Doganiamy Niemców? Rozporządzenia o podniesieniu minimalnego wynagrodzenia to jednak za mało

Doganiamy Niemców? Rozporządzenia o podniesieniu minimalnego wynagrodzenia to jednak za mało

Praca w sklepie
Praca w sklepie Źródło:Shutterstock
Od stycznia minimalne wynagrodzenie wyniesie 4242 zł brutto, w lipcu ponownie pójdzie w górę. Na tej podstawie politycy partii rządzącej wywodzą, że zmniejsza się dystans między zarobkami Polaków a mieszkańców Europy zachodniej – i doganiamy Niemców. Zdają się przy tym zapominać o kilku sprawach: że bogactwo wynika z wydajności pracy, a rosnące grono pracowników, którzy mogą liczyć tylko na ustawowe minimum, to zła wskazówka rzekomego bogacenia się.

W czwartek rząd przyjął rozporządzenie, które przewiduje, że w 2024 roku płaca minimalna wyniesie 4242 zł brutto i 4300 zł brutto od lipca. W 2023 roku minimalne wynagrodzenie za pracę brutto wynosi 3 490,00 zł brutto (2 709,49 netto) od 1 stycznia i 3 600 zł brutto (2 783,86 zł netto) od 1 lipca (wyjątkowo podniesienie płacy minimalnej nastąpiło dwukrotnie). W 2022 roku minimalne wynagrodzenie za pracę brutto wynosiło 3010 zł brutto (2 209,56 zł).

W ciągu 2 lat wynagrodzenie brutto wzrosło o ponad 1000 zł. Wynagrodzenia osób najmniej zarabiających rosną znacznie szybciej niż pracowników na lepiej opłacanych stanowiskach – niewielkie jest grono pracowników, którzy mają gwarancję podwyżek od 1 stycznia każdego kolejnego roku.

Coraz więcej pracowników zarabia minimum ustawowe i ani złotówki więcej

Rząd na pewno na tym nie poprzestanie i w tym tempie za jakieś dwa lat dojdziemy do poziomu 5 tys. zł brutto płacy minimalnej. Teoretycznie to dobra wiadomość dla zarabiających najmniej, ale w praktyce ta kwota nie musi się przełożyć na lepsze warunki życia, bo nie dość, że siła nabywcza spada, to podnoszenie płacy minimalnej prowadzi do niekorzystnego zjawiska: rośnie grono pracowników zarabiających ustawowe minimum.

W 2015 r. w Polsce minimalne wynagrodzenie otrzymywało około 1,5 mln pracowników. W styczniu minister Marlena Maląg podawała, że na koniec 2022 r. ta liczba urosła do 2,5 mln, a w maju, że to już 3 mln osób. Przy okazji lipcowej podwyżki Business Insider przepytał specjalistów rynku pracy i usłyszał od nich, że przez rządową podwyżkę grono osób zarabiających najniższy możliwy poziom może wzrosnąć z obecnych 3 mln do 3,6 mln. Podbicie minimalnego wynagrodzenia od stycznia spowoduje dalsze rozrastanie się tej grupy.

Jak wyjaśnić zależność między podnoszeniem minimalnej pensji a rosnącą grupą pracowników, którzy tylko na takie wynagrodzenie mogą liczyć? To proste: pracodawcy podnoszą pensje zarabiającym mniej, ale nie mają już z czego podnosić wynagrodzenia pozostałym zatrudnionym. Nasza gospodarka znajduje się w lekkiej recesji, więc założenie, że pieniędzy w firmach przybywa, jest złudne. Tymczasem politycy Prawa i Sprawiedliwości mamią Polaków wizją tego, że doganiamy w zarobkach zachodnie gospodarki. To jest oczywiście do pewnego stopnia prawdziwe: wystarczy sobie przypomnieć, jak niewiele zarabialiśmy na początku lat dwutysięcznych w porównaniu z Francuzami czy Brytyjczykami. Dziś te różnice nie są tak duże. Stać nas na wydatki, które 20 lat temu były niedostępne dla większości Polaków; zagraniczne wyjazdy, nowe samochody, jedzenie na mieście.

