W razie dekompresji w kabinie pasażerskiej Boeingów 787 Dreamliner część pasażerów może nie mieć dostępu do tlenu. Zdaniem informatora, który przez 32 lata pracował w firmie jako kontroler jakości, może to dotyczyć nawet jednej czwartej osób na pokładzie. John Barnett twierdzi równie, że wadliwe części były montowane w samolotach umyślnie. Wynikać to miało z pośpiechu w montażu samolotów, które były masowo zamawiane przez linie lotnicze.
Boeing zaprzecza
Doniesieniom byłego pracownika, który zakończył współpracę z firmą w 2017 roku, kategorycznie zaprzeczył sam Boeing. Firma twierdzi, że maszyny powstają przy zachowaniu „najwyższych poziomów jakości i bezpieczeństwa”. Zarzuty, które wystosował Barnett, dotyczyć mają fabryki w Północnym Charleston w USA. To w niej od 2010 do 2017 roku informator zajmował się kontrolą jakości i to w niej m.in. montowane są Dreamlinery. „Każdy system tlenowy montowany w naszych samolotach jest testowany kilka razy przed dostarczeniem do klienta” – zapewnia w oświadczeniu Boeing.
Informacje o potencjalnych wadach są o tyle niepokojące, że model 787 Dreamliner jest niezwykle popularny wśród linii lotniczych i stał się jednym z najchętniej stosowanych przez przewoźników na długich trasach.
Śmierć w 20 sekund
Systemy tlenowe na pokładach samolotów stosowane są na wypadek dekompresji w kabinie. Na wysokościach rejsowych, czyli ponad 10 tys. metrów nad ziemią, powietrze jest tak bardzo rozrzedzone, że bez korzystania z zewnętrznego źródła tlenu, pasażerowie i załoga mogą stracić przytomność w czasie minuty, na nieco wyższych pułapach - nawet w ciągu 20 sekund. Brak tlenu może skutkować śmiercią. Aby zapobiec takim sytuacjom, samoloty wyposażone są w systemy, które w razie wykrycia dekompresji, zrzucają maski tlenowe dla każdego pasażera. To właśnie ten system, zdaniem informatora, ma być wadliwy.
Czytaj też:
Feralne Boeingi mogą już wkrótce wrócić do służby. W ich katastrofach zginęło 338 osób