Leopardy i Abramsy jadą na Ukrainę

Leopardy i Abramsy jadą na Ukrainę

Na bliższym planie czołg Leopard 2, na drugim brytyjski Challenger 2.
Na bliższym planie czołg Leopard 2, na drugim brytyjski Challenger 2. Źródło: Materiały prasowe / NATO
25 stycznia przejdzie do historii wojny rosyjsko-ukraińskiej. Tego dnia kanclerz Olaf Scholz oraz prezydent Joe Biden ogłosili swoje decyzje o przekazaniu czołgów Leopard 2 oraz Abrams ukraińskim siłom zbrojnym.

Decyzje z 25 stycznia mają wymiar symboliczny. W przypadku Republiki Federalnej Niemiec mowa o dwóch fazach transferu. W pierwszej kolejności Berlin ma dostarczyć czternaście egzemplarzy czołgów Leopard 2A6. Konstrukcje te są produkowane od 2007 roku, część powstała poprzez gruntowną modernizację wcześniej eksploatowanych pojazdów. W późniejszym okresie Niemcy dostarczą sprzęt dla dwóch batalionów pancernych – w przypadku standardów ukraińskich sił zbrojnych może to oznaczać około 62 egzemplarzy.

Dodatkowo Republika Federalna Niemiec udzieliła zgody na transfer czołgów Leopard 2 innym krajom, które obecnie je eksploatują. Biorąc pod uwagę fakt, że jest to dziś najpopularniejszy czołg w krajach NATO, w grę mogą wchodzić liczne transfery, pozwalające na szybkie przezbrojenie przynajmniej brygady pancernej.

Obecnie Leopardy 2 w różnych wersjach są eksploatowane przez trzynaście państw sojuszu oraz starające się o członkostwo w nim Finlandię i Szwecję.

Spośród nich deklaracje o chęci przekazania choćby części posiadanych wozów ogłosiły m.in. Polska, Norwegia, Finlandia, Hiszpania, Portugalia oraz Niderlandy. Łącznie Ukraina ma w I fazie otrzymać około 120 czołgów różnych wersji.

Dodatkowo prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden ogłosił, że Ukraińcy otrzymają 31 amerykańskich M1 Abrams w nieznanej konfiguracji wraz z ośmioma wozami zabezpieczenia technicznego M88 Hercules. Pozwoli to na przezbrojenie kolejnego batalionu pancernego.

Czołg Leopard 2

Wcześniej, 15 stycznia, rząd brytyjski ogłosił deklarację o przekazaniu czternastu czołgów Challenger 2. Szkolenie ukraińskiego personelu wojskowego na nowych dla nich pojazdach ma rozpocząć się „wkrótce” i potrwać, w zależności od szacunków, od czterech do sześciu tygodni. Może to oznaczać, że ewentualny udział w walkach może mieć miejsce w ciągu najbliższych dwóch do trzech miesięcy.

Leopardy to dopiero początek

Oczywiście, przekazanie i dostawa czołgów konstrukcji zachodniej na Ukrainę nie przechyli jeszcze szali zwycięstwa na korzyść Kijowa. Mowa przecież o około 200 pojazdach. Kwestią czasu jest tylko, kiedy kolejne partie trafią na front. Dowodzą tego przykłady wcześniej dostarczanych systemów uzbrojenia, czy to artylerii lufowej, samobieżnej czy systemów obrony przeciwlotniczej. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego obecnie obserwujemy taką kumulację związaną z deklaracjami dostaw czołgów.

Według (nieoficjalnych) statystyk, dotychczas państwa wspierające Ukrainę dostarczyły bądź zadeklarowały dostawę około 450 wozów tej kategorii.

Kolejne T-72 dla brygady pancernej dostarczy Polska w najbliższych tygodniach – zapowiedział to wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak w czasie posiedzenia Grupy Kontaktowej do spraw Obrony Ukrainy w Ramstein 20 stycznia.

Dlaczego więc czołgi zachodnie? Logicznie rzecz ujmując opcje są trzy. Po pierwsze, zapasy sprzętu postsowieckiego w państwach zaprzyjaźnionych, który mógłby zostać przekazany Ukrainie w celu uzupełnienia strat operacyjnych, wyczerpują się. Po drugie, rządzący dysponują wiedzą wywiadowczą o możliwej wielkiej ofensywie sił rosyjskich bądź – po trzecie – zapadła polityczna decyzja o szybszym zakończeniu konfliktu poprzez znaczne wzmocnienie wojsk ukraińskich i wykorzystanie przewagi jakościowej, jaką ma sprzęt zachodni. To ostatnie jest już doskonale widoczne na przykładach wykorzystania artyleryjskich systemów rakietowych M142 HIMARS bądź M240 MLRS czy też nowych rakietowych zestawów przeciwlotniczych IRIS-T czy NASAMS, które wdrożono do działań operacyjnych na Ukrainie.

