Spójrzmy prawdzie w oczy: Praca z biura to koszt dla pracownika. Nie wszyscy to akceptują

Spójrzmy prawdzie w oczy: Praca z biura to koszt dla pracownika. Nie wszyscy to akceptują

Praca zdalna
Praca zdalna Źródło: Pixabay / Firmbee
Powiedzmy sobie szczerze: praca z biura oznacza koszty, których nie ponoszą pracownicy wykonujący obowiązki z domu. BBC zwraca uwagę, że niektórzy pracownicy wcale nie mają zamiaru tracić czasu i pieniędzy na dojazdy, skoro czas pandemii pokazał im, że można pracować inaczej. Pierwsze korporacje wypłacają dodatki za dojazdy, byle uniknąć zwolnień.

„Czas, by Amerykanie wrócili do pracy i ponownie wypełnili centra naszych miast” – powiedział na początku roku prezydent Joe Biden. Również brytyjski premier Boris Johnson wyraził nadzieję, że poddani królowej wkrótce wrócą do biur. „Matka Natura nie lubi pracy z domu” – zażartował. Serwis BBC wyjaśnia, że publiczne zachęty do powrotu podyktowane są troską o malejące wpływy do budżetów miejskich ze sprzedaży biletów. Przez dwa lata dużo mniej ludzi korzystało z transportu publicznego, a tabor trzeba było utrzymywać, motorniczych i kierowców wynagradzać za pracę, nawet jeśli w szczycie pandemii wozili głównie powietrze. Praca zdalna szczególnie uderzyła w budżety dużych miast, gdzie odsetek osób mogących świadczyć usługi bez wychodzenia z domu jest najwyższy.

Powiedzmy sobie szczerze: dojazdy do biura to koszty

Nie jest jednak niczym zaskakującym, że nie wszystkim śpieszy się z powrotem do biur. To samo obserwujemy zresztą w Polsce. Są osoby, dla których nawet praca hybrydowa, która zakłada łączenie pracy z domu i biura, to opcja nie do zaakceptowania, gdyż nie widzą powodu, by choćby dwa razy w tygodniu odbijać kartę wejściową do jakiegoś biura. Powody są różne. Jedni nie lubią pracować w dużych skupiskach i najlepiej czują się w swoich mieszkaniach, inni nie chcą codziennie dojeżdżać do firmy i cieszą się, że po ośmiu godzinach pracy wyłączają komputer i mogą płynnie przejść do innych zajęć.

Czytaj też:
Pracuj zdalnie na złość Putinowi. Naukowcy z poważnej organizacji przekonują, że to ma sens

Rozmówcy BBC zwrócili uwagę na jeszcze jedną rzecz: koszty związane z pracą z biura. W wielu miastach – i dotyczy to także naszego kraju – po pandemii wzrosły koszty biletów, więc dojazd do pracy kosztuje więcej niż dwa lata temu. Jedna z rozmówczyń powiedziała, że na początku 2020 roku za bilet kolejowy na krótkim odcinku płaciła 35 funtów, a teraz musi zostawić w kasie prawie 50 funtów. Dziś dużo więcej płacimy także za benzynę.

Po dwóch latach chodzenia w dresach pracownicy muszą odbudować swoją garderobę, a to kolejne koszty. Kolejną kategorią jest jedzenie. W dobrej sytuacji są ci, którzy są w stanie przetrwać cały dzień na kanapkach albo umieją przygotowywać jedzenie w pudełkach, tzw. lunchboxy. Gorzej, gdy każdego dnia potrzebują zjeść około południa konkretny obiad, bo to oznacza około 30 zł w biurowym bistro. To i tak tańszy wariant, bo jeśli w biurowcu lub jego najbliższym sąsiedztwie nie działa stołówka, powstaje konieczność jedzenia w restauracjach, a to jeszcze droższe. Ewentualnie można kupować gotowe dania do odgrzania w mikrofalówce u sprzedawców, którzy każdego poranka peregrynują po biurowcach. Niezależnie od scenariusza, oznacza to wyższe koszty niż przygotowanie obiadu w domu.

Po co praca, do której trzeba dopłacać?

Rosną koszty utrzymania, żywności, a nie wszyscy zatrudnieni mogą liczyć na podwyżki. Praca z domu oznaczała więc dla niektórych możliwość oszczędzania. – Jestem teraz w takim punkcie, że muszę wrócić do biura w pełnym wymiarze, a mnie po prostu nie stać na codzienne dojazdy. Benzyna będzie mnie kosztowała zbyt wiele – powiedziała rozmówczyni z RPA.

Jako że finansowo straci na tym powrocie, rozważa znalezienie pracy, która nie będzie wymagała od niej codziennych dojazdów. Tym bardziej że pandemia dowiodła, że w jej przypadku praca z domu przynosi takie same efekty jak wykonywana w biurze.

Kilka korporacji wprowadzi dodatki za dojazdy do biur

Tego właśnie boją się pracodawcy: że zgoda na pracę w pełni lub z przewagą zdalnej stanie się warunkiem, od którego część pracowników uzależni pozostanie w firmie. Korporacje, którym zależy na częstej obecności pracowników i chcą uniknąć roszad związanych z zatrudnieniem, przygotowują systemy zachęt dla powracających.

Koncern medialny Bloomberg zaoferuje swoim pracownikom w Stanach Zjednoczonych dodatek w wysokości 75 dolarów, który mogą przeznaczyć na dojazd do biur lub inny dowolny cel. Firma konsultingowa PwC wypłaci pracującym w biurach dodatkowy tysiąc funtów, a bank Goldman Sachs zaoferuje niektórym pracownikom bezpłatne śniadania i obiady.

Gdy prezes chce iść na skróty

W przyszłości może się okazać, że dodatki za dojazdy do pracę staną się normalnymi benefitami, których będą oczekiwać kandydaci i pracownicy, coś na kształt wyśmiewanych, ale jednak mocno już zakorzenionych w korporacjach, owocowych czwartków. „Jeśli niektóre firmy zaczną dawać ludziom pieniądze na dojazdy, stanie się to normą, do której rynek się dostosuje” – powiedział w rozmowie z BBC Jean-Nicolas Reyt, adiunkt wydziału zarządzania z kanadyjskiego uniwersytetu McGill. Przyznał, że zgłaszali się do niego na biznesowe konsultacje prezesi i dyrektorzy, którzy chcieli ustalić, w jaki sposób przymusić pracowników do powrotu do biur. Reyt odniósł wrażenie, że niektórzy managerowie zdają się nie dostrzegać, jak bardzo zmieniła się organizacja pracy po pandemii i że pracownicy zaczęli kwestionować niektóre reguły, które jeszcze przed 2020 rokiem były czymś oczywistym. Przekonuje on swoich klientów, że nie mogą oczekiwać, że pracownicy zrezygnują z korzyści, jakie daje im praca zdalna bez zapytania, co dostaną w zamian.

Czytaj też:
Praca zdalna nadal bardzo popularna i nadal nieuregulowana. Jest nowy projekt