Rating po europejsku ? a dlaczego nie?

Rating po europejsku ? a dlaczego nie?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Realizacja dobrze obmyślonego konceptu nowej europejskiej agencji ratingowej, działającej w sposób przejrzysty, zmieniłaby na stałe zasady, na jakich działa rynek ratingu. Czyż nie o to chodzi? pisze Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska”.
Jakąkolwiek szufladę ostatnio otworzyć, zewsząd wyłażą ratingi. Rosną, spadają, straszą zmianami. Wróg publiczny numer 1 ma postać smutnego garniturowca ? analityka, albo jeszcze gorzej ? członka komitetu ratingowego, który wydziela cenne literki. Politycy zdają się mówić: całe zło zniknęłoby raz na zawsze, gdyby nie trzy wszechmocne agencje. Brzmi to nieco jak Wałęsowskie: 'Stłucz pan termometr, a nie będziesz pan miał gorączki'. Inwestorzy są pod tym względem bardziej racjonalni: dla nich niski rating oznacza po prostu 'nie kupuj', a dobry ? 'może kup, może nie'. Pracownicy agencji mają w końcu tylko tyle wiedzy, ile im kraje, firmy czy miasta przekażą. Jeśli te sprytnie ukryją trupa w szafie, rating robi się wart mniej niż zero.

Emocje wokół ocen powinny z czasem opadać, a jest odwrotnie. Toczy się ożywiona dyskusja, jak tę działalność uregulować. Ale najwięcej emocji towarzyszy pomysłowi stworzenia nowej agencji ratingowej. Krytycy naśmiewają się z samej idei i z polityków unijnych, którzy temat podnoszą. A ja pytam: dlaczego nie? Skoro konkurencja to rzecz zdrowa, dajmy szansę nowej inicjatywie.

Projekt w wersji firmy Roland Berger Strategy Consultants zakłada stworzenie European Rating Agency (ERA) jako niezależnej fundacji non profit, izolowanej od wpływu poszczególnych państw i rządów, otwartej dla inwestorów z sektora finansowego. ERA miałaby być skonstruowana tak, by unikać konfliktu interesów fundatorów. Dysponowałaby radą naukową, która z kolei dbałaby o merytorykę ratingów. Wszystko to miałoby się odbywać w sposób przejrzysty, czyli zupełnie inaczej niż obecnie. Diabeł, rzecz jasna, tkwi w szczegółach, ale realizacja takiego konceptu zmieniłaby na stałe zasady, na jakich działa rynek ratingu. Czyż nie o to (prawie) wszystkim chodzi?