Zaczęło się idealnie, lepiej nie mogłem sobie tego wymarzyć. Rozbudowany edytor postaci, ciekawe wprowadzenie, nowoczesna grafika przy jednoczesnym zachowaniu klimatu fantasy. Opisywałem to wszystko, przedstawiając Wam swoje pierwsze wrażenie z Baldur's Gate 3. Gdybym miał oceniać tę grę z podziałem na akty, to pierwszemu dałbym 11/10.
Poza jednym bugiem, przez który nie mogłem dokończyć pomniejszego zadania, podobało mi się tam wszystko. Nawet jeśli jakieś kwestie był mało intuicyjne i męczyłem się z questem z powodu mechaniki, a nie braku pomysłów, to jednak gra wydawała się idealna.
Baldur's Gate 3 to niestety gra bardzo nierówna
Problemy zaczęły się przy akcie drugim. Już tam zacząłem momentami czuć, że przemierzam nieco zbyt podobne miejsca, a świat gry wydawał mi się zwyczajnie pusty. Oczywiście miało to uzasadnienie fabularne, o którym nie będę pisał, żeby nie zdradzić niczego tym, którzy jeszcze nie grali.
Mimo wszystko jednak zacząłem grać jakby na siłę. Byle dobrnąć do trzeciego aktu. Byle dostać się do słynnych Wrót Baldura, by ponownie zobaczyć to kultowe miejsce. Choć końcówka drugiego aktu była znów ciekawa i fajnie wprowadzała gracza w finałową fazę, to musiałem się odrobinę przemęczyć. Tutaj ocena częściowa wyniosłaby 8/10.
W trzeci akt wchodziłem pełen nadziei. Gotowy na to, by rzucić się na wielkie miasto i zacząć rozwiązywać setki mniejszych i większych problemów jego mieszkańców. Tymczasem znowu trafiłem na niepotrzebne dłużyzny. Kilka godzin zajęło mi wyjście z obozu, do którego co chwilę cofała mnie sama gra, każąc przeżywać jakieś mało interesujące kwestie.
Kiedy już się z tym uporałem, nie trafiłem do samego Baldur's Gate, tylko na jego przedmieścia. Kolejne odsuwanie w czasie mojego celu. Po raz pierwszy też zetknąłem się z postaciami, z którymi nie można było rozmawiać. Rozwiązanie logiczne z punktu widzenia twórców – gry nie można przecież rozbudowywać w nieskończoność. Nieco jednak psujące immersję i wyglądające raczej niechlujnie.
Błędy i problemy z płynnością w Baldur's Gate 3
Jeszcze gorsze jednak były postaci, z którym co prawda dało się porozmawiać, ale wypowiadały swoje jedno zdanie i przerywały „dialog”. To chyba jedna z rzeczy, która irytowała mnie najbardziej w najnowszej części serii Baldur's Gate. Dopóki rozmowy polegały na wymianie zdań i wyborze opcji, zmiana kamery i włączanie swoistej „cutscenki” mi nie przeszkadzały. Robienie tego dla usłyszenia jednego zdania – to już nie pasowało mi ani trochę. Zwłaszcza, że nie działo się to płynnie i przed każą taką „rozmową” gra zatrzymywała się na pół sekundy.
Problemy z płynnością w trzecim akcie to zresztą temat na osobny tekst. Twórcy mniej więcej po tygodniu od premiery wypuścili łatkę do gry, która całkowicie zresetowała mi ustawienia graficzne. Nie udało mi się już wrócić do tego idealnego stanu z pierwszego aktu. Gra wyglądała po prostu gorzej i nie mogłem nic z tym zrobić. Jednego dnia straciłem też zapisy i musiałem powtarzać około dwóch godzin rozgrywki.
Oprócz bardzo niefajnego błędu z pustymi książkami, których nie przetłumaczono na czas na język polski, miałem też problem ze stabilnością gry. W pewnym miejscu, kiedy tylko podchodziłem do jaskini, wszystko wywalało do pulpitu z informacją o błędzie. Ze dwa razy Baldur wyłączył się też bez żadnego konkretnego powodu. O płynności w ostatniej i największej lokacji tego tytułu napisano już tyle, że nie będę powtarzał narzekań. Było źle.
Znudziłem się w Baldur's Gate
To jednak nie z powodu błędów musiałem przerwać swoją przygodę z Baldur's Gate 3. W pewnym momencie zwyczajnie odechciało mi się grać. Moja drużyna stała się za mocna na przeciwników, więc walki nie stanowiły wyzwania. Postaci w mieście było bardzo dużo, ale rozmowa miała sens tyko w przypadku kilkunastu z nich. Budynków było sporo, ale w wielu nie było czego szukać, bo skrzynki i szafy były puste, a notatki niewiele wnosiły do fabuły.
Dla kontrastu kanały pod Baldur's Gate przeładowano zawartością, co było nieco absurdalne. Twórcy jakby na siłę poupychali obok siebie różne elementy, niekoniecznie zwracając uwagę na to, czy takie zmasowanie wrogów ma w ogóle sens. Nie będę się jednak tutaj przesadnie czepiać. Lepsze to, niż kolejne puste lokacje, udające wielkie miasto.
Mam pewien problem z oceną tej gry, bo zastanawiam się, czy to z nią jest coś nie tak, czy może moje podejście było niewłaściwe. Natura zbieracza i osoby, która musi wszędzie zajrzeć i wszystko zobaczyć bardzo nie sprawdziła się przy drugim i trzecim akcie. O ile dostępny w formule „early access” akt pierwszy był pod każdym względem dopieszczony, o tyle w dwóch kolejnych zaglądanie pod każdy kamień w poszukiwaniu skarbów nie miało po porostu sensu.
Baldur's Gate 3 jednak podobny do Divinity: Original Sin 2
Podobne odczucia miałem zresztą z poprzednią grą Lariana. W Divinity: Original Sin 2 również w pewnym momencie rozgrywki miałem dosyć. Twórcy najpierw wciągnęli mnie w swój świat, zachwycając mechanikami i szczegółami, by później zniechęcić przesadnie rozbudowanymi lokacjami, piętrowymi zadaniami i wizją niekończącej się przygody, na którą akurat nie miałem ochoty. Czy każda piwnica musi zamieniać się w 20-pokojowy loch z piętnastoma obowiązkowymi starciami? Być może niektórym takie podejście pasuje. Ja wolałby bardziej zwartą i dopracowaną produkcję niż mamienie mnie ogromnym światem, zapełnionym statystami bez historii.
Do Baldur's Gate 3 na pewno wrócę. Muszę jednak teraz nieco odczekać. Potrzebuję znowu złapać ochotę na sesję RPG i rzucanie kostką dwudziestościenną. Chwilowo czuję przesyt i przerzucam się na coś innego, żeby nie ziewać do monitora. Trochę przykro pisać mi tak negatywny tekst o grze, w której jeszcze na początku miesiąca zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Miłość czasem jednak nas zaślepia, a obiekt naszych westchnień potrafi swoje słabe strony ukrywać do samego końca.
Czytaj też:
Niepozorna gra podbiła moje serce. Jak tekstowy RPG sprawił, że odstawiłem Hogwart's LegacyCzytaj też:
Pierwsze wrażenie z Jagged Alliance 3 było ważną lekcją. Cierpliwość popłaca także w grach