W tej sytuacji jedynym wyjściem jest szukanie alternatywnych rynków zbytu dla naszych produktów rolno-spożywczych – uważa poseł Romuald Ajchler (SLD) z sejmowej komisji rolnictwa. Jego zdaniem polscy producenci powinni się zainteresować rynkiem chińskim albo indyjskim.
Karol Manys: Rosja wstrzymuje import świń i bydła z krajów Unii Europejskiej. Dla naszego rolnictwa to będzie duży cios ekonomiczny?
Romuald Ajchler: Oczywiście. Każde embargo powoduje straty w gospodarce. I już nawet nie chodzi o to mięso, którego nie wyeksportujemy na tamten rynek podczas embarga. W przypadku produktów spożywczych problem jest dużo poważniejszy. Polega on głównie na tym, że odbiorcy, którzy kupowali od nas mięso, poszukają w tym czasie innych dostawców i ponowny powrót na ten rynek, nawet po zniesieniu embarga, będzie bardzo trudny. Ponadto mięso, które miało zostać wyeksportowane, przecież nie zginie. Nie wyjedzie za granicę, a więc trafi pewnie na nasz rynek, co z kolei wywoła perturbacje cenowe, co też ma niebagatelne znaczenie. Bo ktoś przecież na tym straci. A konkretnie będzie to przemysł rolno-spożywczy i sami rolnicy.
Duże będą te straty?
Tego w tej chwili nie da się precyzyjnie oszacować, ale na pewno nie będą małe. Tym bardziej że za przykładem Rosji mogą teraz iść również inne kraje. Czy straty będą duże? Dość powiedzieć, że nasza nadwyżka eksportu mięsa nad importem wynosi ok. 12 mld zł. To są niebagatelne pieniądze i na pewno będzie to dotkliwe dla naszej gospodarki. Nie oznacza to oczywiście, że stracimy całe 12 mld, bo na szczęście nie eksportujemy tylko do Rosji, ale straty mogą sięgnąć setek milionów. Dla całej gospodarki też to będzie cios, szczególnie że embargo zbiega się przecież z wyraźnie gorszymi wynikami przemysłu, jakie zanotowano w lutym. Nieciekawie to wygląda.
Romuald Ajchler: Oczywiście. Każde embargo powoduje straty w gospodarce. I już nawet nie chodzi o to mięso, którego nie wyeksportujemy na tamten rynek podczas embarga. W przypadku produktów spożywczych problem jest dużo poważniejszy. Polega on głównie na tym, że odbiorcy, którzy kupowali od nas mięso, poszukają w tym czasie innych dostawców i ponowny powrót na ten rynek, nawet po zniesieniu embarga, będzie bardzo trudny. Ponadto mięso, które miało zostać wyeksportowane, przecież nie zginie. Nie wyjedzie za granicę, a więc trafi pewnie na nasz rynek, co z kolei wywoła perturbacje cenowe, co też ma niebagatelne znaczenie. Bo ktoś przecież na tym straci. A konkretnie będzie to przemysł rolno-spożywczy i sami rolnicy.
Duże będą te straty?
Tego w tej chwili nie da się precyzyjnie oszacować, ale na pewno nie będą małe. Tym bardziej że za przykładem Rosji mogą teraz iść również inne kraje. Czy straty będą duże? Dość powiedzieć, że nasza nadwyżka eksportu mięsa nad importem wynosi ok. 12 mld zł. To są niebagatelne pieniądze i na pewno będzie to dotkliwe dla naszej gospodarki. Nie oznacza to oczywiście, że stracimy całe 12 mld, bo na szczęście nie eksportujemy tylko do Rosji, ale straty mogą sięgnąć setek milionów. Dla całej gospodarki też to będzie cios, szczególnie że embargo zbiega się przecież z wyraźnie gorszymi wynikami przemysłu, jakie zanotowano w lutym. Nieciekawie to wygląda.
Czytaj więcej na stronie Bloomberg Businessweek