Marcin Haber: W swoim planie podają Państwo, że każdy miesiąc dalszego zamrożenia gospodarki to strata na poziomie 7-8 mld zł. Ekonomiści twierdzą, że może to być nawet 2 proc. PKB na koniec roku. Czy każdy dzień zastoju jest teraz krytyczny?
Andrzej Sośnierz: Tak naprawdę są to dopiero pewne symulacje i przypuszczania, więc do konkretnych kwot nie można być pewnym, ale jasne jest, że są to bardzo znaczące kwoty. Powstrzymany jest obrót gospodarczy wielu firm. Stąd konieczność znalezienia sposobu wyjścia z tej sytuacji.
Wskazali Państwo także na konieczność przeprowadzania 60-80 tys. testów dziennie. Były już wicepremier Jarosław Gowin powiedział, że jego ostatnią decyzją było podpisanie zgody na finansowanie produkcji polskiego testu. Czy dostępność takiego testu pozwoli na przeprowadzanie zakładanej liczby badań?
Aby przeprowadzić takie badanie, konieczna jest dostępność odczynników, urządzeń, laboratoriów i laborantów. Jeżeli mamy już kilkanaście czynnych laboratoriów, a ilość przeprowadzanych testów jest nadal niewielka, to oznacza, że prawdopodobnie wydajność urządzeń jest niewielka. Jedno urządzenie powinno przy całodobowym cyklu wykonać 1000-1100 testów, a obsługiwać je musi kilkunastoosobowy zespół.
Jeśli podobno mamy już takich laboratoriów 30, a dziennie wykonywane jest 10 tys. testów, to znaczy, że na jedno przypada ich nie 1100, a 300. Prawdopodobnie oznacza to, że część urządzeń jest przestarzała.
Aby uzyskać zakładaną przez nas wydajność, trzeba kupić dodatkowy sprzęt, który oferują np. Chińczycy. Wydajność produkcji polskiego testu to 150 tys. sztuk tygodniowo. To również oznacza, że może ich brakować i trzeba będzie kupować także testy skądinąd. Myślę jednak, że polscy producenci stopniowo będą zwiększać wydajność.
Naszego planu nie da się wprowadzić od razu. Trzeba to robić stopniowo. Trzeba powołać zespoły epidemiologiczne, pobór próbek, który musi być prowadzony w miejscu, gdzie przebywa osoba podejrzana o zakażenie. Trzeba zorganizować sieć izolatoriów. To wszystko wymaga sprawnego, silnego zarządzania.
Ile według szacunków będzie kosztowało potencjalne wprowadzenie planu?
Na pewno będzie to kilkaset milionów złotych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, jak ten koszt ma się do strat, które przynosi dalsze zamrożenie gospodarki. Mówiąc tylko o ZUS-ie, zawieszenie spłaty składek to miesięcznie miliardy złotych. Myślę więc, że warto wydać takie kwoty, aby później musieć jak najmniej przekazywać na tarczę antykryzysową. Im wcześniej uwolnimy gospodarkę, tym mniej później będziemy musieli płacić.
Minister Zdrowia powiedział, że 19 kwietnia rozpocznie się odmrażanie gospodarki. Wiele państw świata także przeprowadza takie działania. Czy uważa Pan, że bez wprowadzenia Państwa planu, jest to dobry pomysł?
To jest konieczność. Ja jednak staram się zaproponować, aby robić to z głową. Nie po to cały miesiąc Polacy się izolowali, aby teraz wszystko cofać i pozwolić ludziom iść do pracy bez stworzenia odpowiednich warunków.
By zrobić to w sposób bezpieczny, powinniśmy móc „wyłapać” wszystkich zarażonych i nosicieli bezobjawowych. Jest to związane z dalszą kwarantanną, ale nie wszystkich Polaków, a kilkudziesięciu tysięcy osób. Jeżeli to się uda, to możemy bezpiecznie odmrażać gospodarkę.
A jak wygląda poparcie dla planu wśród koalicji rządzącej? Czy wicepremier Jadwiga Emilewicz próbuje plan przeforsować?
Staramy się elementy tego programu przedstawiać już od trzech tygodni, ale nie widziałem specjalnego zainteresowania. Teraz postanowiłem przedstawić go całościowo. Jestem przekonany, że trzeba go wprowadzić, bo jeśli zakończymy kwarantannę bez planu, to możemy mieć za chwilę gwałtowny wzrost zachorowań.
Na początku, gdy wróg jest nieznany, to należy się schować. Obecnie, gdy już wiemy, z czym mamy do czynienia, to należy przystąpić do ataku.
Prawda jest taka, że gdybyśmy taki plan wprowadzili trzy tygodnie temu, to wybory 10 maja mogłyby się prawdopodobnie odbyć normalnie.
Czytaj też:
Plany odmrażania gospodarek pozytywnie odbiły się na giełdach