Jeśli Polacy żyją w permanentnej kampanii wyborczej, to co mają powiedzieć Amerykanie, gdzie wybory odbywają się co dwa lata, a przed wyborami prezydenckimi dochodzi jeszcze prawyborczy maraton. Dziś w USA odbędą się wybory do Kongresu – wybrany zostanie nowy skład Izby Reprezentantów i jedna trzecia Senatu.
Przedwyborcze sondaże dają przewagę Partii Republikańskiej, która może przejąć większość zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie, podczas gdy obecnie obie izby kontroluje Partia Demokratyczna. Przypomnijmy, że kandydujący z ramienia tej partii Joe Biden pokonał dwa lata temu urzędującego prezydenta Donalda Trumpa (była to pierwsza porażka aktualnego gospodarza Białego Domu od 28 lat).
Biden wykorzystuje rezerwy ropy
Dziś Biden ma fatalne notowania, co ma związek m.in. z tym, że Amerykanie winią jego administrację m.in. za najwyższą od 40 lat inflację. Chcąc poprawić notowania demokratów, administracja Bidena postanowiła uderzyć w największe źródło inflacyjnego niezadowolenia obywateli, czyli w ceny paliw. Jak przypomina Bankier.pl, w czerwcu średnia detaliczna cena galonu benzyny w USA po raz pierwszy w historii przekroczyła 5 USD. Dla przyzwyczajonych do względnie taniego tankowania Amerykanów był to szok (poprzedni rekord cen benzyny w USA pochodził z roku 2008 i ledwo przekraczał 4 USD/galon).
Portal przypomina, że do tej pory, gdy gospodarz Białego Domu potrzebował niższych cen ropy, telefonował do saudyjskiego króla, prosząc o zwiększenie wydobycia. Saudyjczycy zwykle się na taki ruch zgadzali, wystawiając słony rachunek za swoją przysługę. Teraz jednak stało się inaczej – książę Mohammed bin Salman odmówił Amerykanom i wręcz ograniczył dostawy surowca.
W tej sytuacji Biden podpisał dekret o skierowaniu na rynek 15 mln baryłek ropy z rezerw strategicznych. Bankier.pl przypomina, że nie była to pierwsza tego typu decyzja obecnego prezydenta USA – w marcu br., tuż po wybuchu wojny Biden rzucił na rynek aż 180 mln ropy naftowej z państwowych rezerw, zaś pod koniec zeszłego roku ogłosił uwolnienie 50 mln baryłek „czarnego złota”.
Bankier.pl przypomina słowa, które miał wypowiedzieć Donald Tusk 11 lat temu, kiedy to ponownie wygrał wybory: „Teraz to paliwo może być nawet i po 7 zł". Według serwisu podobne podejście mogą prezentować teraz amerykańscy politycy. Demokraci przez jakiś czas nie będą musieli się przejmować cenami przy dystrybutorach, mogą więc zakręcić kurek z rezerw strategicznych, efektywnie ograniczając podaż ropy naftowej. Przy utrzymaniu bez zmian popytu powinno to oznaczać wyższe ceny.
Czytaj też:
Ceny paliw nie powinny mocno wzrosnąć do końca roku. A co potem?Czytaj też:
Biden rozmawiał z Scholzem. Ważna deklaracja w kontekście wizyty w Chinach