A był Pan przygotowywany na dziesiątki wywiadów, których udzielił Pan w ostatnich tygodniach?
To było sprawdzane podczas procesu rekrutacyjnego. Zadawano nam dużo trudnych i niewygodnych pytań, na które możemy być narażeni, rozmawiając z mediami. Także już po wyborze mieliśmy małe szkolenie medialne.
W takim razie to najlepszy moment na niewygodne pytanie z mojej strony. Co dalej ze współpracą z Rosją w kosmosie? Czy sytuacja na Ziemi to jedno, a badania w kosmosie to coś innego, czy jednak te sprawy się łączą?
Europejska Agencja Kosmiczna zawiesiła współpracę z Rosją. Żadne projekty nie są kontynuowane, co miało m.in. duży wpływ na projekt ExoMars, czyli łazika marsjańskiego, który miał zostać wysłany już pod koniec 2022 roku. W związku z obecną sytuacją, to nie mogło mieć oczywiście miejsca.
Z drugiej strony należy pamiętać, że nikt by nikogo nigdy nie zostawił na orbicie. Współpraca w ramach Międzynarodowej Stacji Kosmicznej funkcjonuje i będzie podtrzymywana.
Polak wybrany na astronautę rezerwowego ESA
23 listopada 2022 roku Europejska Agencja Kosmiczna ogłosiła wyniki rekrutacji astronautów. Wśród astronautów rezerwowych znalazł się mój rozmówca, dr Sławosz Uznański. To pierwszy polski astronauta od czasów niedawno zmarłego generała Mirosława Hermaszewskiego.
Kontrakty ESA otrzyma 5 astronautów korpusu podstawowego i 11 rezerwowych. Ci pierwsi mają praktycznie zagwarantowane loty na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), a może nawet na którąś z misji księżycowych NASA realizowanych z udziałem ESA. Rezerwowi w każdej chwili mogą do nich dołączyć i rozpocząć intensywne szkolenie, jeśli ESA rozszerzy programy załogowe – mogliśmy przeczytać w dniu ogłoszeniu wyników w komunikacie Polskiej Agencji Kosmicznej.
Ogłoszenie składu przez ESA było wielkim sukcesem nie tylko osobistym dla Sławosza Uznańskiego, ale także doskonałą wiadomością dla Polski i polskich fanów kosmosu.
Końcówka zeszłego roku musiała być dla Pana wyjątkowa. Jak Pan się poczuł, gdy ESA ogłosiła wyniki rekrutacji?
Był to bardzo interesujący moment w moim życiu. Na pewno nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania ze strony mediów. Zupełnie nie spodziewałem się, że będzie to aż tak dużym wydarzeniem.
Z drugiej strony dało mi to dużą rozpoznawalność – jako inżyniera i kandydata na astronautę. Jestem bardzo dumny z rezultatu, ale oczywiście pozostaje pewien niedosyt, że nie jest to pozycja kontraktowego astronauty, natomiast tutaj dużą częścią składową jest poziom kontrybucji krajów członkowskich do budżetu ESA.
Wydaje mi się, że mamy z naszej strony trochę pracy do wykonania, aby móc budować większe programy, jak również mieć reprezentację w postaci kontraktowego astronauty.
Rozumiem, że właśnie wysyła Pan sygnał do naszego rządu, aby trochę mocniej się angażowali?
Budowanie relacji między stroną polską a Europejską Agencją Kosmiczną jest tu kluczowe.
Jak z astronauty rezerwowego zostać tym kontraktowym?
Są dwie możliwości. Jedną jest ufundowanie np. polskiej misji kosmicznej, żeby Polak mógł polecieć w kosmos. Tu musi wystąpić jednak potrzeba także ze strony rynku prywatnego jeśli chodzi np. o testowanie technologii, czy zapotrzebowanie na misję edukacyjną, jak w przypadku brytyjskiego astronauty z klasy 2008 Timothy’ego Peake’a.
Druga możliwość, to awans z listy rezerwowej do podstawowej, poprzez zbudowanie konkretnego planu budowy relacji, jak również reprezentacji w korpusie podstawowym między krajem członkowskim, a ESA.
Czy grupa podstawowa, to astronauci wybrani tylko do pierwszej misji, czy to osoby, które ESA ma zamiar wykorzystywać we wszystkich misjach w najbliższych latach? Co musiałby się wydarzyć, aby astronauta rezerwowy wskoczył do tej grupy?
Tutaj musiałbym trochę spekulować. Wiadomo, że w korpusie aktywnych astronautów pewne kraje mają swoją reprezentację. Są to kraje, które wpłacają najwięcej do budżetu Europejskiej Agencji Kosmicznej z części HRE – Human Robotic Exploration. Jeżeli jeden z astronautów z tego kraju nie mógłby uczestniczyć w misji lub przejdzie na emeryturę, najprawdopodobniej zastąpi go rezerwowy astronauta z tego samego kraju.
Polak poleci na Księżyc? To coraz bardziej prawdopodobne
W lutym 2022 roku rozmiawiałem z prezesem Polskiej Agencji Kosmicznej prof. Grzegorzem Wrochną, zapytany o polską obecność w kosmosie w najbliższych latach, powiedział, że „z pewnością na Księżyc poleci polska aparatura. Myślimy nawet o samodzielnej misji technicznej. Nie wykluczamy także, chociaż tego nie obiecuję, że wśród astronautów pracujących na Księżycu, znajdą się Polacy”.
