Za nami próg 5 proc.
Lipcowe analizy Głównego Urzędu Statystycznego nie pozostawiły najmniejszych wątpliwości co do skali wzrostu cen i malejącej wartości polskiej złotówki. Koszyk towarów oraz usług konsumpcyjnych zdrożał o 5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej, a wcześniejsze prognozy ekonomistów o wyrównaniu z poziomem majowym (4,7 proc.) okazały się zbyt optymistyczne. Kiedy mieliśmy do czynienia z równie wysoką inflacją? 5% notowaliśmy blisko dekadę temu – w maju 2011 roku, a gorsze wskaźniki polska gospodarka notowała o kolejną dekadę wcześniej – w sierpniu 2001 roku (5,1 proc.).
Co istotne, nie poznaliśmy jeszcze szczegółowych danych w kontekście poszczególnych kategorii dóbr i usług, ale już wiadomo, iż rosnący indeks CPI (wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych) bazuje na m.in. 30-proc. wzroście cen paliw, 5,3-proc. skoku cen nośników energii; z kolei żywność podrożała w tym czasie o 3,1-proc. Inflacja, która już od roku znajduje się powyżej celu Narodowego Banku Polskiego w ostatnich miesiącach wykazuje zwiększoną dynamikę. Na domiar złego, jesień może przynieść kolejne spadki wartości pieniądza, a to za sprawą tzw. IV fali pandemii koronawirusa.
– W krajach Europy Zachodniej w coraz większym stopniu rozprzestrzenia się tzw. wariant Delta, który prowadzi do wzrostu liczby hospitalizacji nawet w społeczeństwach o wysokim poziomie zaszczepienia. Kwestią czasu jest, kiedy w jeszcze większym stopniu dotrze do Polski, co może przełożyć się na kolejne restrykcje. Dane gospodarcze pokazują, że polskie firmy skutecznie adaptowały się do działania w warunkach obostrzeń, jednak w przypadku branży usługowej potencjalne nowe restrykcje mogą prowadzić ponownie do utraty rentowności. Okres ten może być też trudny dla przemysłu, głównie w związku ze spadkiem popytu zagranicznego, który już możemy odnotować choćby ze strony Niemiec – głównego partnera handlowego Polski – mówi Julian Smółka, prezes Europejskiej Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Załamanie lokat w tle inflacji
– Powszechny wzrost cen to tylko jedna strona medalu. Pamiętajmy, że wraz z 5-proc. inflacją topnieją również oszczędności, którym dostało się już przy okazji pierwszych miesięcy pandemii. Przy tak wysokiej inflacji i bardzo niskich stopach procentowych tradycyjne instrumenty ochrony kapitału takie jak lokaty, czy konta oszczędnościowe przynoszą po prostu straty. Inwestorzy umieją liczyć i trudno się dziwić, że kapitał odpływa z banków do bardziej aktywnych form inwestowania, w tym do funduszy – ocenia Michał Pawłowski, dyrektor Działu Zasobów Kapitałowych w Grupie Assay, spółce zajmującej się inwestowaniem w innowacyjne start-upy.
Diagnoza Michała Pawłowskiego z Grupy Assay pokrywa się z ostatnimi szacunkami Narodowego Banku Polskiego, które mówią o wypłacie blisko 33 mld zł z lokat od początku br. Ponadto, według wyliczeń HRE, tylko w maju br. łącznie z lokat i rachunków bankowych Polacy wycofali blisko 6 mld zł. Dynamika wypłat na początku pandemii wynosiła z kolei od 4 do 5 proc., a obecny wskaźnik mówi o 3 proc. w skali miesiąca. Całkiem możliwe, iż ze względu na rosnące indeksy inflacyjne tempo rezygnacji z lokat będzie jeszcze większe.
Analitycy NBP przeanalizowali również zeszłoroczne zmiany w ofercie banków komercyjnych, spośród których na pierwszy plan wybija się spadek oprocentowania lokat w okresie od marca do sierpnia z 1,2 proc. na 0,1 proc. (instrumenty 6-12-miesięczne). Taki cios wymierzony zarówno w obecnych klientów, jak i potencjalnie nowych posiadaczy dedykowanych kont już teraz może zwiastować stały upadek względnie bezpiecznych instrumentów finansowych.
