The Guardian dotarł do dokumentu z którego wynika, że Unia Europejska wycofuje się z narzucenia limitu cenowego na gaz z Rosji. Decyzja ta nie zaskakuje biorąc pod uwagę to co działo się pod koniec ubiegłego tygodnia.
Sporny limit
Przypomnijmy, że podczas piątkowego posiedzenia Komisji Europejskiej, ministrowie krajów unijnych odpowiedzialni za energię i klimat zobowiązali się do jak najszybszego przedstawienia konkretnych propozycji dotyczących załagodzenia skutków kryzysu energetycznego, spowodowanego przez wojnę na Ukrainie. Dyskutowane mają być kwestie dotyczące m.in. wprowadzenia obowiązku zmniejszenia popytu na energię w godzinach szczytu, ograniczenia przychodów wytwórcom energii (korzystających ze źródeł innych niż gazowe), czy nałożenia limitu cenowego na importowany gaz.
Ta ostatnia kwestia podzieliła w piątek unijnych ministrów. Jak zauważa serwis Euroactiv, tylko część z nich opowiedziała się za objęciem limitami cen gazu sprowadzonego z Rosji rurociągami. Nie brakowało głosów, że podobne limity należy nałożyć także na inne dostawy – LNG i rurociągami z Norwegii oraz Afryki. W podsumowaniu piątkowego spotkania ustalono, że „potrzebne są dalsze dyskusje” nad możliwymi wariantami ograniczenia cen gazu.
Przeciwnikiem wprowadzenia limitów są kraje, które importują duże ilości gazu z Rosji, ponieważ obawiają się, że Kreml wstrzyma dostawy surowca, co wpędzi ich w recesję.
Będzie nowy podatek?
UE – jak pisze The Guardian – posuwa się natomiast naprzód z opodatkowaniem nadwyżek zysków firm energetycznych. Podatek określany jest jako „wkład solidarnościowy”. Z unijnych szacunków wynika, że w tym roku spółki naftowo-gazowe odnotują pięciokrotne wzrosty. „Nadwyżki” i „nieoczekiwane zyski” – jak zauważa brytyjski dziennik nie są efektem decyzji ekonomicznych czy inwestycyjnych, a wynikiem tego, jak rozwinęła się sytuacja na rynkach energetycznych po wybuchu wojny.
Czytaj też:
Szantaż Gazpromu na nic. Ceny gazu poniżej psychologicznej bariery