Czy przeżyjemy bez ZUS-u?

Czy przeżyjemy bez ZUS-u?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zapomnijmy na chwilę o niekończącej się dyskusji o ZUS i OFE. Zastanówmy się za to, co by było, gdyby tych instytucji nie było. Albo gdyby przynajmniej nie były przymusowe.
Załóżmy, że pan Kowalski ma 25 lat i zarabia 4100 zł netto miesięcznie. To daje kwotę 5 tys. zł brutto*. Załóżmy też, że dokładnie 5 tys. zł wynosi całkowity koszt zatrudnienia Kowalskiego. Oznacza to, że na jego pensję nie ma żadnych narzutów w rodzaju składki ZUS. Pobiera się tylko podatek dochodowy. Nasz bohater to rozgarnięty facet, wie, czego mu potrzeba i nie chce, by w planowaniu przyszłości wyręczał go urzędnik. Postanawia wszystko to, co oferuje ZUS wykupić osobiście w prywatnych firmach.

Zaczyna od najważniejszego – zdrowia. Najpierw udaje się do którejś z wielu prywatnych klinik, oferujących miesięczne abonamenty już od 70 zł. Kowalski wybiera droższy pakiet – za 150 zł. W jego ramach ma nieograniczony dostęp do lekarzy pierwszego kontaktu, dostęp do lekarzy specjalistów, diagnostykę, podstawowe zabiegi, zniżki na usługi stomatologiczne i pobyt w szpitalu. Oczywiście usługi te świadczone są na o niebo wyższym poziomie niż w państwowych placówkach.

Kowalski chce także zabezpieczyć się na wypadek nieszczęśliwego zdarzenia (a nuż widelec złamie nogę) i od ciężkiej choroby (mało prawdopodobne, ale i to może się zdarzyć). Ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków i ubezpieczenie rentowe kosztuje go ok. 250 zł miesięcznie, a koszt ubezpieczenia od ciężkiej choroby – ok. 100 zł. W sumie zabezpieczenie się przed problemami ze zdrowiem kosztuje Kowalskiego 500 zł miesięcznie. Doliczmy do tego ok. 200 zł miesięcznie na ubezpieczenie od utraty pracy. Kowalski chce oczywiście również odkładać na emeryturę. Zamierza co miesiąc odkładać 500 zł. To po 40 latach (tak długo zamierza oszczędzać) da mu prawie 600 tys. zł. Zakładając, że będzie żył tak długo, jak głoszą statystyki średniej długości życia, czyli 75 lat, przez 10 lat pobierania emerytury będzie dysponował kwotą 5 tys. zł miesięcznie. Biorąc pod uwagę inflację, będzie to odpowiednik dzisiejszych 3 tys. zł.

Podsumowując te wszystkie wydatki okazuje się, że aby zabezpieczyć swój byt, Kowalski musi wydawać ok. 1200 zł miesięcznie. Na życie bieżące, kredyty, konsumpcję i dodatkowe oszczędności zostaje mu ok. 2,9 tys. zł. Czyli całkiem nieźle.

Rozważmy teraz sytuację Pana Nowaka, również 25-latka, którego pełen koszt zatrudnienia wynosi także 5 tys. zł. Nowak w przeciwieństwie do Kowalskiego chce, by w kwestii zdrowia i emerytury wyręczało go państwo. Oznacza to, że zamiast 5 tys. zł brutto zarabia jedynie ok. 4,2 tys. zł**, co z kolei oznacza, że jego pensja netto wynosi ok. 3 tys. zł. Co otrzymuje w zamian za 1600 zł, które wędrują do ZUS? Służbę zdrowia w żałosnej kondycji, która i tak – gdy przychodzi do poważnych zawirowań zdrowotnych – żąda pieniędzy. Żałośnie niski zasiłek dla bezrobotnych. I, last but not east, emeryturę, o której nie wiadomo, czy w ogóle zostanie wypłacona, a jeśli nawet zostanie wypłacona, raczej naszego bohatera nie usatysfakcjonuje.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby decyzja o tym, czy chcecie dzielić los Kowalskiego, czy Nowaka, należała do Państwa. Niestety, ta decyzja należy do Państwa Polskiego. A co ono dla nas wybiera, wszyscy dobrze wiemy.

* Zakładając, że podatek dochodowy wynosi 18 proc., podstawę opodatkowania stanowi 5 tys. zł, a koszt uzyskania przychodu wynosi 0 zł.
** Podstawa opodatkowania w przypadku Nowaka jest oczywiście niższa niż w wypadku Kowalskiego. Stąd Kowalskiemu państwo zabiera aż 900 zł, a Nowakowi „tylko" o 1100 zł więcej.