracja zarobkowa, na którą decydowali się w minionych latach przeważnie młodzi ludzie.
Jak zastrzegł Liebig, Polska ma jeszcze znaczne zasoby niewykorzystanej siły roboczej, na przykład wśród kobiet oraz osób starszych. Wraz ze wzrostem gospodarczym można oczekiwać rosnącego zapotrzebowania na pracowników. Według OECD jedynie Irlandia może za 10 lat liczyć na zwiększenie rodzimego zaplecza siły roboczej.
Rosnące zapotrzebowanie na pracowników, szczególnie o wysokich kwalifikacjach, jest obecnie tematem obaw i sporów w Niemczech. Zdaniem niemieckiego ministra gospodarki Rainera Bruederle, w zeszłym roku brak fachowców kosztował gospodarkę 15 mld euro. Ocenia on, że obecnie niemieckim firmom brakuje 36 tysięcy inżynierów i 66 tysięcy informatyków. Bruederle opowiada się za wprowadzeniem w Niemczech rozwiązań, które ułatwiłyby pozyskiwanie wykwalifikowanej siły roboczej za granicą. Jedną z propozycji jest system polegający na przyznawaniu imigrantom punktów za wykształcenie, znajomość języka, itp.
Politycy niemieckiej chadecji, w tym kanclerz Angela Merkel, podkreślają jednak, że pierwszeństwo przed imigracją zarobkową powinno mieć zmobilizowanie niewykorzystanego potencjału siły roboczej, szczególnie bezrobotnych oraz osób starszych. Także Liebig ocenił, że regulowana imigracja siły roboczej może być "działaniem uzupełniającym", które pozwoli zaspokoić niedobory na rynku pracy.
zew, PAP