W komentarzu dla serwisu Money.pl Google Polska odniosło się do poniedziałkowego zamieszania wokół notowań walut.
Komentarz Google Polska
– Funkcje wyszukiwania, takie jak wyświetlanie kursu wymiany walut, opierają się na danych z zewnętrznych źródeł. W przypadku zgłoszenia nieścisłości, kontaktujemy się z dostawcami danych, aby jak najszybciej skorygować błędy – przekazało Google Polska.
Przypomnijmy, że 1 stycznia w sieci pojawiły się dane serwisu Google o aktualnych kursach walut, z których wynikało, że euro jest warte 5,20 złotego, dolar prawie 4,70 złotego, a frank szwajcarski 5,30 zł. Z danych tych wynikało, że ceny tych walut znacząco „podskoczyły". Na reakcję ministra finansów Andrzeja Domańskiego nie trzeba było długo czekać. – Ten kurs złotego, który sieje panikę to „fejk" (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy – napisał na platformie X (dawniej Twitter) szef resortu finansów.
Domański odesłał internautów do notowań serwisu Bloomberg, gdzie euro kosztowało w tym samym czasie 4,34 zł.
Minister finansów oczekuje wyjaśnień
RMF FM poinformowało dziś, że minister finansów zwrócił się do amerykańskiego giganta technologicznego z prośbą o złożenie wyjaśnień w sprawie fałszywego podawania kursów walut.
Do poniedziałkowego zamieszania odniósł się dziś również na platformie X Narodowy Bank Polski. Na koncie rzecznika NBP na platformie X podkreślono, że bank centralny publikuje na swojej stronie "sprawdzone i w pełni wiarygodne kursy złotego". – Wykresy prezentowane przez Google nie zawsze są precyzyjne i odzwierciedlają realia, a sam portal nie bierze odpowiedzialności za ich prawidłowość. Google, jak możemy oficjalnie przeczytać, nie weryfikuje zaciąganych danych publicznych. Zachęcamy do korzystania z pewnych danych kursowych na stronie NBP – czytamy na koncie rzecznika NBP.
Czytaj też:
Co stało się z kursem złotego? Minister finansów chce wyjaśnień od GoogleCzytaj też:
Google zapłaci 5 mld dolarów. Szpiegował użytkowników trybu „incognito”