Sukces w wojnie może być m.in. ważny w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Należy bowiem pamiętać, że obok czołgów, państwa NATO zadeklarowały dostawy także innych, niezbędnych do skutecznego działania, pojazdów, a więc gąsienicowych bojowych wozów piechoty: Niemcy zamierzają wysłać 40 używanych BWP Marder, a Stany Zjednoczone zadeklarowały dostarczenie 109 M2 Bradley.

Obok nich warto odnotować zapoczątkowanie dostaw amerykańskich kołowych transporterów opancerzonych rodziny Stryker, odpowiednika polskich Rosomaków, oraz francuskich kołowych wozów wsparcia ogniowego AMX-10RC. Ciekawostką są te ostatnie, zaprojektowane na przełomie lat 70. i 80. XX w. Pojazdy, wykorzystywane do działań rozpoznawczych oraz wsparcia sił lekkich w konfliktach o niskiej intensywności, są uzbrojone w armatę 105 mm pozwalającą na zwalczanie pojazdów opancerzonych, w tym czołgów. W przypadku tych ostatnich oczywiście w sprzyjających okolicznościach, a więc przede wszystkim z boku bądź od tyłu, czyli w miejscach, gdzie pancerze są znacznie słabsze.

Jedyna słuszna decyzja

Zdaniem Bartłomieja Kucharskiego, dziennikarza magazynu Wojsko i Technika, specjalisty w zakresie broni pancernej, dobrze się stało, że Stany Zjednoczone i Niemcy wreszcie uzyskały porozumienie w sprawie czołgów. – Rzecz jasna można mieć pretensje do kanclerza Scholza, że tak przeciągał sprawę, ale finalnie wyszło chyba dobrze, skoro Ukraina dostanie więcej czołgów. Szkoda tylko, że nie skorzystał z oferty własnego przemysłu, który już na początku wojny chciał wysłać Leopardy 1 Ukrainie, ale nie było na to zgody – ocenia.

Czołg Leopard 2 w wersji 2A4.

W opinii Kucharskiego liczba 120-150 czołgów, o których na razie mowa, może wystarczyć na zmianę sytuacji na jednym odcinku frontu. Trzeba też pamiętać, że poza Leopardami 2A6 nie będą to najnowocześniejsze czołgi, a większość Leopardów 2 będą stanowić starsze wersje A4. Wątpliwe też, by Stany Zjednoczone wysłały najnowsze Abramsy. – Tym niemniej, to będzie duża zmiana jakościowa dla Ukraińców i, tym samym, dla Rosjan. Na jej efekty przyjdzie nam poczekać, bo Leopardy trafią na front nie wcześniej, niż za kwartał, a Abramsy jeszcze później – mówi Kucharski.

To akurat zrozumiałe, bo konstrukcje amerykańskie bardzo się różnią od czołgów obecnie używanych przez Ukraińców. Pozostaje mieć nadzieję, że cierpliwość się opłaci. – Wielkich dostaw Leopardów bym się nie spodziewał, bo takich „wolnych”, które nie są używane na co dzień w oddziałach, jest niewiele. Po wysłaniu około setki pozostanie zapewne maksymalnie drugie tyle Leopardów 2 i może 150-250 przestarzałych Leopardów 1. I koniec – uważa rozmówca „Wprost”.

Liczba dostępnych brytyjskich Challengerów 2 i francuskich czołgów Leclerc jest jeszcze mniejsza, wynosi bowiem odpowiednio 79 i ok. 100. – Znacznie więcej jest wolnych Abramsów, a jest też trochę różnych T-72, T-80, nasze Twarde. W sumie jednak ten „worek” może dopiero się otwierać i oby deklaracje Bidena i Scholza były początkiem znacznie większego strumienia dostaw.

To będzie z czasem niezbędne, bo Zachodowi łatwiej wspierać obsługę własnych czołgów, a poza tym Rosja mobilizuje duże siły. Jakości zapewne przeważnie marnej, ale sama liczba sprawia problem – podkreśla Bartłomiej Kucharski.

Skąd się wzięły Leopardy

Czołgi Leopard 2 zostały zaprojektowane w latach 70. XX wieku i produkowane są od 1979 roku. Na przestrzeni lat ich produkcją zajmowały się firmy Krauss-Maffei Wegmann oraz Maschinenbau Kiel (od 2000 r. Rheinmetall). Łącznie powstało ponad 3600 egzemplarzy, a obecnie przemysł niemiecki realizuje kontrakt na dostawę 44 sztuk w wersji A7+, które mają trafić na Węgry.

Konstrukcja jest systematycznie modernizowana. Obok „klasycznych” modeli A4/A5, które reprezentują standard lat 80. i 90. XX w., w linii znajdują się także nowsze wersje, które są wynikiem doświadczeń eksploatacyjnych oraz zmian zachodzących w świecie XXI stulecia. Co istotne, pomimo liczby wyprodukowanych wozów, a także liczby użytkowników, Leopardy trafiły na pole walki dopiero w 2003 roku, kiedy niewielkie kontyngenty do Afganistanu skierowała Kanada oraz Dania. W obu przypadkach czołgi działały jako pojazdy wsparcia dla sił lekkich, co było związane m.in. z brakiem zagrożenia wykorzystania podobnego sprzętu przez przeciwnika oraz faktem, że Talibowie nie dysponowali wyspecjalizowanymi zestawami przeciwpancernymi. Z tego też powodu, głównym problemem dla Leopardów i ich załóg były miny-pułapki IED – w wyniku eksplozji IED zginął duński czołgista, a kilkukrotnie wozy odnosiły uszkodzenia.