W nawiązaniu do tych słów, już we wrześniu 2022 roku, podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu, zapytałem o szansę Polski na uczestnictwo w Programie Artemis dyrektora finansowego NASA Alexandra MacDonalda.
– Astronauci nie zostali jeszcze wybrani, ale, jako że NASA współpracuje m.in. z ESA przy budowie Gateway (stacja kosmiczna, która będzie krążyć po orbicie Księżyca – przyp. red.), jest bardzo możliwe, że w przyszłości europejscy astronauci – w tym także polscy – mogą polecieć w ramach misji Artemis. Nie składam dziś żadnych obietnic, mówię tylko, że to możliwe – powiedział wtedy.
Jak pan reaguje na takie słowa, jak te przytoczone?
Przede wszystkim, zgadzam się z obiema wypowiedziami. Polska podpisała deklarację Artemis Accords (27 października 2021 roku zrobił to osobiście prof. Grzegorz Wrochna – przyp. red.), więc rzeczywiście, ze strony technologicznej możemy być partnerem. Czy będziemy, to już zależy od nas.
W kwestii załogowych misji kosmicznych, jest oczywiście duża współpraca między NASA a ESA. Lot na Księżyc i bycie tam pierwszym astronautą europejskim jest bardzo atrakcyjną wizją dla wszystkich krajów.
Jest to również atrakcyjne zarówno dla grupy astronautów z rocznika 2008, jak i tych z rekrutacji 2022. Nasi starsi koledzy mają ogromne doświadczenie. Każdy z nich był na orbicie, więc są bardzo dobrymi kandydatami także do misji na Księżyc.
Wiele będzie zależało także od tego, kiedy grupa 2022 będzie mogła zbudować swoje kompetencje w przestrzeni kosmicznej. Pierwsza misja, z tego co wiem, będzie na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Z naszej selekcji, niemal każdy ma gwarantowaną misję na ISS. To taka niepisana tradycja.
A co z Księżycem?
Europejska Agencja Kosmiczna jest dużym graczem w programie Artemis. Z tego co wiem, ESA kontrybuuje do Gateway między 40-50 proc. Także kapsuła Orion i moduł serwisowy, które będą brać udział w załogowych lotach w ramach Artemisa, pochodzą z ESA.
Europejczycy mają miejsce na misjach Artemis 4, 5, a może nawet i 6. Jest oczywiście za wcześnie, aby mówić o tym, kto poleci, ale kandydatami są astronauci z grupy 2008, a następnie skład podstawowy grupy 2022.
Czy któryś z astronautów z listy rezerwowej będzie miał szansę polecieć?
Najpierw musiałby zostać astronautą podstawowym i polecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną, żeby spełnić wymagania, aby w ogóle być postrzeganym jako kandydat do misji na Księżyc.
W misjach Artemis wezmą udział rakiety SLS (Space Launch System od NASA) i prywatne Starship produkcji SpaceX. Pierwsza z nich dopiero niedawno zaliczyła pierwszy lot orbitalny, a druga pozostaje w fazie prototypu. Jak Pan się czuje, wiedząc, że kiedyś może zasiąść Pan na pokładzie pojazdów, które są jeszcze tak słabo sprawdzone „w boju”?
Całe schematy testowania i walidacji systemów, a szczególnie tych, które będą używane do transportu ludzi, są bardzo konserwatywne i trudne do spełnienia. Ja jestem inżynierem specjalizującym się w niezawodności systemów kosmicznych. Mam więc pewną przewagę, gdyż mogę rzeczywiście to policzyć i razem z inżynierami budować modele niezawodnościowe. W ten sposób mogę pomagać walidować i testować te systemy.
Wyobrażam sobie, że siedzenie w rakiecie przed startem to bardzo stresujący, ale też bardzo ekscytujący moment. Astronauci i agencje radzą sobie ze stresem przez budowanie wiedzy i analizę systemów. Im więcej wiemy i im częściej to powtarzamy, tym bardziej minimalizujemy ryzyko.
Są więc trzy wymiary tej sytuacji. Ekspertyzy i walidacja, moja wiedza inżynierska i przygotowanie merytoryczne, techniczne i wielokrotne testy i schematy działania. Nadal jednak ta ekscytacja i pewna doza stresu na pewno towarzyszy każdemu z astronautów.
Czyli to Pan będzie tą osobą, która powie do załogi „Moi drodzy nie martwcie się, ja to wszystko policzyłem”?
Mogę policzyć pewne rzeczy z pewnym poziomem ufności. Nie istnieje żaden system, który jest w 100 proc. pewny. Szczególnie system odpowiedzialny za strzał rakiety, wiąże się z ryzykiem, ale to ryzyko trzeba policzyć i w pewnym momencie zdecydować, czy jest to poziom odpowiedni względem norm i jakości.
To na koniec: W którym roku możemy się spodziewać, że Pana rocznik poleci na pierwszą misję na Międzynarodową Stację Kosmiczną?
Historia pokazuje, że to przynajmniej cztery lata od momentu selekcji. Trening dla podstawowego składu zaczyna się w kwietniu 2023 roku, także zgaduję, że pierwsza misja to lata 2026-2027.
Czytaj też:
Część technologii kosmicznych powstaje w Polsce. W niektórych jesteśmy pierwsi na świecieCzytaj też:
Polskie firmy w kosmosie. Na nieoczywistym rynku można zarobić
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.