Fornalczyk wyliczała, że w Polsce na podstawie "umów śmieciowych" pracuje około 5 mln osób. Większość nie odprowadza składek ZUS. - Bardzo często dotyczy to młodych ludzi, którym Donald Tusk obiecywał, że po powrocie z zagranicy zastaną "zieloną wyspę", a zastali pustynię - przekonywała. Kandydatka PPP - Sierpień '80 z okręgu bielskiego Monika Smolny wspominała natomiast, że uwierzyła dwa lata temu zapowiedziom premiera i wróciła po trzyletniej emigracji. - Po powrocie długo nie mogłam znaleźć pracy. Jedyne co mi proponowano, to umowa zlecenie lub o dzieło - podkreślała.
Lider bielskiej listy wyborczej partii do Sejmu Mariusz Rajba przekonywał, że stosowanie przez pracodawców umów o dzieło, umów zlecenie, czy wykorzystywanie samozatrudnienia, to ucieczka przed płaceniem świadczeń. - Ludzie, którzy tak pracują, stają się wykluczeni z dóbr, które państwo powinno im gwarantować. Nie mają chorobowego, urlopów płatnych, nie mogą zaciągnąć kredytów - wyliczał. Jego zdaniem, umowy śmieciowe "są także nieuczciwe z punktu widzenia zasad funkcjonowania wolnego rynku". - Jak uczciwy przedsiębiorca, który zatrudnia na umowie o pracę wszystkich pracowników może konkurować z firmą, która nie generuje kosztów związanych z zatrudnieniem? - pytał Rajba.
Zdaniem Rajby, należy wprowadzić zasadę, że po podpisaniu dwóch kolejnych umów zleceń, czy umów o dzieło, kolejna automatycznie powinna stawać się umową o pracę. - Także każda umowa powyżej trzech miesięcy, po przedłużeniu jej, powinna stać się umową kodeksową w rozumieniu przepisów fiskalnych naszego państwa, czyli być właściwie "uzusowana" i opodatkowana. To sprawa kluczowa - podkreślał.PAP, arb