Według najnowszych danych GUS przeciętne wynagrodzenie urosło w lipcu o 15,8 proc. rok do roku. To więcej, niż przewidywali ekonomiści.
Taki wzrost oznacza, że rośnie realne wynagrodzenie, bo jeśli wzrost pensji wciąż jest wyższy niż inflacja, to za przeciętną pensję można kupić więcej.
Optymizmu brak
Choć lipcowy wzrost przeciętnej pensji może cieszyć, to jednak warto przypomnieć, że kwartalne wyniki wzrostu płac nie są już tak optymistyczne.
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, średnie wynagrodzenie w drugim kwartale 2022 roku wyniosło 6156,25 zł. Dla porównania te same dane za pierwszy kwartał roku wykazały średnią 6235,22 zł. Oznacza to kolejny spadek o blisko 79 zł.
Dane, które przekazał GUS, mają o tyle istotne znaczenie, że widać odwrotną tendencję między średnim wynagrodzeniem a inflacją. Może to powodować jeszcze mocniejsze odczuwanie wzrostów cen towarów i usług. Nie dość bowiem, że towary drożeją, a dla różnych grup inflacja odczuwana jest różnie, to jeszcze średnie pensje są niższe. Dla gospodarstw domowych jest to więc podwójnie niekorzystne zjawisko.
Gospodarka może na tym skorzystać
Nieco inaczej należy spojrzeć na te dane z punktu widzenia gospodarki. Wyhamowanie w kwestii średnich wynagrodzeń może bowiem oznaczać, że spada ryzyko wpadania gospodarki w spirali płacowo-cenowej, które jest jednym z działań napędzających inflację. Mówiąc w skrócie, jeśli ludzi będzie stać na kupowanie nieco mniej, to wyhamuje rozpędzony przez lata popyt, a to będzie wpływało na studzenie gospodarki i spadek inflacji.
Istnieją oczywiście narzędzia hamowania inflacji bez obniżania średnich wynagrodzeń, czy nadmiernego studzenia gospodarki. Część ekonomistów uważa, że inflacja, przynajmniej na razie, nie będzie dalej rosnąć. Możliwe jednak, że szczyt będzie płaski i w ciągu kilku miesięcy odczyty będą oscylować wokół 15 proc.