Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia. Mniejszość zniekształca wynik

Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia. Mniejszość zniekształca wynik

Kasjerka
Kasjerka Źródło: Fotolia / industrieblick
Średnie wynagrodzenie jest nieosiągalne dla przeciętnego zatrudnionego. Milionowa armia najlepiej zarabiających wykrzywia dane GUS-u, a ponad 5 mln zatrudnionych zarabia mniej niż wynosi średnia. Nie mówiąc już o tym, że średnie wynagrodzenie wyliczane jest na podstawie zarobków 6,5 mln pracowników, podczas gdy w sumie pracuje w Polsce prawie 17 mln osób.

Z danych GUS wynika, że przeciętna wynagrodzenie w Polsce wyniosło w lipcu 6,8 tys. zł brutto. To wzrost o 15,8 proc. Wynik zaskoczył ekonomistów, którzy prognozowali wzrost na poziomie 13,3 proc.

To najlepszy odczyt w historii, ale zamiast radości, fora internetowe zalały ironiczne komentarze oraz zadane zupełnie na poważnie pytania, kto tyle zarabia, „bo nie znam w moim kręgu nikogo, kto tyle dostaje”. Komentujący przypominają żart, że jeśli pracownik je kapustę, a szef mięso, to uśredniając: jedzą gołąbki. I jest w tym wiele racji, bo nie dość, że wynagrodzenia, o których donosi GUS, to średnia wyciągnięta z tysięcy danych, to dodatkowo przy jej wyliczaniu nie uwzględniono wielu grup zawodowych, które ciągnęłyby wynik w dół.

Kilka założeń, które sprawiają, że dane o wynagrodzeniach nic nie oznaczają

Serwis Business Insider wyjaśnia, skąd wzięła się uśredniona kwota wynagrodzenia na poziomie prawie 7 tys. zł brutto. Kwota niedostępna dla przeciętnego Polaka, dodajmy od razu.

Po pierwsze kwota prawie 6,8 tys. zł brutto odnosi się do tzw. sektora przedsiębiorstw, a więc firm zatrudniających co najmniej 10 pracowników, w których prowadzona jest działalność gospodarcza zaklasyfikowana do wybranych rodzajów działalności PKD 2007. W zestawieniu nie uwzględnia się wynagrodzeń m.in. w administracji publicznej, edukacji, opieki zdrowotnej, pomocy społecznej i całej masy małych i mikrofirm.

W efekcie średnie wynagrodzenie w praktyce wyliczane jest na podstawie zarobków 6,5 mln pracowników, podczas gdy w sumie pracuje w Polsce prawie 17 mln osób.

Po drugie, w wyliczeniu GUS uwzględnia różnego rodzaju premie kwartalne, półroczne, motywacyjne, jubileuszowe, a w lipcu — jak zauważa sam GUS — mieliśmy też nagrody z okazji Dnia Leśnika czy Dnia Energetyka oraz np. wypłaty odpraw emerytalnych, które obok wynagrodzeń zasadniczych także zaliczane są do składników wynagrodzeń. Mogą na nie liczyć przedstawiciele wybranych zawodów i to raczej nie szeregowi pracownicy, ale kadra zarządzająca, która i bez tego zarabia dobrze.

Idąc dalej: w ramach poszczególnych branż brany jest pod uwagę cały przekrój pracowników, od zatrudnionych na najniższych stanowiskach, aż po kierowników i menedżerów. Przeciętne wynagrodzenie wyliczane jest najpierw dla poszczególnych branż. Następnie średnia krajowa to po prostu średnia ważona, gdzie brany jest pod uwagę procentowy udział osób zatrudnionych w danym sektorze.

Milion najlepiej zarabiających w nienaturalny sposób ciągnie zestawienie w górę

Najszybciej wynagrodzenia rosły w energetyce (wmiesiąc średnie wynagrodzenie podskoczyło o 26,1 proc., a w rok o prawie 82 proc.) do 14 tys. 975 zł 43 gr brutto. Dodajmy, że branża energetyczna zatrudnia 98 tys. osób. Dla porównania: w naszym kraju jest blisko 611,5 tys. nauczycieli zatrudnionych na podstawie Karty Nauczyciela. Ich wynagrodzenia nie zostały ujęte przy obliczaniu średniego wynagrodzenia.

Powyżej przeciętnego wynagrodzenia zarabiają jeszcze m.in. specjaliści IT (sekcja „informacja i komunikacja”), zatrudnieni w obsłudze nieruchomości i reprezentanci szeroko rozumianej kategorii „działalność profesjonalna, naukowa i techniczna”. W sumie zatrudnienie w dotychczas wymienionych branżach nie przekracza miliona etatów. Jednocześnie ponad 5,5 mln pracowników zarabia poniżej średniej wskazanej przez GUS.

A gdyby nie uwzględniać premii dla nielicznych?

Ekonomiści banku Pekao pokazali, jak wzrosłyby wynagrodzenia, gdyby pomanewrować niektórymi składowymi i „usunąć” z nich sute premie w sektorze górnictwa i energetyki, które dostępne są dla nielicznych, a nienaturalnie wykrzywiają wyniki. Policzyli „bazowy” wzrost wynagrodzeń i wyszło im, że rok do roku podwyżki płac wyniosły 13,5 proc.

Gdybyśmy uwzględnili 13,5-proc. podwyżkę płac zamiast oficjalnych 15,8 proc., przeciętne wynagrodzenie w lipcu nie sięgałoby 6,8 tys. zł brutto, a zamiast tego byłoby bliżej 6,6 tys. zł.

Co więcej, po wyłączeniu kilku branż, w których odnotowano nadzwyczajnie wysokie wzrosty płac w skali miesiąca, średnia ważona wynagrodzeń byłaby jeszcze niższa — wyniosłaby 6 tys. 516 zł brutto.

Czytaj też:
Drugie dno podwyżek wynagrodzeń. Tak nakręca się inflacja

Opracowała:
Źródło: Business Insider Polska