We wtorek wieczorem zebrała się Komisja do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych (robiła to łącznie cztery razy tego dnia), by zapoznać się z informacją na temat awarii, która doprowadziła do wyłączenia 10 bloków energetycznych Elektrowni Bełchatów. Do awarii doszło 17 maja tego roku, działał wtedy jedynie największy z bloków siłowni (o mocy 858 MW). W wyniku awarii z polskiego systemu energetycznego „wyparowało” blisko 3900 MW (tyle mocy ma 10 wspomnianych bloków).
Już w momencie wystąpienia awarii podkreślano, że nie doszło do niej w samej elektrowni, a na rozdzielni Polskich Sieci Elektroenergetycznych w Rogowcu (oddalonej kilka kilometrów od elektrowni Bełchatów).
Awaria i wyłączenie bloków Elektrowni Bełchatów. PSE oficjalnie: Winny błąd ludzki
Podczas wtorkowego posiedzenia komisji głos zabrał prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Eryk Kłossowski. – Wydarzenie w dniu 17 maja br. o godz. 16.34 w zasadzie nie ma charakteru awarii technicznej, było czystym błędem ludzkim – powiedział Kłossowski.
Jak wyjaśniał prezes PSE, 17 maja na rozdzielni Rogowiec trwały „nietypowe prace” związane z instalowaniem „automatyki przeciwkołysaniowej” dla Elektrowni Bełchatów. Pracownik, który wykonywał czasowe odłączania linii Rogowiec-Ołtarzew, wykonał pewne prace „po swojemu” i z „pogwałceniem pewnych dobrych praktyk”.
Kłossowski mówił, że na sam koniec prac, z pewną „dozą nonszalancji”, wspomniany pracownik pomylił dwa urządzenia i uziemił czynną linię pod napięciem.
Czytaj też:
Elektrownia Bełchatów. Pechowy tydzień i niepewna przyszłość giganta
„Nonszalancja” i kaskada zdarzeń. Szef PSE o kulisach awarii
– Wynikało to ze wspomnianej nonszalancji prawdopodobnie (...). Co wywołało kaskadę zdarzeń o charakterze o czysto elektroenergetycznym, przewidywalnych dla takiej sytuacji. Jeżeli się uziemi czynną linię, to tak jakby w domu włożyć spinacz w gniazdko, coś się musi wydarzyć (...). Automatyka zwariowała i odstawiła w zasadzie całą Elektrownię Bełchatów w ciągu kilku minut. To po prostu musiało nastąpić – opisywał szef PSE Kłossowski.
Eryk Kłossowski przekazał też, że PSE ustaliły, co doprowadziło do tak rozległych problemów z siecią. Jak mówił, instalacja uziemiająca, która była budowana na stacji Rogowiec w 1982 roku, miała wady. – Była zupełnie niezgodna z projektem wykonawczym, odziedziczyliśmy to po „tamtych czasach”. Kiedy dokonaliśmy odkrywki przy pomocy koparki, obejrzeliśmy, co tam mamy pod spodem, jak jest wykonana, to okazało się, że jest wykonana zupełnie inaczej niż na rysunkach technicznych, którymi dysponujemy – powiedział.
– Gdyby (instalacja – red.) była wykonana w zgodzie z dzisiejszymi normami, to by wytrzymała – podkreślił Kłossowski. Szef PSE wyjaśniał przy tym, że cała moc zwarciowa, ponad 40 kiloamperów, „poszła w ziemię”. – I okazało się, że instalacja uziemiająca tego nie wytrzymała i się popaliła – powiedział.
Czytaj też:
Polsce zabraknie prądu? Wiceminister: Awarie są nieuniknione i będzie ich więcej