Zupełnie inna sytuacja miała miejsce od grudnia 2016 roku, kiedy władze tureckie podjęły decyzję o skierowaniu Leopardów 2 A4 do działań przeciwko bojownikom ISIS oraz Kurdom w Syrii. Wykorzystując pasywną taktykę Turcy nie odnosili sukcesów, a jednocześnie bojownicy, dzięki zaawansowanym systemom przeciwpancernym produkcji rosyjskiej, irańskiej czy amerykańskiej, byli w stanie zadawać straty pododdziałom zmechanizowanym.

Wojna w Ukrainie będzie pierwszą okazją do bezpośredniego starcia z czołgami produkcji rosyjskiej oraz sowieckiej, a więc przeciwnikiem, który stał się podstawą zaprojektowania i modernizacji Leopardów przez ponad czterdzieści lat.

Sprawdzony, jak Abrams

W przeciwieństwie do Leopardów, Abramsy mają za sobą liczne starcia z przeciwnikiem dysponującym bronią pancerną. Podobnie jak niemiecka konstrukcja, Amerykanie zapoczątkowali prace nad nową generacją czołgów w latach 70. XX wieku. Ich owocem był M1 Abrams, wdrożony do produkcji w 1979 roku. W ciągu lat zmieniał się producent, co było związane z faktem, że linie produkcyjne znajdowały się m.in. w federalnych fabrykach oddawanych w dyspozycję poszczególnym podmiotom gospodarczym.

Dotychczas wyprodukowano ponad 10 tys. egzemplarzy Abramsów. Co ciekawe, pomimo swoich atutów oraz systematycznej modernizacji, konstrukcja nie zyskała popularności na globalnych rynkach uzbrojenia. Przez wiele lat lista klientów eksportowych obejmowała takie państwa jak Egipt, kupujący czołgi poprzez amerykańskie fundusze pomocy wojskowej FMF, Kuwejt czy Arabię Saudyjską.

Czołg Abrams

Dopiero w ostatnich latach widać, że działania marketingowe i polityczne doprowadziły do swoistego przełomu. Do grona klientów dołączyła Australia, Irak, Maroko oraz Tajwan. W ubiegłym roku Polska podpisała międzyrządową umowę ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie zamówienia 250 fabrycznie nowych M1A2 SEPv3, a w styczniu bieżącego drugą umowę obejmującą 116 używanych M1A1 pochodzących z nadwyżek sprzętowych Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Te ostatnie, przed dostawą, przejdą remonty połączone z dostosowaniem do wymagań nowego użytkownika.

Zgodnie z zapowiedziami, pierwsze takie Abramsy trafią do Polski już w 2023 r. i pozwolą na przezbrojenie dwóch batalionów czołgów jednostek 18. Dywizji Zmechanizowanej.

Debiutem bojowym rodziny M1 Abrams był rok 1991 i lądowa faza operacji Pustynna Burza, czyli wyzwolenie Kuwejtu spod okupacji irackiej. W czasie ofensywy sił koalicji Abramsy toczyły walki z wozami konstrukcji sowieckiej, w tym eksportowymi modelami T-72. Starcia w większości kończyły się na korzyść załóg amerykańskich wozów. Abramsy ponownie trafiły na pole walki w 2003 r., kiedy doszło do amerykańskiej inwazji na Irak, po raz kolejny udowodniając swoją przewagę jakościową nad pojazdami pancernymi przeciwnika.

Dopiero działania stabilizacyjne i faza konfliktu asymetrycznego doprowadziły do strat, które były związane z wykorzystywaniem przez rebeliantów min-pułapek IED. Poza amerykańskimi siłami zbrojnymi Abramsy były lub są wykorzystywane w działaniach bojowych przez Irak (walki z ISIS) oraz Arabię Saudyjską (toczącą się od 2015 roku arabską interwencją w Jemenie).

Po czołgach – samoloty?

Zapoczątkowanie procesu przekazywania czołgów to przełamanie kolejnej bariery w pomocy Ukrainie. Praktycznie pozostałymi elementami uzbrojenia, które są oczekiwane w najbliższych miesiącach będą pociski rakietowe klasy „ziemia-ziemia” dalekiego zasięgu (choćby amerykańskie MGM-140 ATACMS, które mogą być odpalane z M142 HIMARS oraz M270 MLRS), śmigłowce różnych typów (dotychczas precedensem było przekazanie trzech Westland Sea King przez Wielką Brytanię) oraz samolotów bojowych. W przypadku tych ostatnich decyzje polityczne najprawdopodobniej już zapadły. Pozostaje jedynie kwestia odpowiedniego momentu ogłoszenia.