Airbus, drugi co do wielkości producent samolotów cywilnych na świecie, reaguje na straty spowodowane pandemią koronawirusa. W oficjalnym komunikacie firma podała, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy będzie zmuszona stopniowo zwolnić nawet 15 tys. pracowników, czyli ponad 10 proc. obecnie zatrudnionych. Producent argumentuje swoją decyzję koniecznością utrzymania płynności finansowej w czasie, gdy zamówienia z rynku cywilnego spadły o 40 proc. Airbus zaznaczył także, że z przeprowadzonych analiz wynika, że powrót rynku do stanu sprzed pandemii będzie powolny.
„Airbus jest wdzięczny za rządowe wsparcie, które pozwoliło firmie na ograniczenie zmian do niezbędnego minimum” – napisano w oświadczeniu, odnosząc się do zapowiadanych redukcji etatów. „Jednakowo, przewidując, że ruch lotniczy wróci do stanu sprzed pandemii nie wcześniej niż w 2023, a możliwe, że dopiero w 2025 roku, Airbus musi podjąć dodatkowe kroki, aby dostosować się do realiów po pandemii” – dodano.
Firma zatrudnia na całym świecie około 134 tys. pracowników. Większość pracuje w fabrykach we Francji i Niemczech, a także oddziałach w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.
Uzależnieni od Airbusa
Tuluza, czwarte co do wielkości miasto Francji, swoją gospodarczą potęgę opiera na pobliskiej fabryce Airbusa, drugiej największego producenta samolotów cywilnych na świecie. Szczególnie w ostatnim czasie, firma święciła ogromne triumfy sprzedażowe, głównie ze względu na problemy Boeinga. Szacuje się, że w rejonie miasta, aż 40 tys. miejsc pracy jest powiązanych z działaniem fabryki (nie wliczając pracowników Airbusa).
Wśród biznesów, które są zależne od zamówień od producenta samolotów, jest m.in. firma Gillis Aerospace, która produkuje śruby wykorzystywane w przemyśle lotniczym. Władze firmy zainwestowały ostatnio ponad 800 tys. euro w nową linię produkcyjną, gdyż firma nie był w stanie nadążyć za popytem na podzespoły, które zamawiał Airbus. Ze względu na pandemię COVID-19 i nagłe załamanie w branży lotniczej, sytuacja diametralnie się zmieniła. Eksperci twierdzą, że miasto zbudowane w oparciu o jedną branżę przemysłu, może niedługo doświadczyć "syndromu Detroit". Ze względu na załamanie przemysłu motoryzacyjnego, populacja Detroit spadła do 700 tys. mieszkańców, czyli zaledwie połowy, która zamieszkiwała miasto w 1950 roku. Znacząco wzrosła także liczba osób żyjących poniżej progu ubóstwa.
Czytaj też:
Lotnisko Modlin leczy rany po koronawirusie