Już za 10-20 lat przejście na emeryturę może nie być takie oczywiste. Obecnie obowiązuje oficjalny wiek emerytalny, który dla kobiet wynosi 60, a dla mężczyzn 65 lat, ale jak zaznacza w wywiadzie dla portalu 300Gospodarka.pl Paweł Dobrowolski, główny ekonomista Polskiego Funduszu Rozwoju, „ta cezura pochodzi z realiów demograficznych połowy XX wieku i jest nie do utrzymania”.
Kiedy na emeryturę? „Wielu będzie pracować po siedemdziesiątce”
Skąd przeświadczenie ekonomisty PFR o nadchodzących zmianach? Z liczb. Dane pokazują, że przez ostatnią dekadę liczba osób na rynku pracy rosła, co pomagało w rozwoju gospodarczym. Ze względu na wyhamowanie wzrostu demograficznego, przez następne dziesięć lat liczba dostępnych pracowników będzie spadać, co może zahamować rozwój.
Jeszcze gorzej wygląda dłuższa perspektywa. Z oficjalnych informacji GUS wynika, że pierwsza fala narodzin, którą spowodowało wprowadzenie programu Rodzina 500+ w 2016 roku, nie trwała długo. Optymizm polskich rodzin skończył się na przełomie 2017 i 2018 roku. Od tamtego momentu statystyka narodzin zaczęła drastycznie spadać. Nie zmieniło tego wprowadzenie świadczenia również na pierwsze dziecko. Prawdziwy problem na rynku pracy może się więc zacząć za około 20 lat. GUS przewiduje, że do 2050 roku spadnie liczba osób w wieku przedprodukcyjnym i produkcyjnym. Wzrośnie za to odsetek osób w wieku poprodukcyjnym, czyli tych, który w obecnych realiach powinni myśleć o emeryturze.
Normą będzie dłuższa praca
Ekonomista PFR uważa, że w sytuacji, gdy większość z nas dożywa 80. roku życia, odejście od obecnego wieku emerytalnego jest naturalnym rozwiązaniem. „Łącznie z okresem nauki połowę życia spędzalibyśmy nieproduktywnie dla gospodarki, i ktoś musiałby nas finansować. To jest nie do utrzymania” – powiedział.
Czytaj też:
Szef PFR o możliwym „punkcie zwrotnym” dla gospodarki. Wskazał termin