Akademik Łomonosow był budowany w stoczni w Petersburgu ponad 10 lat. Na pokładzie ma dwa reaktory atomowe. Elektrownia ma produkować tyle energii, żeby pokryć zapotrzebowanie 100-tysiecznego miasta. Do obsługi elektrowni potrzeba załogi składającej się z minimum 300 osób.
Teraz Rosjanie wysyłają statek na Daleki Wschód, do czterotysięcznego miasteczka Pawek w Czukockim Okręgu Autonomicznym, gdzie w grudniu ma zacząć pracę. Ma tam dotrzeć Północnym Szlakiem Morskim, holowany przez inną jednostkę.
„Celem jest dostarczenie energii do zakładów przemysłowych, miast portowych, a także platform gazowych i naftowych zlokalizowanych na otwartym morzu” – napisał rosyjski Rosatom w opublikowanym komunikacie.
Akademik Łomonosow ma być kluczem do planów rozwoju gospodarczego, lezącego w pobliżu Arktyki Półwyspu Czukockiego. Docelowo ma zastąpić zbudowaną w latach 70. zeszłego wieku elektrociepłownię atomową w Bilibino.
Pływająca elektrownia budzi poważne obawy ekologów. Obrońcy środowiska ostrzegają, że może być szczególnym zagrożeniem, na przykład w wypadku tsunami. W zeszłym roku, kiedy Akademik Łomonosow płynął do portu w Murmańsku, w jego pobliżu protestowali aktywiści z Greenpeace.
– Taka elektrownia, jak Akademik Łomonosow, zwiększa ryzyko poważnej awarii jądrowej w trudno dostępnych miejscach, takich jak Arktyka. Znając historię katastrof na rosyjskich statkach o napędzie jądrowym, trudno jest ufać, że nic się nie stanie – twierdzi Jan Haverkamp, ekspert nuklearny Greenpeace w Europie Środkowej i Wschodniej.
Rosjanie przekonują, że kwestie bezpieczeństwa traktują bardzo poważnie, a pływająca elektrownia jest bezpieczniejsza niż te naziemne.
Czytaj też:
Przy granicy rusza elektrownia, władze kupują jod. „Doskonale pamiętamy Czarnobyl”