"Manifestacja nie pójdzie na marne"
- Po raz pierwszy zostaliśmy przyjęci przez samego pana premiera oraz ministra Boniego. Pan premier zaproponował utworzenie wspólnych zespołów, które zaczną pracować nad niektórymi z naszych postulatów. To dobry znak. Nasza manifestacja nie pójdzie na marne - powiedział po spotkaniu związkowcom przewodniczący KK "S".
W petycji zawarto postulaty, których wprowadzenia domaga się Solidarność. Chodzi m.in. o podniesienie płacy minimalnej do 50 proc. średniej krajowej, w tempie zgodnym z tempem wzrostu gospodarczego, czasowego obniżenia akcyzy na paliwa, przekazania środków na Fundusz Pracy i zwiększenia liczby osób uprawnionych do korzystania z pomocy społecznej. Ponadto związkowcy domagają się podwyższenia progów dochodowych uprawniających do korzystania ze świadczeń z pomocy socjalnej oraz podwyższenia wysokości tych świadczeń; zablokowania wprowadzania pakietu klimatyczno-energetycznego w obecnym kształcie, a następnie renegocjacji jego zapisów; prowadzenia aktywnej polityki prorodzinnej, w tym wprowadzenia stabilnych zasad zatrudniania ludzi młodych. - Co z tego wyniknie, co się urodzi, to dopiero zobaczymy - mówił Duda.
"Cudów nie ma, wszystko ściema"
Demonstracja, pod hasłem "Polityka wasza - bieda nasza", rozpoczęła się przed południem na Placu Piłsudskiego. Poprzedził ją koncert Pawła Kukiza z zespołem Piersi. Na ustawionych przy scenie telebimach odtwarzano wybrane fragmenty wystąpień premiera m.in. z expose, dotyczące obniżenia podatków, równego dostępu do służby zdrowia i walki z korupcją. Protestujący skandowali - "Solidarność". Demonstranci mieli ze sobą m.in. białe flagi z czerwonymi napisami "Solidarność", trzymali też transparenty z hasłami: "Cudów nie ma, wszystko ściema", "Ile lat dostanie Tusk?", "Donaldzie Tusku chciałeś cudu, oszukałeś lud". Nad tłumem unosił się wielki balon w kształcie sterowca z hasłem "Polityka wasza - bieda nasza".
"Złodzieje!", petardy i wuwuzele
Następnie manifestanci przeszli ulicami: Królewską, Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Wiejską przed gmach Sejmu. Ze specjalnego siedmiometrowego sterowca rozrzucono przed parlamentem ulotki informujące o przyczynach czwartkowej demonstracji. Zgromadzeni skandowali "złodzieje, złodzieje", odpalali petardy, cały czas wyły wuwuzele. Podpalili też stos plastikowych krzeseł. Na miejscu pojawiła się straż pożarna, która po kilkunastu minutach ugasiła ogień.
Sprzed parlamentu związkowcy przeszli przed kancelarię premiera - ostatnie grupy protestujących dotarły tam ok. godz. 17. Przed siedzibę szefa rządu przybyła także grupa kibiców, m.in. Legii Warszawa i Lechii Gdańsk. Odpalali i rzucali petardy oraz wznosili okrzyki: "Donald matole, twój rząd obalą kibole". Jak mówili, chcieli w ten sposób wyrazić sprzeciw wobec zamykania stadionów. Przewodniczący "S" podziękował zebranym za udział w demonstracji. Według KK NSZZ "Solidarność", była ona największa w ostatnich latach.
Bez zakłóceń
Rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji podinsp. Maciej Karczyński ocenił, że demonstracja przebiegła bez większych zakłóceń. Jak dodał, doszło do kilku drobnych incydentów związanych z petardami - dwóm policjantom udzielono pomocy medycznej. Funkcjonariusze udzielili też pomocy mężczyźnie, który zasłabł na placu Trzech Krzyży. Po demonstracji skierowano na główne ulice i trasy wyjazdowe z Warszawy dodatkowe patrole policji, aby pomóc w udrożnieniu ruchu.
zew, PAP