Przez ostatnie 20 lat Mińsk zaoszczędził ponad 100 mld dol. na tym, że Moskwa sprzedawała mu ropę i gaz bez marży. Tak po przyjacielsku. Wystarczy wspomnieć, że cena rynkowa baryłki ropy wynosi niemal 70 dol., a dla Białorusi było to 50 dol.
Ale Kreml powiedział w końcu dość i postawił twarde warunki. Albo bliska integracja, przez niektórych nazywana wręcz anszlusem, albo koniec z rabatami na surowce. Tylko, że według wyliczeń ekspertów z Ośrodka Studiów Wschodnich, gdyby Białoruś musiała dzisiaj zapłacić rynkowe ceny, tak jak domaga się tego Putin, utraciłaby aż 15 proc. swojego PKB. Dla jednego z najbiedniejszych krajów Europy oznacza to natychmiastowe bankructwo.
Ale to również gigantyczny problem dla polskich interesów. Jak wskazuje sama ambasada Białorusi, nasz kraj jest ich szóstym partnerem biznesowym.
Funkcjonuje na jego terytorium ponad 400 przedsiębiorstw z polskim kapitałem. A tylko w pierwszej połowie 2019 r. zainwestowaliśmy tam ponad 5 mld zł. Są tam nasze fabryki, przejmujemy ich sieci handlowe, weszliśmy nawet w sektor bankowy. Aneksja Białorusi mogłaby oznaczać dla naszych przedsiębiorców poważne problemy. Już dzisiaj pojawienie się na rynku białoruskim jest niezwykle trudne. Ale utrzymanie się na wspólnym rynku rosyjsko-białoruskim może być wręcz niemożliwe.
– Rosja prowadzi twardą politykę zastępowania produktów z importu rodzimymi odpowiednikami – tłumaczy w rozmowie z „Wprost” Czesław Bogdan, dyrektor sprzedaży w firmie „Blachy Pruszyńskie”. – Gdyby doszło do aneksji ten rynek będzie się po prostu dla nas zamykał. Już dziś jest dla nas najtrudniejszym rynkiem eksportowym.
Ich firma handluje z Białorusią od 15 lat. Współpraca więc, mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, jest wyśmienita. Tylko że w praktyce nie wygląda to już tak kolorowo. Właściciel „Blach” postanowił 5 lat temu otworzyć swój zakład produkcyjny na terenie naszego wschodniego sąsiada. W sposób całkowicie wolnorynkowy. Czyli bez dogadywania się z władzą, bez łapówek i „szemranych interesów”. Chciał zatrudnić przynajmniej kilkudziesięciu pracowników. Po 1,5 roku przepychania się z urzędnikami i lokalnymi politykami musiał odpuścić. Fabryki nie pozwolono mu zbudować. W ciągu pół roku powstała w Rumunii, gdzie funkcjonuje do dziś.
Więcej o problemach polskich firm na Białorusi przeczytasz w papierowym wydaniu tygodnika "Wprost".
Czytaj też:
Radykalne posunięcie premiera. Rosja zamyka granicę z Chinami
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.