Doganiamy Niemców? Nie tak prędko

Kiedy jednak Jarosław Kaczyński mówi, że „za 8 lat lista krajów dogonionych będzie naprawdę długa, znajdą się tam nawet takie kraje jak Anglia i Francja”, to gra pod publikę. A kiedy mówi, że „parę kroków dalej są Niemcy, a potem te kraje najbogatsze jak Szwecja, Austria, Holandia” – to jest to okłamywanie wyborców. Powyższe wypowiedzi zostały wygłoszone w mijającym tygodniu w Elblągu.

Prof. Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula w rozmowie z money.pl wyraził opinię, że skoro prezes Kaczyński opowiada takie rzeczy, to „ma kiepskich doradców ekonomicznych”.- Każdy człowiek znający odrobinę ekonomię, wie, że znane w ekonomii mechanizmy wzrostu gospodarczego pozwoliłyby Polsce dogonić Niemcy, w najlepszym razie, za 20-30 lat. I to tylko pod warunkiem prowadzenia odpowiedniej polityki – powiedział.

Dodał, że według pomiaru parytetu siły nabywczej przeciętny dochód Polaka jest obecnie na poziomie ok. 60 proc. przeciętnego dochodu Niemca.- Ta różnica jednak się zmniejszyła, jeszcze 30 lat temu byliśmy na poziomie 30 proc. Niemiec. Czyli udało się pokonać połowę dystansu.

Bogactwo kraju, które przekłada się na zarobki jego mieszkańców, musi jednak wynikać nie z rozporządzeń, lecz wydajności pracy. Nie chodzi tu oczywiście o liczbę przepracowanych godzin – nie zwiększymy wydajności poprzez wprowadzenie 10-godzinnego dnia pracy we wszystkich fabrykach, lecz poprzez tworzenie nowoczesnych technologii, które chętnie będą kupowane za granicą. Inna wydajność ma kraj, którego najważniejszą gałęzią gospodarki jest rolnictwo i drobne usługi, a kraj, który produkuje nowoczesne technologie, projektuje i wdraża rozwiązania. To jakby porównywać wydajność Mołdawii i Niemiec. Jesteśmy na szczęście bliżej Niemiec, ale zdaniem prof. Orłowskiego wydajność pracy w Polsce jest o 40 proc. niższa niż w Niemczech.

Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia. 95 proc. firm poza badaniem GUS

Z tego powodu zarabiamy dużo mniej niż nasi sąsiedzi. W 2023 roku za Odrą średnie wynagrodzenie wynosi 4105 euro brutto, czyli ponad 18 tys. zł brutto, w Polsce – 7005 zł brutto. Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że przeciętne wynagrodzenie dotyczy mniej niż połowy zatrudnionych.

W zestawieniu GUS uwzględnia wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, które zatrudniają co najmniej 9 osób. Nie bierze pod uwagę zarobków urzędników i nauczycieli w szkołach publicznych ani też wynagrodzeń w najmniejszych przedsiębiorstwach.

Ilekroć podajemy dane o kolejnych odczytach przeciętnego wynagrodzenia, pod artykułami w mediach społecznościowych rozpoczynają się dyskusje o tym, że wyniki GUS nie są miarodajne, bo „kto tyle zarabia?”. Zarzut o brak miarodajności jest uzasadniony, gdy wziąć pod uwagę, że metodologia wyklucza z zestawienia prawie 95 proc. firm (przedsiębiorstw, w których zatrudnienie nie przekracza 9 osób oraz samozatrudnionych). W Polsce zarejestrowanych jest ok. 2,62 mln firm, a przedsiębiorstwa mikro-, małe i średnie stanowią zdecydowaną większość – 99,8 proc. W tym gronie najliczniejszą grupą są mikrofirmy, jest ich ok. 2,2 mln.

– Jeśli ktoś spróbuje szybciej podnieść pensje, niż to wynika z wydajności pracy, to wzrośnie jedynie inflacja. Warunkiem dogonienia Niemiec jest realny wzrost gospodarczy – podsumowuje prof. Orłowski.

Czytaj też:
Rośnie grono zarabiających ustawowe minimum. Wszystko przez jego podnoszenie
Czytaj też:
Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia. Mniejszość zniekształca wynik

Źródło: Wprost / money.pl