- Propozycje rządowe doprowadzą do obniżenia emerytury bardziej, niż gdyby utrzymać obecny system. Miejmy nadzieję, że klamka jeszcze nie zapadła, że piłka jest w grze i że będzie można na skutek działań społecznych, obywatelskich zmusić rząd do prawdziwych reform, a nie pozwalać na to, żeby demontowano system emerytalny - mówi Rybiński.
Rząd PO-PSL przeprowadza antyreformę
Ekonomista przyznaje. że system wymaga zmian. - Ale dzisiaj jest demontowany. To jest antyreforma, podporządkowana krótkoterminowym celom budżetowo-politycznym, kosztem wielu pokoleń przyszłych emerytów - uważa Rybiński, który w środę uczestniczył w konferencji Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej pt. "Dekada Gierka. Wnioski dla obecnego okresu modernizacji Polski".
Zdaniem Rybińskiego nie ma żadnego znaczenia, czy część składki - która obecnie trafia do OFE, a po planowanych zmianach ma być gromadzona w ZUS - będzie waloryzowana w oparciu o wzrost nominalny PKB (tak planuje rząd) czy stopę zwrotu z obligacji. - Dlatego, że dzisiaj dwie osoby płacą składki na jednego świadczeniobiorcę. Za kilkadziesiąt lat to będzie jeden do jednego. A są nawet prognozy, które mówią, że będzie to więcej niż jeden świadczeniobiorca na jednego płacącego składkę. Rząd może obiecać, że corocznie składka będzie rewaloryzowana w tempie 20 proc., czy 50 proc. Jeśli nie przeprowadzi się poważnych reform - wydłużenia wieku emerytalnego, służb mundurowych - to pierwszy filar będzie filarem bardzo deficytowym i wtedy żadna rewaloryzacja nie będzie miała znaczenia, bo rząd i tak się z niej nie wywiąże" - wyjaśnił.
Jego zdaniem składki w OFE są bezpieczne, a te gromadzone w ZUS uzależnione od decyzji polityków. - OFE inwestują realnie pieniądze, nawet jeśli inwestują w obligacje rządowe. Trzeba pamiętać, że te same obligacje rządowe, co OFE mają także inwestorzy zagraniczni, na przykład fundusze emerytalne z Wielkiej Brytanii czy USA - zaznaczył. Według niego rząd nie może odmówić spłaty odsetek od takich obligacji, bo oznacza to bankructwo kraju.
Oszukiwanie obywateli
- Natomiast jeśli te pieniądze trafiają do ZUS i będą zapisane na kontach w ZUS, to rząd może powiedzieć obywatelom "niestety, nie mamy pieniędzy i cześć tych zapisów zmniejszamy". Na przykład ze 100 proc. do 80 proc. Jest to politycznie łatwiejsze do przeprowadzenia i w takiej sytuacji nie jest to bankructwo kraju, tylko oszukanie własnych obywateli - podkreśla Rybiński.
Dlatego - w jego opinii - nie można porównywać inwestycji OFE w obligacje skarbowe do zapisów na kontach w ZUS. - To są zupełnie dwie inne rzeczy. Inwestycje w OFE są wiarygodne, chronione prawem międzynarodowym i bardzo trudno jest nie oddać tych pieniędzy. A zapisy w ZUS to wyłącznie dobra wola polityczna. Raz są takie, a raz są inne - zaznacza ekonomista.
zew, PAP