Europa dwóch prędkości? "Tak - strefa euro może rozwijać się wolniej"

Europa dwóch prędkości? "Tak - strefa euro może rozwijać się wolniej"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Według nowego premiera Włoch to Polska, a nie eurogrupa, może tworzyć Europę "pierwszej prędkości" (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Desygnowany na premiera Włoch Mario Monti mówiąc niedawno o grożących UE podziałach sugerował, że pewne kraje pozostające poza strefą euro (jak np. Polska), mogą być tą Europą, która popędzi z większą prędkością dzięki międzynarodowej konkurencyjności ich gospodarek.
- Mamy ryzyko Europy dwóch prędkości, gdzie kraje poza strefą euro będą w Europie pierwszej prędkości, zwłaszcza w kontekście międzynarodowej konkurencyjności - mówił Mario Monti, przewrotnie odnosząc się do tematu zacieśniania integracji strefy euro i ryzyka powstania Europy dwóch prędkości w UE. Monti, jeden z najbardziej znanych europejskich ekonomistów i wielki zwolennik wzmacniania wspólnego rynku jako lokomotywy wzrostu i zatrudnienia UE, był obok przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Barroso i ministra finansów Jacka Rostowskiego jednym z głównych mówców debaty zorganizowanej w ubiegłym miesiącu przez prestiżowy think tank "Friends of Europe" na temat stanu Europy.

"Kryzys? Ludzie zrozumieją, że potrzebujemy integracji"

- Gdy się popatrzy na podejście państw UE do rynku wewnętrznego, konkurencyjności, otwartości, reform strukturalnych, to widać, że w najmniejszym stopniu zaangażowana jest w to większość krajów ze strefy euro, a w największym - te, które są poza strefą euro - zauważył Monti. Jako pozytywne przykłady wymienił m.in. Polskę i Wielką Brytanię. Starym krajom eurolandu, z wyjątkiem - jak podkreślił - Niemiec, wytykał natomiast podejście "korporacyjne" i "wspieranie narodowych gigantów". Monti wskazał też, że jeśli dojdzie do zmiany traktatu UE, to powinno to być okazją do wzmocnienia kompetencji KE w rynku wewnętrznym.

Monti, któremu 13 listopada powierzono misję wyprowadzenia Włoch z kryzysu nadmiernego długu, miesiąc temu wyrażał nadzieję, że z kryzysu będzie wynikać przynajmniej jeden dobry efekt. - Ludzie zrozumieją, że na tym etapie europejskiej konstrukcji potrzebujemy większego, a nie mniejszego poziomu integracji - tłumaczył. Wówczas, jeszcze jako ekonomista, bez entuzjazmu odnosił się do pomysłu zmiany traktatu UE, na którą naciskają Niemcy, by wzmocnić dyscyplinę finansów publicznych, zwłaszcza w eurolandzie. - Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że na razie to niewskazane w programie politycznym - mówił. Zastrzegł jednak, że jeśli w przyszłości ma do tego dojść, to już teraz trzeba ustalić nowe zasady ratyfikacji traktatu, tak by jeden czy dwa kraje nie mogły zablokować zmiany w całej UE. Obecnie do zmiany traktatu UE niezbędna jest jednomyślność wszystkich 27 rządów i ratyfikacja we wszystkich krajach. - Powinien być dodatkowy artykuł mówiący, że każdy z przywódców zobowiązuje się, że jeśli traktat nie jest ratyfikowany przez jego parlament bądź naród, to oczywiście musi być to uszanowane, ale wtedy - najpóźniej w ciągu sześciu miesięcy - musi być odpowiedź na pytanie: czy zgadzamy się na zmianę, a jeśli nie, to czy pozwalamy innym iść dalej. To jedyny produktywny sposób myślenia i prac nad zmianą traktatu - wskazał Monti.

"Dziś oszukała Grecja, wczoraj - Francja i Niemcy"

Nowy premier Włoch nie szczędził też krytyki największym krajom eurolandu: Niemcom, Francji i Włochom. - Te kraje, które dziś czują się oszukiwane przez inne, odegrały bardzo ważną rolę w ustanowieniu mechanizmu oszukiwania - ocenił. Przypomniał, że w 2003 roku, za włoskiej prezydencji w UE, kraje odrzuciły rekomendacje KE w sprawie nadmiernego deficytu Niemiec i Francji i - by uniknąć reprymendy i ewentualnej kary - doprowadziły do osłabienia Paktu Stabilności i Wzrostu, który ma za zadanie trzymać w ryzach finanse publiczne. - To był ten pierwszy bardzo ważny moment załamania zaufania i wiarygodności paktu stabilności - podkreślił Monti.

Przywiązanie Montiego do rynku wewnętrznego jest dobrze znane w Brukseli. Zanim został komisarzem ds. konkurencji w latach 1999-2004, był komisarzem ds. rynku wewnętrznego w latach 1995-1999. Obroną unijnych zasad przed protekcjonizmem krajów członkowskich zaskarbił sobie wówczas miano "super-Monti". W maju 2010 roku na zamówienie Barroso przygotował raport o tym, co trzeba zrobić, aby dokończyć budowę wspólnego unijnego rynku, czyli liczącej 500 mln obywateli wspólnej przestrzeni przepływu dóbr, kapitałów, osób i usług, w której nie zlikwidowano jeszcze wszystkich barier. - Odkryłem w nowych krajach potencjalne olbrzymie poparcie polityczne dla jeszcze większego rozwoju jednolitego rynku: te państwa mają apetyt na wzrost, apetyt na konkurencyjność - mówił były komisarz, prezentując swój raport. W zamian za ustępstwa ze strony starych, przywiązanych do modelu socjalnego bogatszych krajów UE i ich zgodę na więcej konkurencji i szybsze wdrażanie zasad wspólnego rynku Monti od nowych członków domagał się w raporcie zgody na koordynację podatkową.

PAP, arb