Ceny ropy naftowej na światowych rynkach gwałtownie spadają. To kolejny efekt szalejącej w Chinach epidemii koronawirusa. Analitycy obawiają się, że wirus z Wuhan negatywnie wpłynie na zapotrzebowanie chińskiego przemysłu na paliwa konwencjonalne. Jest to o tyle niebezpieczne, że Państwo Środka jest największym na świecie importerem ropy naftowej crude.
Cena baryłki crude spadła o blisko 21 proc. w stosunku do niedawnego rekordu zamknięcia na poziomie 63,27 dolarów. Poniedziałkowy kurs zamknięcia wyniósł już 50,11 dolara, czyli był bliski spadku poniżej psychologicznej granicy 50 dolarów za baryłkę.
Kapitał ucieka z Chin
Wczoraj informowaliśmy o tym, że inwestorzy wycofali z chińskiej giełdy około 420 mld dolarów, co przełożyło się na duże spadki na giełdzie w Szanghaju. Indeks Shanghai Composite w momencie otwarcia zaliczył spadek o blisko 9 proc.
Na ucieczkę inwestorów, a co za tym idzie środków z gospodarki, postanowił zareagować bank centralny Chin. Aby zniwelować skutki koronawirusa i zapewnić płynność systemu bankowego w Państwie Środka, ze skarbca chińskiego banku na rynek trafiło dziś 22 mld dolarów. Jednocześnie regulatorzy zapewnili, że przewidują, że wpływ wirusa, na chińską gospodarkę, która i tak jest w fazie spowolnienia, będzie raczej krótkotrwały.
Braki kapitałowe wynikają nie tylko z niechęci do inwestowania, ale także z faktu, że szereg zachodnich przedsiębiorstw zawiesiła pracę swoich sklepów i fabryk w Chinach. Wśród najbardziej znanych są m.in. Google, Toyota, Foxconn, Apple, Starbucks czy Ikea.
Według najnowszego bilansu ofiar dotychczas z powodu koronawirusa zmarło 426 osób, a zainfekowanych jest ponad 20 tys.
Czytaj też:
Koronawirus zbiera śmiertelne żniwo. Pierwsza ofiara w Hongkongu