Auta elektryczne zalicza się do zeroemisyjnego transportu i ogólnie wiąże z przyszłością motoryzacji na całym świecie (jeśli oczywiście czerpią prąd z odnawialnych źródeł energii, a nie elektrowni węglowych).
Wśród wielu praw i inicjatyw mających promować zakup i użycie samochodów elektrycznych jedna z norweskich firm stanęła okoniem i zakazała elektrykom wjazdu. O co chodzi?
Zakaz elektryków na promach – pierwszy przypadek z Norwegii
Havila Kystruten, jeden z czołowych armatorów z Norwegii wprowadził niedawno zakaz wjazdu samochodów elektrycznych na promy samochodowe obsługiwane przez spółkę. Powodem mają być obawy o bezpieczeństwo tych pojazdów w razie możliwego pożaru.
Auta elektryczne słyną ze swojej trudności w ugaszeniu. Firma przekonuje, że przy samozapłonie pojazdu spalinowego załoga byłaby w stanie sama opanować pożar i szybko rozwiązać incydent. Elektryki potrafią się jednak palić godzinami, a co gorsza mają też nawyk ponownego zajmowania się ogniem, nawet po wielokrotnym ugaszeniu.
Armator postanowił więc dmuchać na zimne, bo w trakcie podróży morskiej zapłon nawet jednego auta elektrycznego mógłby się skończyć tragedią i zagrożeniem życia wszystkich pasażerów. Pożaru tego typu nie dałoby się bowiem ugasić bez znacznej pomocy z zewnątrz.
Czytaj też:
Elektryki są konkurencyjne cenowo niemal w całej Europie. Ale nie w Polsce
Norwegia pełna aut elektrycznych
Twardy zakaz nieco dziwi, gdy weźmiemy pod uwagę ojczyznę firmy. Choć w Polsce Tesle i inne samochody elektryczne nie są jeszcze zbyt szeroko wykorzystywane, w Norwegii jest wręcz odwrotnie. Według danych za 2022 rok elektryki stanowią tam 65 proc. aut na drogach, a hybryd jest ok. 14 proc. Auta benzynowe są więc w mniejszości.
Wydaje się więc, że firma Havila Kystruten gotowa jest w imię bezpieczeństwa odciąć potencjalnie znaczną grupę klientów własnych promów.
Z drugiej strony, nawet niewielkiej szansy na samozapłon nie należy po prostu lekceważyć. W lutym 2022 r. świat obserwował bowiem wielodniowe zmagania strażaków gaszących pożar, który wybuchł na samochodowcu Felicity Ace u wybrzeży portugalskich Azorów.
Specjaliści wielokrotnie gasili płonący statek, a ten nie dawał za wygraną – najprawdopodobniej właśnie ze względu na zapalające się ponownie samochody elektryczne, wiezione na pokładzie jednostki. Ostatecznie cały ładunek Felicity Ace doszczętnie spłonął. Załogę udało się jednak uratować.
Czytaj też:
Raport: Polacy szukają tanich, używanych samochodów. A marzą o nowych SUV-achCzytaj też:
Lampa Alladyna i inne. Które kontrolki w samochodzie zwiastują problemy?