– Inwestowanie z definicji nie jest pozbawione elementów ryzyka, ale docelowo ma prowadzić do ochrony lub pomnożenia kapitału. Tych składników definicyjnych w obecnym kształcie nie spełniają ani lokaty, ani konta oszczędnościowe. Z drugiej zaś strony agresywne instrumenty, takie jak giełda, czy tym bardziej FOREX są przestrzeniami dla naprawdę wprawionych graczy, a szczególnie w czasie pandemii nauka na błędach byłaby w przypadku początkujących wyjątkowo bolesną szkołą inwestorskiego życia. Solidnym kompromisem między ryzykiem rynku akcji i ich potencjalnie dużymi stopami zwrotu a bezpieczeństwem produktów bankowych są dedykowane fundusze, np. venture capital – wyjaśnia Paweł Kruszyński, członek Zarządu w Grupie Assay, zajmującej się inwestowaniem w obiecujące start-upy.
Start-upy przepisem na tegoroczne inwestycje
Polski rynek start-upów regularnie notuje kolejne wzrosty. Według raportu „Transakcje na polskim rynku VC w 2020 roku” tylko w ubiegłym roku innowacyjne spółki otrzymały ponad 2,1 mld zł wsparcia finansowego. Oznacza to, że branża względem roku 2019 urosła o 70 proc. Kto decydował się na inwestowanie w start-upy? Dokładnie 62 proc. przekazanych środków pochodziło z podmiotów publiczno-prywatnych, a 38 proc. – z wyłącznie prywatnych. Jeśli chodzi o pochodzenie to nieznacznie więcej było inwestycji krajowych niż zagranicznych (52 do 48 proc.).
– Uwolnione z rynku lokat środki muszą znaleźć swoje miejsce. Najczęściej inwestowane są one na giełdzie. Środki, które trafiły do spółek nowych technologii, związanych często z rozwiązywaniem nowych wyzwań cyfryzującego się świata, stały się silnym bodźcem do ich rozwoju. Z punktu widzenia inwestycyjnego ma to dobre i złe strony. Inwestorzy na pewno powinni uważać na start-upy, które na fali boomu uzyskały wysokie kapitalizacje, do których nie zawsze mają one solidne podstawy. Na pewno warto zwrócić się do profesjonalnych doradców posiadających dużą znajomość rynku. Dużą uwagę przy wyborze inwestycji powinno się skupić na wzroście generowanych przychodów oraz przełożeniu poprzednich rund finansowania na rozwój firmy – radzi Julian Smółka z Europejskiej Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Jak w takiej przestrzeni odnajdują się inwestorzy indywidualni? Najprostszym sposobem na ochronę własnego kapitału w ramach innowacyjnych spółek są dedykowane fundusze, dzięki którym oszczędzający mają szansę dywersyfikować swój portfel inwestycyjny, a zarządzaniem środkami zajmują się wyspecjalizowani analitycy. Ci z kolei lokują kapitał w najbardziej obiecujących projektach, które mają szansę w relatywnie krótkim czasie pomnożyć swoją wartość. Czy jest to jednak przepis na bezpieczne inwestowanie w dobie pandemii oraz nadal rosnącej inflacji?
– Klasyczne fundusze inwestycyjne (np. TFI) znane są przede wszystkim z ofert bankowych, gdzie podmioty obracające środkami pobierają często znaczne prowizje. Ponadto, sama wypłata środków bywa procesem dosyć skomplikowanym, a zasada działania przypomina raczej zamknięte lokaty, niż elastyczne instrumenty inwestycyjne. Myślę, że kluczem do wypracowania prawdziwie prokonsumenckiego systemu jest uczciwe i transparentne dzielenie się zyskiem związane ze wzrostem wartości spółki. Właśnie taką filozofią kierowaliśmy się, tworząc własny fundusz venture capital – zaznacza Paweł Kruszyński z Grupy Assay.
Medycyna, gaming, elektromobilność, nowe technologie – to tylko niektóre przykłady branż ze świata start-upów, które już wkrótce mają szansę wyprzeć oferty klasycznych instrumentów oszczędnościowych. Dzięki funduszom innowacyjnych spółek również klienci indywidualni mają szansę na skorzystanie z całkowicie nowego wymiaru świata finansów. Pytanie jednak, czy w świadomości samych zainteresowanych nie zwycięży moc przyzwyczajenia do przynoszącej realne straty klasyki w postaci m.in. lokat. Ta inercja nie służy ani inwestorom ani przedsiębiorcom i w konsekwencji hamuje rozwój całej gospodarki.