W ostatnich dniach sporą popularność w mediach społecznościowych zdobyła „informacja” o zdjęciu przez Google Maps cenzury, nałożonej na obiekty wojskowe znajdujące się w Rosji. Z różnych publikacji mogliśmy się dowiedzieć, że istnieje możliwość obejrzenia w maksymalnej rozdzielczości rosyjskich międzykontynentalnych wyrzutni rakiet balistycznych, stanowisk dowodzenia, tajnych składowisk odpadów i nie tylko.
Po tym, gdy wspomniana informacja obiegła media, wiele osób wyciągnęło wniosek, że aktualizowanie ogólnodostępnych map może pomóc walczącym, ale ma również ogromne znaczenie informacyjne, bo obrazy bardziej działają na wyobraźnię wielu odbiorców niż komunikaty o zniszczeniach i ruchach wojsk.
Fake news o ruchu Google Maps. Jaka jest prawda?
Sprawę zbadał portal demagog.org.pl i – jak się okazało – prawda jest inna. „W związku z pojawiającymi się doniesieniami o zdjęciu przez Google Maps cenzury, rzekomo wcześniej nałożonej na zdjęcia satelitarne w Rosji, głos zabrała sama korporacja. W odpowiedzi na informacje na Twitterze oficjalne konto map Google’a napisało, że w ostatnim czasie nie dokonało żadnych zmian dotyczących zamazanych fragmentów zdjęć udostępnianych na ich stronie” – czytamy.
Jak zaznacza demagog.org.pl, „Google Maps zamazuje niektóre obiekty wojskowe", ale nie jest to praktyka, która dotyczy wszystkich tego typu obiektów bez wyjątku, a co za tym idzie, nie powinno dziwić, że niektóre z nich są widoczne. „Obiekty militarne podane jako przykład w analizowanym poście nigdy nie były zamazane” – czytamy.
Wspomniany portal zaznacza również, że doniesienia, które okazały się fake newsem zostały rozpowszechnione w mediach społecznościowych za sprawą internautów i niektórych ukraińskich mediów. Spekulacje o rzekomym odtajnieniu zdjęć nie pojawiły się na oficjalnych kanałach komunikacji Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Czytaj też:
Korespondentka „Wprost” w Ukrainie: Jeszcze nigdy nie przytuliłam tylu obcych ludzi