- Na dobrą sprawę zawsze jest tak samo, przyczyną kryzysu jest nadmierny dług - mówi Jan Krzysztof Bielecki w wywiadzie dla "Faktu" i podkreśla, że winę za trwający w sektorze finansowym kryzys ponosi łatwy dostęp do kredytu i nadmierny optymizm kredytobiorców.
- Istota kryzysu jest taka sama, jak 200 lat temu, tylko dzięki wirtualnej inżynierii finansowej zamiast pożyczyć 1 tys., mam możliwość pożyczyć 4 tys. A jak się zaczyna sypać, to mam większy problem, niż miałbym 200 lat temu - tłumaczy były premier, przypominając, że kryzys niewypłacalności znany już był w Europie czasów krucjat i epidemii dżumy.
Kontroli nie było za mało
- Problem jest stary jak świat. W dobrych czasach ludzie tracą poczucie ryzyka. 700 tysięcy osób brało kredyty hipoteczne we franku szwajcarskim, bo założyło, że złoty będzie się umacniać, a koszty obsługi długu we franku będą znacząco niższe niż w złotym - mówi Bielecki i dodaje: - Co drugi bank w Europie ma kłopoty. Jeśli 30 proc. udzielonych przez bank pożyczek jest zagrożona, to już nie jest problem klientów, tylko instytucji.
Bielecki podkreśla, że banki traciły poczucie ryzyka, oferując pożyczki tym, którzy nie powinni nigdy brać kredytu. Były premier nie zgadza się jednak z opinią, że lepsza kontrola zapobiegłaby kryzysowi. - Ludzie zapominają o podstawowej rzeczy, że sektor finansowy jest najbardziej regulowanym rynkiem na świecie. I mimo tego, tym razem do kryzysu doszło właśnie w tym sektorze, regulowanym krajowo, wewnątrz Europy i międzynarodowo - zaznacza Bielecki.
Produkcja przemysłowa wróci do Europy
Naturalnym następstwem kryzysu jest według Jana Krzysztofa Bieleckiego nowy ład, którego zapowiedzią jest zwiększającą się rola krajów wschodzących, takich jak Chiny czy Indie oraz przebudowa instytucji powojennych, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale, jak podkreśla Bielecki, zmiany idą głębiej: - Przez lata wydawało się, że na starym kontynencie gospodarka powinna być oparta o najwyższe technologie, a produkcja przemysłowa powinna być wysłana do Chin. Nawet bank powinien komputery trzymać w Bangalore, bo tam jest wszystko tańsze. Spodziewam się, że ponownie odkryjemy, że produkcja przemysłowa nie jest taka zła, że zdolność gospodarek europejskich do pewnej samowystarczalności jest bardzo istotna. Proporcje między gospodarką realną a finansową zmienią się na korzyść tego świata realnego. Mniej będzie tej magii finansowej.
- Duży kryzys przyprowadza nam do domu politykę. To nie ekonomiści czy finansiści muszą tę kwestię [kryzysu] rozwiązać, tylko politycy i liderzy. Ich słabość powoduje, że rozwiązania są trochę spóźnione. - mówi były premier.
Jan Krzysztof Bielecki od 9 marca 2010 sprawuje urząd przewodniczącego Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.
sjk, "Fakt"
Kontroli nie było za mało
- Problem jest stary jak świat. W dobrych czasach ludzie tracą poczucie ryzyka. 700 tysięcy osób brało kredyty hipoteczne we franku szwajcarskim, bo założyło, że złoty będzie się umacniać, a koszty obsługi długu we franku będą znacząco niższe niż w złotym - mówi Bielecki i dodaje: - Co drugi bank w Europie ma kłopoty. Jeśli 30 proc. udzielonych przez bank pożyczek jest zagrożona, to już nie jest problem klientów, tylko instytucji.
Bielecki podkreśla, że banki traciły poczucie ryzyka, oferując pożyczki tym, którzy nie powinni nigdy brać kredytu. Były premier nie zgadza się jednak z opinią, że lepsza kontrola zapobiegłaby kryzysowi. - Ludzie zapominają o podstawowej rzeczy, że sektor finansowy jest najbardziej regulowanym rynkiem na świecie. I mimo tego, tym razem do kryzysu doszło właśnie w tym sektorze, regulowanym krajowo, wewnątrz Europy i międzynarodowo - zaznacza Bielecki.
Produkcja przemysłowa wróci do Europy
Naturalnym następstwem kryzysu jest według Jana Krzysztofa Bieleckiego nowy ład, którego zapowiedzią jest zwiększającą się rola krajów wschodzących, takich jak Chiny czy Indie oraz przebudowa instytucji powojennych, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale, jak podkreśla Bielecki, zmiany idą głębiej: - Przez lata wydawało się, że na starym kontynencie gospodarka powinna być oparta o najwyższe technologie, a produkcja przemysłowa powinna być wysłana do Chin. Nawet bank powinien komputery trzymać w Bangalore, bo tam jest wszystko tańsze. Spodziewam się, że ponownie odkryjemy, że produkcja przemysłowa nie jest taka zła, że zdolność gospodarek europejskich do pewnej samowystarczalności jest bardzo istotna. Proporcje między gospodarką realną a finansową zmienią się na korzyść tego świata realnego. Mniej będzie tej magii finansowej.
- Duży kryzys przyprowadza nam do domu politykę. To nie ekonomiści czy finansiści muszą tę kwestię [kryzysu] rozwiązać, tylko politycy i liderzy. Ich słabość powoduje, że rozwiązania są trochę spóźnione. - mówi były premier.
Jan Krzysztof Bielecki od 9 marca 2010 sprawuje urząd przewodniczącego Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.
sjk, "Fakt"